Niektórzy
nazywają ten album najdoskonalszym koncept albumem w historii jazzu. Inni
zmarnowaną okazją na arcydzieło. Tak, czy inaczej, trudno przejść obok tej
płyty obojętnie. To piąty album w bogatej dyskografii Herbie Hancocka, nagrany
w 1965 roku. Poprzednie 4 to albumy równie wybitne, z pewnością również
zasługujące na miejsce w Kanonie Jazzu. Solowy debiut – „Takin’ Off” już w
Kanonie znajdziecie, pozostałe płyty – „My Point Of View”, „Inventions And
Dimentions” i „Empyrean Isles” czekają w kolejce. Później już bywało różnie,
choć z pewnością i wśród nagrań Herbie Hancocka z lat 70-tych i 80-tych
znajdziemy pozycje wybitne.
Mam
sentyment do tego albumu. Skład zespołu, oczywiście poza Freddie Hubbardem,
wybitnym zresztą trębaczem, to dość krótko istniejących zespół Milesa Davisa,
który nagrał przede wszystkim niezwykle przejmujący album – „The Complete
Concert: 1964 My Funny Valentine + Four And More”. To jedna z moich ulubionych
płyt Milesa Davisa, i to wcale nie tylko w związku z tym, że Miles gra tam
wyjątkowo jak na siebie dużo i wyjątkowo jak na siebie technicznie
skomplikowanych fragmentów. Freddie Hubbard był co najmniej tak samo dobrym
trębaczem. Pozbawiony oczywiście charyzmy Milesa i jego unikalnej zdolności
wybierania muzyków, na „Maiden Voyage” jednak tego nie potrzebował. Liderem
jest Herbie Hancock, a zespół zbudował przecież sam Miles.
W
momencie nagrania „Maiden Voyage” Herbie Hancock był już wielką gwiazdą. Nie
wystarczy jednak zaprosić najdoskonalszego nawet zespołu do najlepszego studia
nagraniowego (studio Rudy Van Geldera) i wyposażyć muzyków w wyśmienite
kompozycje własnego autorstwa, żeby powstało arcydzieło. Zawsze potrzeba
odrobiny magii, czegoś, co zamienia dobrą sesję w niezwykłą i niemożliwą do
powtórzenia.
Debiut
Herbie Hancocka – „Takin’ Off” przyniósł przebój – „Watermelon Man”. Kolejne
dwie płyty to była próba odtworzenia tego sukcesu. Momentami powstawały równie
dobre kompozycje – jak choćby „Blind Man, Blind Man” otwierający „My Point Of
View”. Do komercyjnego nurtu Herbie Hancock wróci w latach osiemdziesiątych na
dobre. Jednak nagrywając „Maiden Voyage” zameldował się w głównym nurcie jazzu,
pokazując, że odnajduje się zarówno w roli ważnego jazzowe pianisty,
free-jazzowego improwizatora, jak i poważnego autora rozbudowanych kompozycji i
lidera zespołu.
Kompozycje
Herbie Hancocka umieszczone na tej płycie rozwijają ilustracyjne pomysły, które
znalazły się już na poprzednim albumie – „Empyrean Isles”. Nietrudno
uruchamiając wyobraźnię usłyszeć dziób statku rozcinający fale i podskakujące
delfiny w „Dolphin Dance”, czy potężny sztorm w „The Eye Of The Hurricaine”.
Tym samym Herbie Hancock nawiązuje raczej do tradycji warsztatu
kompozytorskiego Ravela i Debussy’ego, w czasie, w którym Miles Davis i Ornette
Coleman poszukiwali źródeł u Bacha i Rachmaninowa.
Czy
przez to muzyka Herbie Hancocka staje się bardziej banalna, ilustracyjna, w
odróżnieniu od „ambitnej” i abstrakcyjnej twórczości ówczesnych post-bopowych
mistrzów jazzu? Nic bardziej mylnego. Klasyczne korzenie lidera dają o sobie
znać. Nie znajdziecie tu ani grama banału. Pobudzające wyobraźnię odniesienia
do realnych obrazów jedynie rozszerzają krąg odbiorców.
Przy
tym wszystkim wyśmienita solówka George Colemana, moim zdaniem mocno
niedocenianego saksofonisty z utworu tytułowego, będąca swoistego rodzaju
bonusem, dodatkiem do i tak znakomitego albumu, podnosi jego poziom z
wyśmienitego do godnego miana jazzowego arcydzieła.
Herbie Hancock
Maiden Voyage
Format: CD
Wytwórnia:
Blue Note / EMI
Numer: 724349556928 (część boxu „The
Complete Blue Note Sixties Sessions”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz