W
niedzielę, 16 października w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy zagrał Pat
Martino. Po raz kolejny zaczarował licznie zgromadzoną publiczność. Ostatnio
był w Polsce w 2002 roku. W Bydgoszczy zagrał w swoim ulubionym składzie, w
towarzystwie perkusisty Shawna Hilla i grającego na organach Hammonda Jaya
Bianchi. Taka właśnie konfiguracja zespołu, bez kontrabasu sprzyja gitarowym
improwizacjom lidera. Z takimi zespołami nagrywa najczęściej od końca lat sześćdziesiątych
kolejne wyśmienite płyty.
Pat Martino
Koncert
był wyśmienity. Muzycy towarzyszący liderowi byli tłem dla jego gitarowych
improwizacji, choć trzeba przyznać, że tłem wyśmienitym. Prawdopodobnie każdy z
nich mógłby zagrać dużo więcej i ciekawiej. W końcówce koncertu swój kunszt
pokazał grając wyśmienitą solówkę Shawn Hill. Ten wieczór należał jednak do
Pata Martino.
Shawn Hill
Mało
już zostało muzyków, którzy potrafią w taki sposób zaczarować słuchaczy.
Następców też jakoś nie widać. Pat Martino to niezwykła osobowość, sceniczna
charyzma i pogoda ducha. Elegancja z jaką posługując się gitarą wyczarowuje
niby oczywiste, a jakże urocze interpretacje znanych melodii jest jedyna w
swoim rodzaju. Pat Martino to także świetna technika, timing i niezwykle
kreatywne improwizacje.
Obszerny
wywiad, który udało mi się z Patem Martino przeprowadzić przeczytacie w
litopadowym numerze JazzPRESSu. Pat Martino to muzyk niezwykły, ale też
ujmujący swoją pozytywną energią niezwykle otwarty człowiek. Rozmowa miała być
o muzyce, ale była godzinną pogawędką o życiu, radości chwili, znajdowaniu
szczęścią w każdej sekundzie życia i umiejętności cieszenia się każdym dniem i
wszystkimi drobnymi zdarzeniami, które nas otaczają. Mnie pomogła zrozumieć
fenomen tego niezwykłego artysty. Tłumaczenie rozmowy nie będzie łatwe, ale z
pewnością jej obszerne fragmenty znajdziecie już za niespełna 2 tygodnie w
naszym miesięczniku.
Spodziewałem
się, że na sali zobaczę całe zastępy polskich gitarzystów, bowiem zobaczyć na
żywo Pata Martino, to inspirujące doświadczenie dla każdego, kto gra na
gitarze. Dostrzegłem tylko Jarosława Śmietanę. Nie rozmawiałem z nim wcześniej
o koncercie, jednak kiedy zobaczyłem go na widowni nie byłem zdziwiony…
Dziś
niezbyt często można usłyszeć na jednym koncercie taki repertuar, jak w
niedzielny wieczór w Bydgoszczy. Pat Martino oprócz kilku kompozycji własnych i
klasyków Wesa Montgomery zagrał między innymi „All Blues”Milesa Davisa, i „Seven
Come Eleven” Charlie Christiana i Benny Goodmana. Publiczności gromkimi brawami
udało się wywołać muzyków na dwa długie bisy. Pierwszy z nich – taki zapewne
planowany jeszcze przed koncertem – to było brawurowe wykonanie „Impressions”
Johna Coltrane’a, utworu często granego przez gitarzystów. Drugi bis – to była
wyciszająca emocje widowni wykonana na pożegnanie z Bydgoszczą kompozycja Horace
Silvera „Peace” – to też utwór lubiany
przez improwizujących gitarzystów.
Trzeba
przyznać, że mimo upływu lat Pat Martino nie zwalnia, potrafi ciągle zagrać
szybko i agresywnie, zachowując przy tym pełną kontrolę nad każdym uderzeniem w
strunę. Wielki dystans jaki ma do muzyki i otaczającego go świata sprawia, że w
tak znanych tematach jak „Impressions”, czy „All Blues” odnajduje ciągle coś
nowego, niezwykłego, tak jakby słyszał więcej i potrafił tym co usłyszy
podzielić się ze słuchaczami.
Pat Martino
Pat
mimo tego, że jak często podkreśla i co powiedział mi też w czasie wywiadu,
koncentruje się na chwili obecnej, często nie pamiętając nawet wczorajszego
koncertu, ma wiele planów dotyczących nowych nagrań, w tym z pewną tajemniczą
orkiestrą symfoniczną, dla której napisał dawno temu nieznane jeszcze światu
kompozycje. O szczegółach dowiecie się z wywiadu, na razie pozostają
wspomnienia z niezwykłego koncertu, garść płyt na półce i oczekiwanie na nowy
album – „Undeniable”, który ujrzy światło dzienne dosłownie za kilka dni.
Ten
koncert, obok występu Jeffa Becka w Warszawie był w tym roku bez wątpienia
najważniejszym muzycznym wydarzeniem w Polsce. Przed nami jeszcze Sonny
Rollins…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz