18 listopada 2019

Chrissie Hynde with The Valve Bone Woe Ensemble – Valve Bone Woe


Nie jestem jakimś wytrawnym obserwatorem kariery Chrissie Hynde i The Pretenders. Album „Valve Bone Woe” pewnie zupełnie nie zwróciłby mojej uwagi, gdyby nie nazwisko liderki. Postanowiłem potraktować go jak muzyczną ciekawostkę i zobaczyć co kryje się za podobno jazzowym projektem liderki The Pretenders, zespołu, który teoretycznie ciągle istnieje.


Nie jestem do końca pewien, czy gdyby nie znane nazwisko na okładce, album miałby szanse zaistnieć. Jednak starając się jak tylko potrafię zapomnieć, że to znana postać, postanowiłem dać szansę płycie, choć w tym przypadku najlepsze byłoby przesłuchanie w ciemno. Dodatkowym impulsem do zakupu stała się intrygująca lista utworów, obejmująca kompozycje z repertuaru The Beach Boys, Franka Sinatry, Nicka Drake’a, Charlesa Mingusa, Johna Coltrane’a i The Kinks. Dawno nie widziałem podobnej muzycznej układanki ułożonej wedle trudnego do odgadnięcia klucza. Część rockową można przypisać młodości Chrissie Hynde, jednak nawet jeśli mógłbym uwierzyć, że jako dziecko słuchała Antonio Carlosa Jobima, zanim została nieco zbuntowaną gitarzystką The Pretenders, to w młodzieńczą miłość do „The King And I”, z którego pochodzi „Hello Young Lovers” trudno mi uwierzyć, choć sama Chrissie Hynde mogła usłyszeć ten utwór w wykonaniu Franka Sinatry, którego w Ameryce lubili i lubią wszyscy. Może dlatego ja w Ameryce jakoś się nie odnajduję… Jeśli mnie pamięć nie myli, Chrissie Hynde ma zresztą na swoim koncie duet z Sinatrą na jego ostatnim studyjnym albumie „Duets II”.

Muzycznie album „Valve Bone Woe” broni się zarówno za pomocą trafionych aranżacji na chwilami ogromny, kilkudziesięcioosobowy skład instrumentalistów, jak i w związku ze szlachetnie starzejącym się głosem liderki zbliżającej się wielkimi krokami do siedemdziesiątych urodzin… Czas leci.

Głos 67-letniej Chrissie Hynde pasuje do repertuaru tego albumu. Odrobina melancholii, kompletny luz, ale również pełna kontrola nad każdą melodią wyróżnia ten album na tle innych orkiestrowych produkcji wokalnych. Oczywiście ciągle nie mam pewności czy płyta obroniłaby się bez wielkiego nazwiska na okładce. Siłą tego albumu jest jego kompletność. Nie jakieś niewiarygodne popisy wokalne, solówki instrumentalne czy pomysłowe aranżacje. Ten album jest zwyczajny, nie musi się wyróżniać, może jest katalogiem ulubionych melodii dawnej buntowniczki albo wspomnieniem z dzieciństwa? Może też być spełnieniem pragnienia nagrania z dużą orkiestrą. Motywy pozostają dla mnie nieznane, ale nie żałuję wydanych na tą płytę pieniędzy, choć założę się, że album nie będzie wyznaczał na stałe nowego pola działalności muzycznej Chrissie Hynde. Z pewnością też nie będzie ulubioną płytą tych, którzy cenią liderkę za wszystkie piosenki, które napisała dla The Pretenders.

Nie potrafię wskazać żadnego z utworów z tej płyty, który wybrałbym na singiel. W zasadzie żadna kompozycja nie wyróżnia się w jakiś szczególny sposób. Gdyby zestawić wykonania Chrissie Hynde z innymi znanymi nagraniami każdej z piosenek, pewnie w każdym wypadku znajdzie się wykonanie ciekawsze. Taki jednak jest los niemal wszystkich albumów z coverami. Jednak w zaskakujący sposób „Valve Bone Woe” wraca do mojej głowy. Ciągle próbuję rozszyfrować zagadkę – dlaczego te, a nie inne utwory. To ciekawa łamigłówka. Dla fanów The Pretenders to będzie pozycja obowiązkowa. Dla każdego, kto lubi dobrze zaśpiewane piosenki na tle orkiestry „Valve Bone Woe” będzie dobrym uzupełnieniem kolekcji. To nie jest album przełomowy, jednak jest całkiem ciekawy i warto poświęcić mu kilka wieczorów.

Chrissie Hynde with The Valve Bone Woe Ensemble
Valve Bone Woe
Format: CD
Wytwórnia: Chrissie Hynde / BMG
Numer: 4050538504484

Brak komentarzy: