Wczoraj odbył się pierwszy z trzech zaplanowanych w tym roku w Sali Kongresowej w ramach festiwalu Warsaw Summer Jazz Days koncertów. Na scenie pojawiły się dwa zespoły. Pierwszy z nich to projekt nazwany dość szumnie Bitches Brew Revisited.
Czego można spodziewać się po tak szumnie nazwanym projekcie? Z pewnością dużej porcji energii, rytmu, skomplikowanych faktur i ściany dźwięku wytworzonej poprzez zbiorową improwizację. Tego wszystkiego właśnie wczoraj zabrakło. Skład muzyków dość obiecujący, jednak uruchomienie scenicznego systemu dźwiękowego na pół gwizdka, przyciemnione światła i ciągłe kłopoty techniczne z odsłuchami na scenie dołożyły się do braku energii w zespole. Na scenie pojawili się – to z kronikarskiego obowiązku należy wyliczyć: Graham Haynes (trąbka), Vernon Reid (gitara) – to bodajże najbardziej znany z wielu projektów muzyk w tym zestawieniu, Melvin Gibbs (gitara basowa), JT Lewis (perkusja), DJ Logic (gramofony i inne elektroniczne zabawki), James Hurt (klawiatury), Adam Rudolph (instrumenty perkusyjne) i Antoine Roney (saksofony).
Graham Haynes - przez większość czasu schowany za elektroniką
Graham Haynes
Vernon Reid - sam sobie poklaszczę...
Vernon Reid - może w komputerze znajdę odpowiedź... ?
Vernon Reid - co tu się dzieje, czemu nam nie idzie?
Publiczność specjalnie nie dopisała, co z pewnością również odebrało część energii muzykom. Prawdopodobnie nawet przy pełnej Sali nic by z tego nie wyszło. Wyrób muzykopodobny nazwany Bitches Brew Revisited przez ponad godzinę trzymał nielicznych widzów na Sali w nadziei, że wreszcie coś się zacznie. No i zanim się zaczęło, to się skończyło. Oczywiście trudno dziś byłoby zebrać skład o podobnej muzycznej energii, jak udało się to Milesowi Davisowi na „Bitches Brew”. Oryginalny skład z płyty teoretycznie byłby wykonalny, przynajmniej w przybliżeniu, ale niezależnie od chęci dziś wielkich gwiazd, pewnie żadnego promotora na świecie na taki koncert nie byłoby stać.
DJ Logic i jego aparatura
Antoine Roney
Adam Rudolph
Adam Rudolph
Brak zaangażowania, wiary, pomysłu, brak mentalnego kontaktu z widzami. Parę ciekawych brzmień elektronicznych i nieco jazz-rockowej legendy nie wystarczy dziś i nie zwróci uwagi publiczności, nawet jeśli nazwie się zespół tak szumnie. W przerwie muzyka odtwarzana z taśmy brzmiała lepiej i miała w sobie więcej energii.
Melvin Gibbs i DJ Logic
Po dłuższej przerwie na scenie pojawili się muzycy z drugiego przygotowanego na ten wieczór projektu – Nublu Orchestra. Warto było czekać. To było bowiem wyśmienite widowisko. To była żywa, energetyczna i przemyślana koncepcja muzyczna. Usłyszeliśmy sterowaną wprawną ręka mistrza ceremonii – Butcha Morrisa zbiorową improwizację, z pewnością opartą na wcześniej wyćwiczonych schematach, jednak dającą widzowi poczucie uczestnictwa w wyjątkowym, niepowtarzalnym wydarzeniu.
Butch Morris i jego dyrygencki balet
Butch Morris i jego dyrygencki balet
W zespole na scenie pojawili się: Ihan Ersahin (saksofon tenorowy), Jonathan Haffner (saksofon altowy), występujący również przed przerwą Graham Haynes (trąbka), Brandon Ross (gitara), Doug Wieselman (gitara), William McIntyre (wibrafon), Michael Kiaer (gitara basowa), Joe Hertenstein (instrumenty perkusyjne) i Kenny Wollesen (perkusja).
Graham Haynes wpatrzony w Mistrza Butcha Morrisa
Kenny Wollesen
Wyjątkowo ekspresyjny sposób dyrygowania muzykami przez Butcha Morrisa był dodatkową wizualną atrakcją. Muzycy reagowali na każdy ruch swojego lidera, każdy niezwykle sugestywny gest powodował zmianę rytmu, ekspresji, stanowił początek lub koniec improwizacji.
Nublu Orchestra
Koncepcja muzyczna Nublu Orchestra to zbiorowa improwizacja, malowanie obrazów dźwiękami dobrze zgranego zespołu. Niewiele usłyszeliśmy wczoraj partii solowych. Te nieliczne, przebijające się przez ścianę dźwięków należały do Grahama Haynesa, Kenny Wollesena i obu gitarzystów – Douga Wieselmana i Brandona Rossa.
Doug Wieselman
Brandon Ross
Graham Haynes, który w projekcie Bitches Brew Revisited schował się w muzycznej przenośni, ale i też dosłownie za kolekcją elektronicznych modyfikatorów dźwięków trąbki, w Nublu Orchestra wpatrzony z uwagą w gesty dyrygenta zagrał wyśmienicie.
Kenny Wollesen, perkusista znany przede wszystkim z zespołu Sex Mob i innych podobnych happy – jazzowych, często jednorazowych lub okazjonalnych projektów (w rodzaju The Dreamers) okazał się równie dobrym solistą, co perkusistą tworzącym rytmiczną podstawę, niezwykle istotną dla funkcjonowania całej orkiestry.
William McIntyre
Spektakl to był niezwykły i wart z pewnością przeczekanie nie najlepszego tego dnia występu muzyków Bitches Brew Revisited. W sumie widzowie , którzy tego dnia znaleźli się na sali nie powinni czuć się zawiedzeni… Gwiazda wypadła świetnie, a support – może za dużo się po nim spodziewaliśmy, biorąc pod uwagę skład zespołu, a dziś nieczęsto udaje się sprowadzić tak do Polski tak liczne awangardowe muzycznie składy, za co organizatorowi należy się uznanie. Fani jazzu słuchają muzyki, jednak okazuje się, że w Warszawie jest ich za mało na Salę Kongresową. Tu trzeba nazwiska…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz