31 stycznia 2018

The Brecker Brothers – Out Of The Loop


Z „Out Of The Loop” miałem wiele przygód. Kiedy ukazał się w 1994 roku, wydawał się być fantastyczną płytą. Krótko później okazało się, że to jeden z największych komercyjnych sukcesów braci Brecker. Album w 1995 roku dostał dwie nagrody Grammy, został uznany za najlepszy album współczesnego jazzu, a Michael Brecker został nagrodzony za kompozycję „African Skies”.

„Out Of The Loop” był albumem, który wtedy uważałem za komercyjny i niekoniecznie całkowicie jazzowy. Ot taka lepsza wersja Kenny’ego G, może trochę bardziej ambitna, ale bez przesady. Z drugiej strony kilka lat wcześniej ukazała się „Amandla” Milesa Davisa, a właściwie Marcusa Millera z udziałem Milesa Davisa i wiele zespołów tak właśnie grało, w tym Brecker Brothers.

„Amandli” słucham dziś z przyjemnością, choć podobnie jak „Out Of The Loop” uważam ten album za zbyt mało spontaniczny, za bardzo wyprodukowany w złym tego słowa znaczeniu.

Miałem też moment, kiedy uwielbiałem grę Michaela Breckera na EWI. Wtedy słuchałem niemal bez przerwy „The Michael Brecker Band Live” z 1989 roku. Później przyszedł nieco bardziej melancholijny okres w karierze Michaela Breckera, który trwał właściwie aż do samej śmierci muzyka.

Dziś z równą przyjemnością słucham jego szaleństw na elektronicznym instrumencie, pięknych ballad z „Nearness Of You”, wczesnych nagrań Brecker Brothers z lat siedemdziesiątych, jak i ciągle według mnie za bardzo wyprodukowanego „Out Of The Loop”.

To właśnie ten album jest najbardziej znanym w całej dyskografii nagranej przez braci pod szyldem ich wspólnego zespołu. Choć o palmę pierwszeństwa na listach najważniejszych nagrań zespołu konkuruje z równie doskonałym debiutem z 1976 roku – albumem „The Brecker Bros.”. Oba mają zasłużone i ważne miejsce w historii jazzu, są ważnymi dokumentami momentów, w których powstały, ale przede wszystkim zawierają doskonałą muzykę. „Out Of The Loop” jest bardziej przebojowy i nieco mniej szalony. „The Brecker Bros.” też znajdzie się w Kanonie Jazzu już wkrótce.

Niemal tradycją w studyjnych nagraniach zespołu było zapraszanie wielu muzyków na sesje nagraniowe. W nagraniu „Out Of The Loop” wzięli udział między innymi współpracująca już wcześniej z Randy Breckerem pianistka Eliane Elias i wszędobylski, grający w końcówce XX wieku niemal ze wszystkimi kameruński basista Armand Sabal-Lecco.

W spisie muzyków uczestniczących w sesji znalazł się także Chris Botti, którego Michael Brecker wypatrzył na koncercie Paula Simona. Przypuszczalnie praca przy „Out Of The Loop” była jednym z pierwszych studyjnych kontraktów Chrisa Bottiego. Nie zagrał jednak na trąbce, zajął się aranżacją, produkcją i programowaniem instrumentów klawiszowych w jednym z utworów.

Brzmienie „Out Of The Loop” można kochać, można również uznać, że takie granie ma już za sobą najlepsze czasy. Pozostają jednak dobre kompozycje i kawałek historii muzyki. Tak w końcówce XX wieku grało wielu muzyków, szczególnie ci, którzy dwie dekady wcześniej byli liderami fusion. Do nich należeli bracia Brecker. „Out Of The Loop” to ich szczytowe osiągnięcie i tak pozostanie już zawsze. Jeśli przeszkadza Wam syntetyczny podkład, wsłuchajcie się w genialne solówki Michaela Breckera i doskonałe brzmienie trąbki jego brata.

The Brecker Brothers
Out Of The Loop
Format: CD
Wytwórnia: GRP / MCA
Numer: 011105978422

29 stycznia 2018

Leszek Możdżer / Iiro Rantala / Michael Wollny – Jazz At Berlin Philharmonic VII – Piano Night

Czytelnicy JazzPRESSu uznali „Piano Night” za najważniejszą zagraniczną płytę jazzową 2017 roku. Muszę przyznać, że byłem tym wyborem nieco zdumiony. Album nie zdobył uznania u naszego redakcyjnego kolegium. Jesienią ubiegłego roku album równie szybko pojawił się w moim odtwarzaczu, co z niego zniknął, lądując na półce z poprzednimi częściami cyklu koncertów gwiazd wytwórni ACT Music – „Jazz At Berlin Philharmonic”. Uznałem i zanotowałem, że to z pewnością był doskonały koncert, jednak wydawcy zrobili muzykom krzywdę wyrywając skrawki ich wykonań z kontekstu. Z pewnością bowiem każdy z nich zagrał tego wieczoru więcej, co najmniej tak samo dobrej muzyki. Z pewnością również producenci zarejestrowali całość.

ACT Music niezbyt często wydaje podwójne albumy, choć ostatnio oferta wydawnictwa trochę się rozszerza – pojawiły się retrospektywne wielopłytowe wydawnictwa i pierwsze albumy z dołączonym nagraniem video z koncertu – jak choćby całkiem niezły album Andreasa Schaerera – „The Big Wig”. Dlaczego zatem „Piano Night” jest wydawnictwem jednopłytowym? To nieuczciwe, pomyślałem sobie i mimo doskonałej zawartości muzycznej postanowiłem pominąć album w długiej kolejce do tytułu Płyty Tygodnia.

Jeśli jednak nasi czytelnicy i słuchacze uznali, że to najważniejsza płyta zagraniczna w zeszłym roku, to nie mogę tego faktu ignorować. Zatem płyta, już nieco zakurzona wróciła do mojego odtwarzacza, wywołując przy okazji powracającą wewnętrzną dyskusję na temat plebiscytów i ich kategorii. Już dawno pogodziłem się z faktem, że jakieś plebiscyty muszą być, bo to kolejne narzędzie marketingowe pozwalające nam wszystkim zwrócić uwagę na istotne wydawnictwa. Mimo tego, że z muzyką spędzam dużo czasu, to niemal co roku nawet na liście zdobywców Grammy, zupełnie komercyjnej i niekoniecznie artystycznie sensownej nagrody odkrywam wydawnictwa, o których istnieniu nie miałem pojęcia. W skrócie – nadążyć nie sposób, a nagrody pomagają zwrócić uwagę na takie albumy, które inni już znają i uznali za warte uwagi.

Dlaczego jednak dzielimy płyty na polskie i zagraniczne? Jaka jest definicja tego podziału? Czy płyta wydana przez polskich wykonawców w zagranicznej wytwórni jest płytą polską, czy zagraniczną? A w odwrotnej sytuacji – jeśli wykonawcy z Ameryki, a wydawca z Polski? Albo jeśli zespół mieszany? Co definiuje „zagraniczność”? Wydawca, lider zespołu, a może procentowy udział Polaków w składzie? Nie chcąc wchodzić w polityczne dyskusje o polskości, pozwolę sobie jedynie na drobną uwagę – dawno temu, w czasach, które większość z nas zna tylko z płyt podział na wydawnictwa polskie i zagraniczne miał sens, bo pozwalał naszym coś wygrać, bowiem z konkurencji światowej ni e mieliby szans. Dziś jest zupełnie inaczej. Nie powinniśmy naszym ułatwiać zadania i tworzyć dla nich osobnej kategorii. Mają szansę i często wygrywają z całym światem…

Powrót po paru miesiącach do „Piano Night” oceniam doskonale. Pełna pozytywnej energii muzyka, doskonałe bisy zagrane przez trójkę pianistów, mam wrażenie, że w dużej części spontanicznie, oddają – tak myślę – ducha koncertu, a to przecież w nagraniach koncertowych najważniejsze.

Ciągle żałuję, że to tylko jeden krążek i domagam się edycji rozszerzonej, chociaż całkiem prawdopodobne, że kolejne utwory znajdą swoje miejsce na kompilacyjnych koncertowych albumach ACT Music. Jakość muzyczną gwarantuje trójka doskonałych pianistów, a każdy z nich będąc wielką gwiazdą nie tylko muzyczną, ale również komercyjną w swoim kraju, zapewnił albumowi z pewnością wyższą niż wielu innych płyt wydawnictwa sprzedaż.

Czy zgadzam się z wyborem czytelników JazzPRESSu? Nie, nie uważam, żeby „Piano Night” było najlepszą światową płytą 2017 roku. Głosowałem na inne albumy, nie dzieląc ich na polskie i zagraniczne. Jednak „Piano Night” to doskonały album, który warto mieć na półce.

Leszek Możdżer / Iiro Rantala / Michael Wollny
Jazz At Berlin Philharmonic VII – Piano Night
Format: CD
Wytwórnia: ACT Music
Numer: ACT 9842-2