Ten
album to jedna z moich absolutnie ulubionych płyt. Nie tylko płyt Milesa
Davisa, ale w zasadzie nie wyobrażam sobie życia bez tej muzyki. Takich płyt
mam jedynie kilka, nie może być ich wiele, bowiem nie starczyłoby czasu na
ciągłe powroty do ulubionych muzycznych fraz.
Oczywiście
Miles Davis ma na swoim koncie wiele płyt bardziej znanych, takich, które po
latach cały świat uznał nie tylko za muzycznie doskonałe, ale też historycznie
ważne, jak choćby „Birth Of The Cool”, „Kind Of Blue”, „Bitches Brew”, czy
wreszcie wszystko, co nagrał wspólnie z Gilem Evansem. Są również takie, które
nieco niezauważone przeszły bez echa, a zawierają absolutnie fenomenalną
muzykę, jak choćby wspominane przeze mnie niedawno wspólne nagrania Milesa
Davisa z Johnem Lee Hookerem – „The Hot Spot”, monumentalne 20 płytowe wydanie
wszystkich koncertów Milesa z Montreux – „The Complete Miles Davis At Montreux
1973-1991”, czy wreszcie chronologicznie całkiem bliskie dziś opisywanej płycie
nagrania „The Complete Live At The Plugged Nickel 1965”, na których George’a
Colemana zastąpił Wayne Shorter.
Sam
Miles Davis dający w połowie lat sześćdziesiątych setki koncertów zauważył
wyjątkowość tego, który zagrał 12 lutego 1964 roku w Lincoln Center
Philharmonic Hall w Nowym Jorku. W wielu wydaniach płyty cytowana jest jego
wypowiedź z okresu postprodukcji materiału – „We just blew off that place that
night. It was a motherfucker the way everybody
played – and I mean everybody”. Może chciał przy okazji trochę obronić Goerge’a Colemana, który z
pewnością nie był jego ulubionym saksofonistą?
W
sumie to jednak nie saksofon jest na tej płycie najważniejszy. Miles tego
wieczora sięgnął absolutnych szczytów swoich muzycznych możliwości. Moim
zdaniem nikt nigdy wcześniej, ani później nie zagrał na trąbce tak genialnego
koncertu. I chyba już nigdy nie zagra…
Producenci
chyba nie rozpoznali od razu wyjątkowości tego nagrania, postanowili bowiem
podzielić go na dwa albumy, nie zważając na kolejność wykonywanych utworów,
utworzyli album z balladami – „My Funny Valentine: Miles Davis In Concert” i
drugi, wydany kilka miesięcy później, cieszący się nieco mniejszym powodzeniem
„Four & More”. To pozbawiło materiał dramaturgii, pozwoliło jednak trafić
albumowi z balladami na listę albumów pop Billboardu i spędzić tam 9 tygodni,
co było nie lada sukcesem i oznaczało, że płytą zainteresowali się słuchacze
nie sięgający często po nagrania jazzowe.
Dziś
bez problemu można kupić połączony materiał wydawany pod nieco przydługim
tytułem „The Complete Concert 1964: My Funny Valentine + Four & More”. To
najdoskonalsza wersja nagrania tego koncertu. Miles sięgnął tego wieczoru po
sprawdzony koncertowy repertuar, znany słuchaczom co najmniej od kilku lat,
utwory, do których lubił wracać, które przez lata doskonalił i ulepszał.
Ciekawą muzyczną wycieczką jest zestawienie wykonań choćby „My Funny Valentine”
z lat pięćdziesiątych z nagraniem z dzisiejszej płyty. To jednak zadanie dla
muzykologów i historyków. Zdecydowanie lepiej jest zwyczajnie cieszyć się
muzyką.
Ten
wieczór był magiczny, nikt nie wie dlaczego, być może społeczny cel koncertu
związany z walką o pełne prawa obywatelskie dla wszystkich mieszkańców USA,
wyjątkowość sali, która w owym czasie nie gościła często muzyków jazzowych,
poczucie młodych wtedy jeszcze Herbie Hancocka i Tony Williamsa, że może to
jedyna okazja zagrania przed tak licznie zebraną publicznością? Zapewne to
wszystko miało znaczenie. George Coleman, który oprócz jednej trasy po Europie
z zespołem zaistniał jedynie na dwu studyjnych albumach Milesa Davisa zagrał
koncert swojego życia. 12 lutego 1964 roku w Lincoln Center wydarzyło się coś
niezwykłego, a dzięki nagraniom możemy wszyscy przekonać się o tym każdego dnia.
Dla mnie „The Complete Concert 1964: My Funny Valentine + Four & More” to
jedna z najważniejszych płyt w historii muzyki, całej muzyki…
Miles Davis
The Complete Concert 1964: My Funny
Valentine + Four & More
Format:
2CD
Wytwórnia:
Columbia
Numer:
07464488212
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz