Album
„Jej Portret” bardzo długo nie był właściwie dostępny. Nie znam nakładu oryginału,
wydanego w 1971 roku, jednak od wielu lat zdobycie oryginalnego winyla w dobrym
stanie było praktycznie niemożliwe. Pewnie dlatego, że większość posiadaczy
oryginalnego wydania używało tej płyty często…
Niektórzy
będą narzekać, że mimo zaangażowania w powstanie albumu takich sław, wtedy w
1970 roku, a teraz jeszcze większych – choćby Jana Ptaszyna Wróblewskiego i
Tomasza Stańki, mało w tej muzyce ortodoksyjnie rozumianego jazzu. Może to i
prawda, jednak wielu muzyków jazzowych ma na swoim koncie podobne nagrania, a
część z nich, podobnie jak „Jej portret”, to klasyki gatunku.
Przez
chwilę zastanawiałem się, czy „Jej portret” nie powinien od razu znaleźć się w
Kanonie Jazzu. Jednak tam na razie jest zbyt mało polskich pozycji, a właściwie
nie pojawiła się chyba jeszcze żadna płyta nagrana w Polsce, więc mimo tego, że
to świetny album, to w latach siedemdziesiątych powstało w Polsce parę
ciekawszych jazzowych propozycji.
Jednak
w związku z zupełnym brakiem oficjalnych wznowień chyba od momentu pierwszego
wydania, dzisiejsze wznowienie firmy GAD Records można uznać właściwie za
premierę, więc tytuł Płyty Tygodnia jak najbardziej jest tu na miejscu. Tym
bardziej, że do oryginalnego repertuaru płyty wydawcy udało się dołożyć 6
utworów z różnych radiowych sesji, które też są właściwie premierowe, pewnie
były emitowane tylko w Polskim Radiu i istniały od lat jedynie na taśmach
kolekcjonerów.
Pomysł
na ambitną recenzję w zasadzie zabrał mi autor wstępniaka do płyty – Michał
Wilczyński. Takiej otwartości w ujawnieniu rzeczywistych motywów powstania
albumu dawno nigdzie nie przeczytałem. Generalnie Włodzimierz Nahorny, Jan
Ptaszyn Wróblewski, Tomasz Ochalski i Tomasz Stańko postanowili zarobić trochę
grosza i nagrać płytę z popularnymi w 1970 roku melodiami śpiewanymi na
estradach w domach kultury, strażackich remizach i innych miejscach
robotniczych i wiejskich zabaw. Żeby dorobić sobie nie tylko w związku ze
stawkami za pracę w studio, ale również tantiemami, postanowili napisać trochę
oryginalnej muzyki, coś tam zaaranżować i umieścić swoje nazwiska we wszystkich
miejscach dających wypłatę od razu i nadzieję na tantiemy.
W
związku z takim pomysłem na album Włodzimierz Nahorny popełnił superprzebój dający
albumowi tytuł, który później uzupełniony o tekst autorstwa Jonasza Kofty
znalazł się w repertuarze wielu piosenkarzy – między innymi Andrzeja
Dąbrowskiego i Jerzego Połomskiego, a najsławniejszą chyba wersję zaśpiewał w
1972 roku Bogusław Mec wygrywając przy okazji wiele wtedy znaczący festiwal w
Opolu. „Jej Portret” śpiewałyby pewnie też piosenkarki, których zwykle jest
więcej, ale chyba do dziś nikt nie wpadł na pomysł przerobienia znakomitego
tekstu na wersję damską…
Dla
uważniejszych obserwatorów sceny muzycznej, dla których Włodzimierz Nahorny to
nie tylko znakomity kompozytor pięknych melodii, ale przede wszystkim świetny
pianista i równie dobry saksofonista potrafiący też grać na flecie, „Jej
Portret” to pełna świetnych improwizacji lidera płyta. Niezależnie od tego, czy
gra akurat na flecie – jak w „Dziurze w Ziemi”, gdzie flet zastąpił trąbkę
Tomasza Stańko z oryginału, czy na saksofonie – choćby w „Powiedzieliśmy już
wszystko”, czy na klawesynie. Fani bardziej jazzowe wcielenia lidera nie
powinni być zawiedzeni, jego improwizacje są równie dobre, jak te grane w
zespołach stricte jazzowych. Inne są jedynie utwory na bazie których zostały
zagrane. W końcu to płyta nagrana dla kasy…
Dla
mnie to nie tylko autorska płyta Włodzimierza Nahornego. To także wyśmienita
robota Jana Ptaszyna Wróblewskiego – lidera orkiestry, składu której próżno
dziś doszukać się w archiwach, wśród znanych nazwisk przewija się gitarzysta
Marek Bliziński, jednak jego muzyczna rola na tej płycie nie jest w żadnym
wypadku znacząca. Nie oczekujcie zatem partii solowych gitary.
Popularne
przeboje są jedynie pretekstem do namalowania dźwiękami niezwykle
realistycznych obrazów. Czasem pojawiają się efekty specjalne w rodzaju
ćwierkających ptaków. Niewiele tu również zwykle banalnie brzmiących smyczków.
To świetna robota aranżerów i muzycznego kierownika orkiestry – Jana Ptaszyna
Wróblewskiego. Po raz nie wiem już który muszę przyznać, że gdyby ten album
powstał w Ameryce, byłby światowym przebojem. Niezależnie od popularności poza
Polską i ilości sprzedanych egzemplarzy, spokojnie możecie postawić „Jej
Portret” obok najlepszych produkcji Quincy Jonesa z tego okresu, czy obszernego
katalogu nieco dziś zapomnianej wytwórni CTI Creeda Taylora.
Ja
nie jestem fanem takiego stylu, ale dobrą robotę potrafię docenić, a „Jej
Portret” to album równie dobry, co nagrania Boba Jamesa, Herbie Manna, Herba
Alperta, czy Groovera Washingtona Jr. Jeśli na kolejne wznowienie trzeba będzie
czekać następne 40 lat, to nie możecie przegapić okazji teraz. Nawet jeśli
codziennie słuchacie hard-bopu, to kupcie sobie tą płytę z myślą o znajomych,
którzy nie podzielają Waszych pasji…
Włodzimierz
Nahorny
Jej
Portret
Format:
CD
Wytwórnia:
GAD Records
Numer: 5901549197051
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz