Kiedy
w listopadzie 2011 roku UNESCO wymyśliło sobie Światowy Dzień Jazzu, pomyślałem,
że będzie kolejna okazja do celebracji i koncertów w rodzaju „All Stars”, na
które przychodzą bywalcy imprez wszelakich, a nie fani jazzu… Dodatkowo moje
obawy zwiększała ustalona przez pomysłodawców data – 30 kwietnia. W sporej
ilości krajów to data mocno nieszczęśliwa, bowiem 1 maja jest świętem nie tylko
we wschodniej Europie, a imprezy przed długim weekendem nie udają się
najlepiej. Ludzie tłumnie opuszczają miasta… W Polsce mamy superdługi weekend w
związku ze świętowaniem daty 3 maja.
Świątynia Jazzu
Postanowiliśmy więc
w redakcji wziąć sprawy w swoje ręce i udowodnić na przekór wszystkim
przeciwnościom, że jednak można świętować 30 kwietnia w Warszawie. Pomysł
karkołomny, co dodatkowo potwierdził widok upuszczonego już kilka dni wcześniej
miasta… Myślę, że wszyscy, którzy postanowili 30 kwietnia wieczorem świętować z
nami Światowy Dzień Jazzu potwierdzą, że dawno żadne święto nie udało się tak
dobrze…
Świętowaliśmy
pierwszy raz, początki zwykle bywają skromne, choć mam przekonanie, że w
przyszłym roku uda się, z pomocą tegorocznych i być może nowych sponsorów
zorganizować nieco bardziej wystawne i obfitujące w atrakcje artystyczne
święto. Owa tegoroczna skromność nie oznaczała w żadnym wypadku artystycznych
kompromisów. Potwierdzą to zapewne wszyscy, którzy przyszli wczoraj na koncert
tria Artura Dutkiewicza do malutkiej sali Pałacyku Szustra, siedziby
Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, które znane jest na co dzień raczej z
kameralnych koncertów muzyki klasycznej.
Miejsce
okazało się wręcz idealne, bowiem pałacyk wyposażony jest w wyśmienite fortepiany,
a okoliczny park, w związku z niesamowitym upałem mimo absolutnego nadkompletu
publiczności zapewniał odświeżający powiew nadchodzącego szybkimi krokami lata.
Wejście oświetlone słabym światłem pojedynczej latarni tworzyło wrażenie wejścia
do prawdziwej świątynii Muzyki. Tak też było tego wieczora. Być może gdzieś za
wielką wodą świętowano hucznie i z udziałem wyśmienitych nazwisk. Jednak
atmosfery naszej polskiej edycji Światowego Dnia Jazzu nikt nie będzie w stanie
podrobić. Było wyjątkowo…
Występ
zespołu Artura Dutkiewicza był tym rodzajem artystycznego wydarzenia, kiedy
udaje się wszystko i nawet pozamuzyczne okoliczności sprawiają, że taki wieczór
pamięta się długie lata. Owych pozamuzycznych okoliczności pozbawieni byli
niestety słuchacze naszego radia, choć i oni również mogli cieszyć się na żywo
transmisją koncertu, w którym przecież nasz ukochany jazz był najważniejszy.
Artur Dutkiewicz
Artur Dutkiewicz
Artur
Dutkiewicz zagrał w towarzystwie Pawła Puszczało (kontrabas) i Sebastiana
Frankiewicza (perkusja). Na repertuar koncertu złożyły się znane z wielu nagrań
płytowych i koncertów lidera tematy. Niezmienną cechą koncertów Artura
Dutkiewicza pozostają zupełnie nieprzewidywalne, choć zawsze eleganckie i pełne
muzycznej erudycji improwizacje. Oczywistym liderem był tego wieczoru pianista,
jednak pozostali muzycy dzielnie wspomagali go, otrzymując również do
dyspozycji sporo czasu na popisy solowe, co spotykało się z dużym uznaniem
publiczności.
Paweł Puszczało
Paweł Puszczało
Jak
już wspomniałem, 30 kwietnia zdarzył się cud, polegający na nadzwyczajnym
zbiegu okoliczności. Nadkomplet wsłuchanych w każdą nutę słuchaczy, z których
część dzielnie musiała znosić niewystarczającą ilość krzeseł, okupując
przejścia, korytarz, a także balkon Pałacyku Szustra wyzwalał w muzykach
wszystkie możliwe pokłady inwencji improwizacyjnych. Z kolei muzycy ciesząc się
ową publicznością postanowili dać z siebie wszystko… Tak to po raz kolejny
potwierdziła się zasada, że lepsza jest mniejsza sala pełna skoncentrowanej na
muzyce publiczności, niż kryształowe lampy wiszące nad pustą widownią.
Sebastian Frankiewicz
Sebastian Frankiewicz
Doskonałym
dopełnieniem repertuaru złożonego z improwizacji na bazie tematów znanych z
poprzednich płyt Artura Dutkiewicza, w tym bazujących na tematach Czesława
Niemena, czy Jimi Hendrixa, było wykonanie w trio mazurków, które w maju ukażą
się na solowej płycie lidera.
Wszyscy
szczęśliwcy, którzy tego wieczora znaleźli się wśród publiczności z pewnością
zapamiętają oprócz wyśmienitej muzyki parne letnie powietrze wpadające przez
otwarte okna, krople potu cieknące z czoła Pawła Puszczało wprost na gryf
kontrabasu, grającego w otartych drzwiach Sebastiana Frankiewicza i przede
wszystkim znajdującą się na wyciągnięcie ręki Wielką Muzykę. Dla ściśniętych w
pierwszym rzędzie gości honorowych owe wyciągnięcie ręki nie było jedynie
literacką przenośnią, a dosłownym określeniem odległości muzyków od słuchaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz