Islandia
to jakby inna planeta. Planeta, której zwykle nie rozumiem. Lubię islandzkie
krajobrazy, choć widziałem je tylko z perspektywy powszechnej tam Toyoty Hilux.
Obiecałem sobie wrócić tam kiedyś na motocyklu, ale ciągle jakoś nie ma okazji.
Islandia
to również muzycznie zupełnie inna planeta, być może właśnie niezwykłe
krajobrazy i geograficzna izolacja sprawiają, że muzycy, którzy się tam
wychowali tworzą niezwykłą muzykę. Tak jest też tym razem. Ja tej płyty nie
rozumiem. Czasem wydaje mi się, że to zwyczajne, nic nie znaczące tło
dźwiękowe, przynajmniej w momentach, kiedy nie słychać gitary Petura Jonssona.
Kiedy indziej mam wrażenie, że to jest spójny, opisany dźwiękowo świat, który
istnieje gdzieś obok mnie.
Za
każdym razem, kiedy wracam do tego albumu, wkładając go do odtwarzacza myślę,
że nie warto, bo na tej płycie nie ma interesujących dźwięków, a jednak do niej
wracam i spędzam z nią kolejne 48 minut. Nie wiem, co o tym sądzić. Faktem
jest, że zdecydowanie bardziej lubię jej fragmenty udekorowane z pozoru
przypadkowymi gitarowymi plamami Petura Jonssona.
Muzyki
Olafura Arnaldsa nie da się przyporządkować do żadnego istniejącego gatunku. Z
pewnością nie jest to jazz, choć niektórzy wrzucają do tej kategorii wszystko,
co sprawia wrażenie uwolnionej spod wymogów stylistycznych określonego gatunku,
wolnej i improwizowanej muzyki. Być może wcześniejsze wspólne trasy lidera z
nieco bardziej znanym w Europie Sigurem Rosem pomogą Wam znaleźć punkt
odniesienia.
Olafur
Arnalds z niezwykłą swobodą sięga zarówno po instrumentarium elektroniczne, jak
i klasyczne efekty dużego składu orkiestrowego, łamiąc schematy i wykazując się
niezwykłą muzyczną wyobraźnią. Czasem wydaje mi się, że ta płyta jest niezwykle
smutna, kiedy indziej, że po prostu wyciszona i pozwalająca skupić się na
wysmakowanych brzmieniach i z pozoru prostych, powtarzanych do znudzenia
schematach rytmicznych, które jednak mają unikalną cechę hipnotycznego niemal
przykuwania uwagi słuchacza.
Nie
próbujcie zrozumieć tekstów, część z nich jest w języku znanym jedynie garstce
mieszkańców Islandii, w innych słowa są tylko pretekstem. Ten album mógłby być
doskonałą ścieżką dźwiękową do filmu o Islandii, pokazującego jej krajobrazy,
unikającego ludzi, miast, a nawet małych miasteczek, takiego w którym nie widać
ani jednej ludzkiej postaci. Chętnie obejrzałbym taki film.
To
jedna z tych płyt, które chętnie wcisnę gdzieś do wypełnionego po brzegi muzyką
Ipoda i zabiorę ze sobą na plażę o piątej rano. Może to w naszym rejonie
geograficznym najlepsze miejsce do słuchania tej płyty, najbliższe kilku
ulubionym wulkanicznym dolinom na południu Islandii, które udało mi się kiedyś
odwiedzić.
Olafur
Arnalds
For
Now I Am Winter
Format:
CD
Wytwórnia:
Mercury / Decca / Universal
Numer:
002894810150
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz