Uwielbiam
takie niespodzianki. Płyta przyleciała do RadioJAZZ.FM prosto zza oceanu. Gratuluję
managerom odpowiedzialnym za promocję albumu dociekliwości w poszukiwaniu
mediów gotowych docenić zupełnie niekomercyjny, a muzycznie wyśmienity produkt.
Jego autorami jest duet, o którego istnieniu dotąd nic nie wiedziałem. Wolff
& Clark to Michael Wolff i Mike Clark. Nidy nie słyszałem żadnego z ich
poprzednich albumów, choć nie są to muzycy zupełnie mi nieznani.
Michael
Wolff to pianista, którego pamiętam z tak skrajnie różnych muzycznych sytuacji,
jak udział w zespole Cala Tjadera, Toma Harrella i ostatnich nagrań, jakie
dokonał krótko przed śmiercią Julian Cannonball Adderley. Tak więc to pianista
niezwykle uniwersalny, autor kilkunastu autorskich albumów, które jakoś omijały
dotąd mój odtwarzacz.
Mike
Clark to perkusista, którego nazwisko powinno brzmieć znajomo dla zwolenników
fusion. Przez ponad 20 lat był etatowym perkusistą w elektrycznych zespołach
Herbie Hancocka, z którym nagrał między innymi takie płyty jak „Flood”,
„Thrust”, „Man-Child” i kilka innych. Był też przez prawie 20 lat etatowym
członkiem zespołu The Headhunters, zarówno wtedy, kiedy grali z Herbie
Hancockiem, jak i kiedy nagrywali płyty bez udziału mistrza fusion.
Skład
zespołu uzupełnia basista Chip Jackson. Muzyk chyba najbardziej uniwersalny ze
wszystkich członków zespołu, mający na swoim koncie długą współpracę z Elvinem
Jonesem i Billy Taylorem, ale również nagrania z Rodem Stewartem.
Album
zawiera nieco zaskakujący, ale sensownie wybrany zestaw przebojowych melodii
oraz garść kompozycji własnych członków zespołu. Niewiele jest płyt, na których
znajdziecie kompozycje Johna Lennona i Paula McCartneya, Joe Zawinula, Nata
Adderleya, Cole Portera i Horace Silvera, brzmiące przebojowo i ułożone w
zdumiewająco spójny program. A to właśnie program albumu „Expedition”. Do tego
kompozycje zespołu, które choć nie zawierają tak chwytliwych tematów, jak
„Mercy, Mercy, Mercy”, czy często grywane przez muzyków jazzowych „Come
Together”, nie odstają jakością od największych jazzowych i nie tylko
przebojów.
Michael
Wolff to pianista grający niezwykle luźno, momentami przypominający stylem i
techniką gry mojego ulubionego Oscara Petersona, co dla pianisty, przynajmniej
u mnie jest komplementem najwyższej próby. Cały album jest właśnie taki
wyluzowany, tak jakby powstawał w zupełnie uwolnionej od komercyjnych wycieczek
atmosferze, choć w efekcie dostajemy produkt nadający się na światowy przebój,
którym oczywiście nie zostanie, bo wydała go niezależna wytwórnia Random Act.
Mike
Clark i Chip Jackson tworzą pełną rozmachu sekcję rytmiczną zestawioną, zapewne
celowo na zasadzie kontrastu. Mike Clark to muzyk nieco bałaganiarski, choć w
ten swoisty sposób, który nie oznacza wady, a zaletę, choć z pewnością granie
prostego rytmu dokładnie według wskazań metronomu nie jest jego żywiołem, za to
ozdobniki naokoło podstawowego rytmu jak najbardziej. Chip Jackson zdaje się
być jego muzycznym przeciwieństwem, tworząc niewzruszoną rytmiczną podstawę dla
owej radośnie rozchwianej gry bębnów…
Zapewne
muzycy nie przyjadą nigdy do Polski, bowiem ich nazwiska większości z Was nic
nie mówią, a stawki byłyby amerykańskie, bo to znani sesyjni muzycy za Wielką
Wodą, w dodatku ze sporym dorobkiem nagranym pod własnymi nazwiskami. Szkoda,
bo ja z wielką chęcią na ich koncert bym się wybrał, niestety na razie muszę
pozostać przy płycie, którą Wam wszystkim polecam…
Wolff & Clark
Expedition
Format: CD
Wytwórnia: Random Act Records
Numer: 186960000936
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz