25 listopada 2010

Bruce Springsteen & The E Street Band - The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault – Houston ’78 Bootleg House Cut

Tą płytę trudno pochwalić za jakość obrazu. Reszta jest za to na właściwym dla zespołu poziomie, czyli fantastyczna. Obraz wygląda nieco dziwnie zajmując jedynie środkową część ekranu, wszelkie próby jego elektronicznego przeskalowania nie wychodzą najlepiej.

Jak zwykle pierwsze kilka utworów zespół potraktował jako rozgrzewkę. Otwierający całość Badlands ma niecałe 5 minut, a czasem potrafi trwać ponad 10. Kolejny utwór to Streets Of Fire – też jest jeszcze nieco leniwie, choć zarówno solówka gitarowa Bossa, jak i wokal są już agresywniejsze, co oznacza powolne wchodzenie na właściwe dla zespołu obroty.

Jeśli dźwięk pochodzi z tego samego źródła, co obraz, to dokonano realizacyjnego cudu. Jego jakość jest niezła, oczywiście daleko do współczesnych rejestracji, a także brakuje trochę do fragmentów umieszczonych na płycie Thrill Hill Vault 1976 – 1978 z tego samego zestawu. Jednak w całości jest akceptowalna i pozwalająca w pełni cieszyć się z uczestnictwa w jednym z najlepszych koncertów z 1978 roku.

It’s Hard To Be The Saint In The City to przede wszystkim duet gitarowy Bruce’a i Steve Van Zandta. Darkness On The Edge Of Town będzie potrzebował jeszcze kilku lat scenicznej praktyki, żeby stać się jednym z kluczowych fragmentów wielu koncertów zespołu. To zresztą dla The E Street Band dość typowe – utwory z nowo wydanych płyt potrzebują nieco czasu. W czasie tras promujących ich płytowe wydania nie są kluczowymi elementami koncertów – zwykle pojawiają się na początku, w krótkich wcieleniach, przypominających nagrania studyjne. Te utwory stają się ważnymi momentami koncertów dopiero dwie lub trzy płyty i trasy później.

Spirit Of The Night to zwyczajne szaleństwo wokalne i spacer Bossa i Big Mana wśród publiczności – to pierwszy kulminacyjny moment całego wydarzenia. Independence Day – to chwila oddechu dla muzyków i publiczności. Wolniejsze tempo wcale nie oznacza zmiany nastroju, czy spadku napięcia. Dalej każde słowo brzmi, jak jadowite ociekające jadem żądło wymierzone we wroga w słusznej sprawie. Zespół sprawia wrażenie, jakby chciał już koniecznie wystartować do kolejnego szybkiego numeru, muzycy niecierpliwie poprawiają swoje pozycje w blokach startowych wypatrując szybszych, dłuższych i coraz lepszych utworów czekających na publiczność w dalszej części koncertu.

The Promised Land to jedna z lepszych partii harmonijki w wykonaniu Bruce’a Springsteena. Tutaj jest brudna, jakby niedbała, bluesowa, jednak pełna pasji i energii, ciekawsza od wersji studyjnej i wielu późniejszych nagrań koncertowych. Prove It All Night to zkolei szaleństwo gitarowe, niekończąca się i ciągle przyspieszająca solówka Bossa. To jeden z najlepszych momentów tego koncertu. Mógłby być finałem finałów. Jednak dla zespołu to dopiero jedna trzecia całego występu. To pierwsze z nagrań, po którym wielu muzyków padłoby bez tchu na deski sceny. Ale dla The E Street Band to dopiero rozgrzewka. Na tym koncercie przerwa będzie, ale nieco później…

Tak więc po kilkunastu sekundach ciszy i krótkiej zapowiedzi lidera, Roy Bittan gra już wstęp do niełatwego wokalnie dla dyszącego ze zmęczenia Bossa, Racing In The Street. Thunder Road może nieco rozczarowuje, będąc słabszym fragmentem koncertu. Temu wykonaniu dokucza nieco brak myśli przewodniej, swoisty bałagan koncepcyjny. Jest tu trochę wszystkiego, są z pewnością lepsze wykonania tej kompozycji. Próba wciągnięcia do śpiewania referenu publiczności jakoś się nie udaje, początek utworu jest niemrawy, a całość brzmi trochę tak, jakby każdy z muzyków grał swoją wersję, bez porozumienia z innymi.

Jungleland to tym razem popisowy numer Clarence Clemonsa, po którym następuje, praktykowana jeszcze wtedy na koncertach zespołu 20 minutowa przerwa.

Druga część koncertu rozpoczyna się od The Ties That Bind. Bruce w nowej koszuli i marynarce, z nieczęsto stosowaną 12 strunową gitarą elektryczną śpiewa kompozycję skazaną nieco na los otwierającego drugą część utworu rozgrzewkowego.

Koncert zarejestrowano w grudniu 1978 roku. Nie mogło więc zabraknąć Santa Claus Is Coming To Town i Big Mana w czerwonej czapce mikołaja. Mnie ten utwór już zawsze będzie przypominał wyborny koncert z Belfastu z grudnia 2007 roku, gdzie na żywo usłyszałem słynne dzwoneczki i ho ho ho.

Fever to jeden z tych utworów, które ostatnio nie pojawiają się zbyt często i jeśli są grane przez zespół, to raczej na specjalne życzenie fanów wyrażane w postaci plakatów sektorach pod sceną. Te życzenia, to zwykle w dużej części wyszukiwanie właśnie nieczęsto wykonywanych ciekawostek. Tym razem to duet wokalny Bossa i Big Mana i czas dla saksofonu tego drugiego. To soulowy numer niespecjalnie pasujący do stylu zespołu. Tym razem to również wyborne solo organowe Dannego Federici.

Za kolejnym utworem – Fire zwyczajnie nie przepadam – to taka wprawka, kompozycja w stylu rockabilly, przypominająca nieco styl znany bardziej z nagrań z czasów Tunnel Of Love, a to nie był najlepszy czas Springsteena…

Po chwili jednak startuje Candy’s Room – to jeden z najlepszych przykładów tego, co zespoł potrafi zrobić z ballady, która w pierwotnej wersji możemy usłyszeć w wykonaniu Bruce’a na fortepianie na innej płycie tgo zestawu - Thrill Hill Vault 1976 – 1978. Jest krótko, bo to nowa kompozycja, ale mocno i treściwie, a także zaskakująco, jeśli porówna się to wykonanie z pierwotną wersją.

Because The Night zaczyna się nieco wolniej niż zwykle i jest bardziej melodyjny niż w wielu wykonaniach, kiedy 3 lub 4 gitarzystów tworzy w tym utworze orgię gitarowych akordów i ścianę sprzężeń, gubiąc gdzieś po drodze świetnie napisaną melodię. Wersja z Houston jest jedną z najlepszych oficjalnie wydanych. Jest bluesowa, przypominająca momentami wolniejsze solówki Jimi Hendrixa.

Point Blank – z niewydanej jeszcze płyty The River, to coś w rodzaju demo – raczej wersja nadająca się do studia niż kilkunastominutowa suita, którą wkrótce się stanie, a w jaka właściwie dowolną kompozycję potrafi zamienić zespół.

She’s The One po przydługim wstępie budzi z kilkunastominutowego letargu pozostałych muzyków, a w szczególności Maxa Weinberga i Steve Van Zandta. Dalej będzie już tylko szybciej, więcej, głośniej i ciekawiej. Nieuchronnie zbliżamy się bowiem do zakończenia, które jest początkiem bisów, które czasem potrafia trwać prawie godzinę. Tego wieczoru w Houston, to właśnie ten utwór do spółki z Backstreets i Rosalitą utworzyły zamykającą drugą część koncertu trójkę. W jakiś irracjonalny sposób, zawsze wiem, kiedy zaczyna się trzeci od końca utwór – zarówno oglądając koncert na żywo, jak i pierwszy raz z płyty, czy kiedys tśmy video. Tym razem też się sprawdziło. Czemu tak jest – zespół wtedy przyspiesza, muzycy sprawiają wrażenie, że już nic ich nie hamuje, rozpędzaja się do prędkości nieznanej żadnej innej grupie muzyków.

Monumentalne wykonanie Rotality z nieodłącznym przedstawieniem muzyków, które jest rytuałem od zawsze otwiera drogę do bisów, które zespół zaczął od Born To Run. W kategorii The E Street Band niespełna 30 minut oznacza krótki bis, dla reszty świata taki bis to czasem połowa koncertu…

Tym razem oprócz wspomnianego już Born To Run na bis zespół zagrał jeszcze wiązankę rock and rollowych coverów tradycyjnie nazwanych Detroit Medley, a także Tenth Avenue Freeze-Out, You Can’t Sit Down i Quarter To Three Gary U.S. Bonda, który często w tym czasie bywał ostatnim utworem na koncertach.

Cały koncert – świetny, choć widziałem na żywo parę lepszych setów, ale to ciężko porównywać. Być na widowni to co innego. Dla mnie ciągle najlepszą rejestracją koncertową pozostanie NYC, numerem dwa Barcelona, trzeciego miejsca wybrać nie potrafię, choć Londyn z 1975 jest coraz silniejszym kandydatem (z jubileuszowego wydania Born To Run).

W Houston był wyśmienity początek, nieco słabszy środek i wyborny koniec. Jednak to narzekanie jedynie przez pryzmat półki pełnej wszystkiego, co oficjalnie ukazało się w 40 letniej historii zespołu. To jest tak, czy inaczej najlepszy rockowy spektakl wszechczasów, jakich setki już zagrał zespół. Tylko tyle i aż tyle…

Bruce Springsteen & The E Street Band
The Promise: The Darkness On The Edge Of Town Story – Thrill Hill Vault – Houston ’78 Bootleg House Cut
Format: 3CD + 3 Blue Ray
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 886977823022

Brak komentarzy: