12 września 2011

Krzysztof Herdzin Trio - Capacity


Był kiedyś taki polski niekoniecznie ciekawy, może przez chwilę odrobinę śmieszny film – “Kiler”. W owym filmie jedną z lepszych satyr samego siebie zagrał Olaf Lubaszenko. Mam na myśli cytat, który przeszedł już do klasyki: Przepraszam bardzo, co tu się dzieje? … Film kręcą… To dlaczego ja nie gram”. To coś w rodzaju skróconego opisu kariery Krzysztofa Herdzina. Prawdopodobnie nawet sam zainteresowany nie wie, w ilu muzycznych projektach przez lata swojej kariery uczestniczył. Z jednej strony to zapewne źródło całkiem niezłych dochodów, z drugiej świadectwo wyśmienitego warsztatu muzycznego i świetnych pomysłów aranżacyjnych na każdy właściwie rodzaj muzyki. Można niektórych muzycznych dokonań lidera dzisiejszej płyty nie lubić, jednak pracowitość i kompetencje jednego z najbardziej zapracowanych polskich muzyków podziwiać należy.

Jak w tym natłoku zajęć Krzysztof Herdzin znalazł czas na skomponowanie, nagranie i wydanie płyty, która z pewnością komercyjnym sukcesem nie będzie? To pewnie nie było łatwe, ale udało się znakomicie. To w dużej mierze również zasługa pozostałych muzyków – Roberta Kubiszyna i Cezarego Konrada – równie pracowitych mistrzów zagrania wszystkiego, co klient sobie w studiu wymyśli.

Tym razem jednak w wyluzowany sposób muzycy zagrali to co wymyślił lider. Album otwiera jedyna w tym zestawie kompozycja, która nie wyszła spod pióra lidera – „Prayer For El Salvador” z repertuaru Yellowjackets, a jeśli mnie pamięć nie myli – to kawałek świetnej płyty „The Spin”.

Muzycy podjęli się dość trudnego zadania. Formuła klasycznego fortepianowego trio jest ograna do granic możliwości przez największe sławy. Trudno zatem zagrać coś nowego bez obawy posądzenia o wtórne naśladownictwo. Rozkładając muzykę na czynniki pierwsze z pewnością znajdziemy na „Capacity” wiele śladów wszystkich dźwięków, z którymi muzycy zetknęli się w przeszłości. To jednak nie jest wada. Muzyki nie pisze się ani nie gra na bezludnej wyspie. Czasem naśladuje się z braku własnych pomysłów, czasem z chęci przetworzenia muzycznej tradycji. Muzycy trio Krzysztofa Herdzina niczego nie naśladują, mają wystarczająco dużo swoich własnych pomysłów i wyśmienity warsztat.

Dla mnie na zawsze wzorcem fortepianowego trio pozostanie Oscar Peterson/Ray Brown/Ed Thigpen, jednak czas nie zatrzymał się w miejscu. Mamy przecież zespoły Gonzalo Rubalcaby, Kenny Barrona, Jana Lundgrena, czy Craiga Taborna i ostatniej rewelacji Vijaya Iyera. Jeśli o kimś zapomniałem, to przepraszam. Z pewnością trio Krzysztofa Herdzina gra w tej samej lidze.

Ostatnio z coraz większą radością obserwuję rozwój muzycznego talentu Roberta Kubiszyna, którego gra na kontrabasie staje się coraz bardziej stylowa. To wciąż dla mnie duże zaskoczenie, szczególnie, że przez jakiś czas mogło się wydawać, że Robert Kubiszyn pozostanie na dłużej w klimatach Anny Marii Jopek, które niekoniecznie są ulubione przez wszystkich fanów jazzowego grania.

Cezary Konrad, to klasyka polskiej perkusji, wydaje się, że gra od zawsze i zawsze podobnie kompetentnie, z właściwym timingiem, choć momentami  być może dla niektórych zbyt twardo i akuratnie. Do „Capacity” to akurat pasuje wyśmienicie.

Jedyną wadą tego albumu jest jedynie to, że jest taki zwyczajny. Nie trafi zatem na pierwsze strony gazet, nie będzie pożywką dla mało znających się na muzyce dziennikarzy wietrzących sensację. Nie ma tu Komedy, Chopina ani znanych przebojów popowych zagranych na jazzowo. Trzeba zatem albo dokonać fachowej muzycznej analizy, co mało kto z czytających popularne media zrozumie, albo uznać, że to zwyczajnie dobra, świetnie zagrana na światowym poziomie produkcja niszowej dla mediów, które są w stanie sprzedaży płyty pomóc, jazzowej muzyki. Trochę szkoda, jednak całego świata zmienić się nie da, własną płytotekę za to warto wzbogacić o najnowszy album tria Krzysztofa Herdzina.

Tekst przygotowany dla RadioJAZZ.FM

Krzysztof Herdzin Trio
Capacity
Format: CD
Wytwórnia: Fusion Music /Unicomp Empik Multimedia
Numer: 5903034049366

Brak komentarzy: