29 sierpnia 2015

Roman Pokorny – Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute

Pochodzący z 2013 roku album Romana Pokornego, to dla mnie dość przypadkowe odkrycie. To jeden z tych niezliczonych zakupów, kiedy to pytam sprzedawcę w obcym kraju o jakieś jego ulubione płyty i wkładam je do koszyka, nie zaglądając wcześniej do ich muzycznej zawartości. Zaglądam za to głęboko w oczy samemu sprzedawcy, żeby zorientować się, czy wie o czym mówi. Ten z czasów mojej ostatniej wizyty w Pradze był wyjątkowym fachowcem, choć po wielu latach praktyki tego rodzaju udane zakupy przypisuję również w części własnej intuicji. Tak, czy inaczej, jeśli w dzisiejszych czasach gitarzysta nagrywa płytę poświęconą pamięci Granta Greena, to już na początku ma u mnie dodatkowe punkty, więc ten album pewnie i tak znalazłby się w moim koszyku.

„Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute” to jedyna znana mi produkcja Romana Pokornego, nie potrafię więc stwierdzić, czy to jego styl, czy tylko chwilowa wycieczka w stronę stylu sprzed lat. W sumie nie ma to większego znaczenia, bowiem muzyka brzmi wyśmienicie i równie dobrze mogłaby powstać pół wieku temu, w czasach świetności hard-bopowej gitary.

W grze Romana Pokornego jest pewna szczególna cecha właściwa największym mistrzom gatunku – rodzaj trudnej do określenia niestaranności, niedosłowności, znany tylko największym mistrzom sposób umieszczania dźwięków w muzycznej przestrzeni niekoniecznie dokładnie tam, gdzie powinny się znaleźć zgodnie z matematycznym wzorem na muzyczną przestrzeń kwantyfikowaną przez podział rytmiczny w czasie i skalę w wysokości poszczególnych dźwięków. Niektórzy mówią o tym, że czuje się bluesa, to zbytnie uproszczenie, choć mistrzem takich muzycznych niedopowiedzeń był niedościgniony B.B. King, przynajmniej w tych momentach, kiedy nie otaczał się zbyt wystawną i liczną orkiestrą…

„Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute” to album przebojowy, właśnie taki, jak najważniejsze nagrania Granta Greena, oferujący wyśmienite, wpadające w ucho melodie, które pozostają na długo w pamięci, a które gdyby dołożyć do nich jakiś niebanalny wokal, mogłyby stać się przebojami. Godnym podkreślenia jest również fakt, że równie dobre, jak znane melodie amerykańskie, są również kompozycje lidera.

„Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute” to wyśmienity album, który mógłby jednak być jeszcze lepszy. Niestety towarzyszący liderowi zespół nie stoi na równie wybitnym poziomie. Towarzyszący liderowi muzycy nie wychodzą poza nieco schematyczny, zbyt akuratny i oczywisty sposób tworzenia tła dla solowych popisów lidera. Są jak dla mnie zbyt przewidywalni, choć może właśnie dzięki temu gitara Romana Pokornego pozostaje zawsze na pierwszym planie.

Tak byłoby, gdyby nie jedyny, nieco odmienny, umieszczony na samym końcu albumu utwór – „Deep River”, ballada nieco odbiegająca stylem od całej reszty, zagranej w szybkich, lub najwyżej średnich tempach przebojowych kompozycji. Tu okazuje się, że zespół towarzyszący liderowi odżywa, może to więc w zdecydowanie wolniejszym tempie czują się lepiej? A może przypisana im rola była właśnie taka, pozostać w cieniu wyśmienitego lidera?

„Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute” to kolejna wyśmienita czeska propozycja gitarowa, po nagraniach Adama Tvrdy'ego. Czyżby więc Czechy stawały się krajem broniącym starej dobrej szkoły jazzowej improwizacji? Być może to kolejny dowód na to, że muzycy wzajemnie się inspirują i obok jednego wyśmienitego pojawiają się kolejni, którzy uczą się od mistrza jednocześnie chcąc mu dorównać…

Roman Pokorny
Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute
Format: CD
Wytwórnia: Revolta / MyRecords

Numer: 8594156240028

23 sierpnia 2015

Caecilie Norby & Lars Danielsson – Just The Two Of Us

Ten album, to wyśmienita niespodzianka, którą sprawiła mi wytwórnia ACT Music. Według mnie to jedna z najlepszych płyt 2015 roku, którego większość już za nami, tak więc pojawił się silny kandydat do tytułu płyty roku.

„Just The Two Of Us” to kameralna produkcja, która mogłaby ukazać się w cyklu Duo Art, który jest niezwykłym przedsięwzięciem wytwórni, prezentującym instrumentalne nagrania duetów. Tym razem to jednak propozycja piosenek z tekstem, więc i na okładce zdjęcie artystów zastępujące kolejny abstrakcyjny obraz z kolekcji sztuki nowoczesnej Siggi Locha.

Lars Danielsson gra przede wszystkim na kontrabasie, trochę na gitarze i czasem odrobinę na instrumentach perkusyjnych, jednak nigdy jednocześnie. Caecilie Norby też sięga po przeróżne instrumenty perkusyjne. Jednak większość muzyki to głos i kontrabas.

Atutami tego albumu są niezwykła przestrzeń, luz i piękne brzmienie. To również świetnie napisane przez oboje artystów piosenki oraz wybornie wybrane znane wszystkim przeboje – „Both Sides Now” Joni Mitchell, „And It’s Supposed To Be Love” Abbey Lincoln i „Hallelujah” Leonarda Cohena.

Pierwsza z tych piosenek z pewnością pomyślana jest jako definicja stylu tej płyty. Gdyby istniały single promocyjne, pewnie ta piosenka trafiłaby na nią jako pierwsza. Dla mnie jednak dużo ciekawsza jest interpretacja „And It’s Supposed To Be Love” – tu Caecillie Norby jedyny raz na całej płycie sięga po pomoc w postaci dodatkowego głosu, który zresztą sama nagrała. Taki rodzaj wokalnej polifonii nadużywany nie brzmi najlepiej. Ta operacja w kompozycji Abbey Lincoln udała się wyśmienicie, wprowadzając odrobinę swingowej dynamiki do tej wyciszonej muzyki.

Doskonałym podsumowaniem tej niezwykłej płyty jest fragment dialogu pomiędzy jej autorami, umieszczonego na okładce – Lars Danielson opisuje bowiem tą muzykę następującymi słowami – „But it’s not a duo… It’s a trio, you, me and the silence…”. To właśnie o tej przestrzeni, o niezagranych dźwiękach, niedopowiedzeniach i ciszy z pewnością jest ten album.

W historii muzyki wiele jest takich właśnie płyt, powstałych nieco przez przypadek, niekoniecznie zaplanowanych jako wielkie i ważne. Najczęściej powstają, kiedy w studiu w doskonałej atmosferze spotykają się przyjaciele. Tak z pewnością było tym razem.

„Just The Two Of Us” to album absolutnie magiczny, genialny pomysł na długi jesienny wieczór. Może niekoniecznie pasuje do tej płyty dość schematyczna interpretacja nieśmiertelnego przeboju Leonarda Cohena, ale być może właśnie dlatego „Hallelujah” zostało zepchnięte na koniec płyty. Szkoda, że takiej magii nie da się powtórzyć na koncertach. To zwyczajnie niemożliwe, żeby co kilka dni zagrać coś nawet zbliżonego do pięknych dźwięków zapisanych na płycie.

Caecilie Norby & Lars Danielsson
Just The Two Of Us
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9732-2