Od wielu już lat moim ulubionym albumem Leszka Możdżera pozostawała płyta nagrana w duecie z Adamem Pierończykiem – „Live In Sofia”. To jednak już muzyczna prehistoria, przynajmniej z perspektywy kariery Leszka Możdżera – ta płyta powstała bowiem w 1997 roku. Późniejsze projekty jakoś do mnie nie trafiały. Leszek Możdżer był dla mnie przykładem wybitnego muzyka, który czuje się nieco zagubiony w muzycznym biznesie i szuka raczej popularności niż okazji i możliwości do zagrania czegoś naprawdę wybitnego. Przypomnijmy zatem, że ów slalom wokół bardzo różnych muzycznych pomysłów poprowadził Leszka Możdżera przez takie nagrania, jak płyty zespołu Behemoth, Ani Dąbrowskiej, czy „Nieszpory” nagrane w hołdzie Janowi Pawłowi II. Były też wspólne nagrania z muzykami ze sceny yassowej.
Zdarzały się w tym natłoku różnych nagrań pozycje lepsze i gorsze, jednak nawet słuchając tych ciekawszych miałem uczucie niedosytu i zmarnowanej szansy, a raczej rosnące poczucie zniecierpliwienia w oczekiwaniu na album fortepianowy z prawdziwego zdarzenia, który przez lata zapowiadały fragmenty zagrane na najwyższym światowym poziomie i w najlepszym z możliwych towarzystwie. Mam tu na myśli choćby nagrania z Patem Metheny’m i Anną Marią Jopek („Upojenie”), płyty Piotra Wojtasika „Hope” i „Quest”, czy niektóre fragmenty obszernego katalogu muzyki filmowej. Pewnym zwiastunem nadchodzącej sensacji był kontrakt z wytwórnią ACT Music i dwie płyty nagrane z Larsem Danielssonem oraz płyta „Piano Live!”. Nie spodziewałem się jednak, że Leszek Możdżer szykuje sensację takiego kalibru.
Zmierzyć się bowiem z muzyką Krzysztofa Komedy w projekcie przygotowanym nie tylko dla polskiego słuchacza, to jakby wyjść na otwartą konfrontację z wyśmienitą „Litanią” Tomasza Stańki. Zrobić to w kilka miesięcy po wydaniu znakomitej płyty „The Innocent Sorcerer” Adama Pierończyka – muzyka z którym Leszka Możdżera łączy wiele, a w szczególności wspólnie nagrany wiele lat temu wspominany już album „Live In Sofia” wydaje się być kolejnym utrudnieniem.
Trzeba więc było nagrać album wybitny i najlepiej taki, który uniknie porównań do powyżej wymienionych. I to się Leszkowi Możdżerowi w pełni udało. „Komeda” to bowiem nie tylko katalog najbardziej znanych melodii Krzysztofa Komedy. To także własne, ciekawe i odmienne spojrzenie na tą muzykę. A to w Polsce sztuka nie lada. Dla Leszka Możdżera kompozycje Krzysztofa Komedy są jedynie wstępem do ciekawych improwizacji. Całość pozostaje jednak nieco po skandynawsku zimna i wyrachowana, klasycyzująca, a zarazem nie związana żadnymi muzycznymi regułami. Być może „Sleep Safe And Warm” – z filmu „Rosemary’s Baby” to kompozycja, która lepiej sprawdza się z trąbką, być może to jednak efekt pozostających gdzieś głęboko w głowie fraz wielokrotnie słyszanych na koncertach Tomasza Stańki. Jednak nieczęsto ostatnio przypominana, choć dawno temu bardzo popularna melodia z filmu „Prawo i pięść” to miniaturowe arcydzieło. Nie jest łatwo w takiej konwencji uciec od monumentalnego patosu i podniosłej atmosfery zmaganiem się z wybitnymi kompozycjami wybitnego wyniesionego na piedestał kompozytora.
Świetna realizacja nagrania w połączeniu z ostro brzmiącymi wysokimi rejestrami fortepianu stworzyła wciągającą słuchacza od pierwszych dźwięków atmosferę wykreowanego zupełnie od nowa świata pianistyki będącej syntezą klasycznych umiejętności wirtuozerskich z zupełnie autorską wizją tego, co Krzysztof Komeda zapisał w swoich partyturach. Umiejętność dozowania napięcia, wykorzystania ciszy jako elementu muzycznego przekazu i zagranie dokładnie tylu nut ile potrzeba i ani jednej więcej cechuje artystów największych. Takim jest Leszek Możdżer, jeśli mu się chce…
„Komeda” to dzieło wybitne. Prosimy o więcej takich płyt…
Komeda
Format: CD
Wytwórnia: ACT
Numer: 614427951625
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz