Kiedy spotyka
się w studio nagraniowym tak szacowne grono muzyków, powstać może w zasadzie
wszystko – album genialny, rzetelnie zrealizowana jazzowa płyta, lub zupełnie
nic nie warta przepychanka i zawody – kto zagra lepiej i wciśnie na krążek
więcej swoich pomysłów. W przypadku „Enjoy The View” z pewnością nie powstało
dzieło genialne. Powstała jednak niezwykle wprawnie zagrana i doskonale
zrealizowana mainstreamowa płyta jazzowa. Muzykom udało się osiągnąć znacznie
więcej niż tylko zagrać parę solówek na tle melodii, o których zapomnicie już
następnego dnia.
Udało im się
stworzyć zespół, osiągnąć więcej niż tylko zaoferować sumę swoich własnych,
znanych fanom zagrywek. Taki zespół śmiało mógłby ruszyć w letnią trasę
koncertową i objechać całą Europę, fundując sobie przy okazji przedłużone
wakacje. Niestety niewiele jazzowych festiwali jest w stanie zapłacić za 4
gwiazdy grające w jednym zespole. Pewnie dlatego muzycy w trasę raczej nie
pojadą razem, a każdy z osobna. Joey DeFranceso gościł całkiem niedawno w
Polsce dając całkiem rzetelny koncert o którym zapomniałem już następnego dnia,
po raz kolejny przekonując się, że letnie festiwale jazzowe to raczej atrakcja
turystyczna, niż miejsce gdzie dzieje się coś artystycznie ciekawego. Cóż –
muzycy też muszą mieć wakacje, a jeśli za hotele i samoloty zapłaci sponsor w
nadziei, że widzowie przyjdą na nazwiska., to tym lepiej – wakacje będą za
darmo, czyli za nasze, wydane na bilety pieniądze. Za każdym razem obiecuję
sobie, że to już mój ostatni letni festiwal i za każdym razem wytrzymuję w tym
postanowieniu co najwyżej 2, czasem 3 lata.
Wróćmy jednak do „Enjoy The View”. Ten album jest ponadczasowy, a to dobry
znak. Równie dobrze mógłby zostać nagrany 30 lat temu i też byłby aktualny, to
daje nadzieję, że będzie aktualny i za kolejne 30 lat., pod warunkiem
oczywiście, że płyta wytrwa do tego czasu, bowiem trwałość nośników cyfrowych
wcale nie jest nieskończona. Dlatego kupcie sobie jeśli możecie płytę
analogową, ta wytrzyma wieczność, a jak ekolodzy całkiem zabronią używania
prądu, co niewątpliwie jest całkiem realną możliwością, to przy odrobinie
wprawy można będzie skonstruować patefon na korbkę…
To znowu
jednak o czymś innym, niż „Enjoy The View”. Ten album przywrócił mi nieco wiary
w to, że Blue Note wydaje jeszcze produkty jazzowe, przynajmniej w moim
własnym, pochodzącym sprzed epoki MP3 rozumieniu tego słowa. Posiada on bowiem
wszelkie cechy produkcji tej zaszczytnej wytwórni sprzed 50 lat – powstał
raczej szybko, bowiem kalendarz uczestników sesji wypełniony jest dość
szczelnie, każdy przyniósł garść pomysłów i zabawa z pewnością była przednia. Ten
luz słychać. Tu nikt nie musi niczego udowadniać, nikt nie stara się zabłysnąć,
przekrzyczeć innych, udowodnić, że jest lepszy. Nikt tego nie musi robić.
Wszyscy pozostaną gwiazdami o ustalonym statusie niezależnie od nagrania tej
płyty. Wchodząc do studia można mieć dziejową misję, albo zwyczajnie dobrze się
bawić. Tym razem zdecydowanie chodziło o dobrą zabawę, a każdy z nas może sobie
postawić na półce dokumentację tego niezwykłego spotkania.
Ja zapamiętam
tą płytę na trochę dłużej również dlatego, że zaskoczyła mnie dojrzała gra
Davida Sanborna, którego postać w mojej głowie kojarzyła się ostatnio bardziej
z kolejnymi próbami zdobycia popularności na miarę Kenny’ego G, a nie z graniem
sensownej muzyki. Tym razem się postarał. Może mawet sięgnę po jego kolejny
solowy album, żeby przekonać się, czy może wreszcie będzie grał muzykę, a nie
uśmiechał się do młodej widowni grając absolutnie przewidywalne, banalne i zupełnie
pozbawione jakiejkolwiek wartości dźwięki? Na „Enjoy The View” dźwięków
pozbawionych sensu nie znajdziecie. Nawet, co też mnie nieco zdziwiło, trąbka
Joeya DeFrancesco brzmi nieźle… Może dlatego, że nie ma jej zbyt
wiele.
Bobby Hutcherson, David Sanborn, Joey DeFrancesco
feat. Billy Hart
Enjoy The View
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 602537654482
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz