Był
kiedyś taki polski niekoniecznie ciekawy, może przez chwilę odrobinę śmieszny film
– “Kiler”. W owym filmie jedną z lepszych satyr samego siebie zagrał Olaf
Lubaszenko. Mam na myśli cytat, który przeszedł już do klasyki: Przepraszam
bardzo, co tu się dzieje? … Film kręcą… To dlaczego ja nie gram”. To coś w
rodzaju skróconego opisu kariery Krzysztofa Herdzina. Prawdopodobnie nawet sam
zainteresowany nie wie, w ilu muzycznych projektach przez lata swojej kariery
uczestniczył. Z jednej strony to zapewne źródło całkiem niezłych dochodów, z
drugiej świadectwo wyśmienitego warsztatu muzycznego i świetnych pomysłów
aranżacyjnych na każdy właściwie rodzaj muzyki. Można niektórych muzycznych
dokonań lidera dzisiejszej płyty nie lubić, jednak pracowitość i kompetencje
jednego z najbardziej zapracowanych polskich muzyków podziwiać należy.
Jak
w tym natłoku zajęć Krzysztof Herdzin znalazł czas na skomponowanie, nagranie i
wydanie płyty, która z pewnością komercyjnym sukcesem nie będzie? To pewnie nie
było łatwe, ale udało się znakomicie. To w dużej mierze również zasługa
pozostałych muzyków – Roberta Kubiszyna i Cezarego Konrada – równie pracowitych
mistrzów zagrania wszystkiego, co klient sobie w studiu wymyśli.
Tym
razem jednak w wyluzowany sposób muzycy zagrali to co wymyślił lider. Album
otwiera jedyna w tym zestawie kompozycja, która nie wyszła spod pióra lidera –
„Prayer For El Salvador” z repertuaru Yellowjackets, a jeśli mnie pamięć nie
myli – to kawałek świetnej płyty „The Spin”.
Muzycy
podjęli się dość trudnego zadania. Formuła klasycznego fortepianowego trio jest
ograna do granic możliwości przez największe sławy. Trudno zatem zagrać coś
nowego bez obawy posądzenia o wtórne naśladownictwo. Rozkładając muzykę na
czynniki pierwsze z pewnością znajdziemy na „Capacity” wiele śladów wszystkich
dźwięków, z którymi muzycy zetknęli się w przeszłości. To jednak nie jest wada.
Muzyki nie pisze się ani nie gra na bezludnej wyspie. Czasem naśladuje się z
braku własnych pomysłów, czasem z chęci przetworzenia muzycznej tradycji.
Muzycy trio Krzysztofa Herdzina niczego nie naśladują, mają wystarczająco dużo
swoich własnych pomysłów i wyśmienity warsztat.
Dla
mnie na zawsze wzorcem fortepianowego trio pozostanie Oscar Peterson/Ray
Brown/Ed Thigpen, jednak czas nie zatrzymał się w miejscu. Mamy przecież
zespoły Gonzalo Rubalcaby, Kenny Barrona, Jana Lundgrena, czy Craiga Taborna i
ostatniej rewelacji Vijaya Iyera. Jeśli o kimś zapomniałem, to przepraszam. Z
pewnością trio Krzysztofa Herdzina gra w tej samej lidze.
Ostatnio
z coraz większą radością obserwuję rozwój muzycznego talentu Roberta Kubiszyna,
którego gra na kontrabasie staje się coraz bardziej stylowa. To wciąż dla mnie
duże zaskoczenie, szczególnie, że przez jakiś czas mogło się wydawać, że Robert
Kubiszyn pozostanie na dłużej w klimatach Anny Marii Jopek, które niekoniecznie
są ulubione przez wszystkich fanów jazzowego grania.
Cezary
Konrad, to klasyka polskiej perkusji, wydaje się, że gra od zawsze i zawsze
podobnie kompetentnie, z właściwym timingiem, choć momentami być może dla niektórych zbyt twardo i
akuratnie. Do „Capacity” to akurat pasuje wyśmienicie.
Jedyną
wadą tego albumu jest jedynie to, że jest taki zwyczajny. Nie trafi zatem na
pierwsze strony gazet, nie będzie pożywką dla mało znających się na muzyce
dziennikarzy wietrzących sensację. Nie ma tu Komedy, Chopina ani znanych
przebojów popowych zagranych na jazzowo. Trzeba zatem albo dokonać fachowej
muzycznej analizy, co mało kto z czytających popularne media zrozumie, albo
uznać, że to zwyczajnie dobra, świetnie zagrana na światowym poziomie produkcja
niszowej dla mediów, które są w stanie sprzedaży płyty pomóc, jazzowej muzyki.
Trochę szkoda, jednak całego świata zmienić się nie da, własną płytotekę za to
warto wzbogacić o najnowszy album tria Krzysztofa Herdzina.
Krzysztof Herdzin Trio
Capacity
Format: CD
Wytwórnia: Fusion Music /Unicomp Empik
Multimedia
Numer: 5903034049366
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz