Jeśli coś nie
mieści się w sztywnych ramach małego jazzowego zespołu, całkiem od niedawna, od
jakiś 20 lat taki skład nazywa się po prostu zespołem grającym muzykę
improwizowaną. Trochę w tym racji, najczęściej bowiem w nietypowym składzie
łatwiej łamie się wszelkie utarte reguły i zbacza z wydeptanych ścieżek
odkrywając nowe, niezbadane jeszcze, albo przynajmniej zbadane słabo ścieżki w
niekończącej się dżungli dźwięków sprawiających wytrawnemu słuchaczowi
przyjemność.
Owa przyjemność
nie polega jedynie na wysłuchaniu banalnej melodii, których ilość jest przecież
matematycznie ograniczona i w zasadzie trudno dziś napisać popową piosenkę,
która nie spotka się z oskarżeniem o plagiat. Muzyka może inspirować, pobudzać
wyobraźnię, zaskakiwać, zadziwić i robić z naszymi umysłami jeszcze wiele
rzeczy, które trudno opisać. Stąd też tak wiele brzmieniowych eksperymentów,
które trafiają na podatny grunt słuchaczy zmęczonych banalnymi komercyjnymi
produkcjami.
Wspólnego
muzykowania trójki Rob Brown, Daniel Levin i Jacek Mazurkiewicz zdecydowanie
nie da się nazwać przewidywalnym i łatwym do opisania. To zwyczajnie trzeba
usłyszeć. Wielu młodych ludzi eksperymentuje z nietypowymi brzmieniami, lub zbliża
się niebezpiecznie blisko do obszarów nieakceptowalnego przez słuchaczy
dźwiękowego bałaganu. Nie wszystkie nieuporządkowane dźwięki są muzyką, choć
oczywiście awangardowi twórcy przesuwają tą granicę powoli, lecz w zauważalny
sposób w miejsca, o których w połowie ubiegłego wieku twórcy jazzowej awangardy
nawet by nie pomyśleli.
Już samo
zestawienie instrumentów – saksofon altowy, wiolonczela i kontrabas wydaje się
być niezwykłe, choć jestem gotów założyć się, że po dowolnym wylosowaniu trzech
akustycznych instrumentów, będę potrafił pokazać na swojej półce jakiś udany projekt
zagrany w takim składzie. Z pewnością album „Day In The Life Of A City” będzie
od dzisiaj moim dyżurnym przykładem tego, że kontrabas, wiolonczela i alt to
wyborne jazzowe zestawienie.
Rob Brown i
Daniel Levin grają ze sobą już jakiś czas, nagrali nawet w duecie płytę –
„Natural Disorder”, która jednak nie trafiła jeszcze do moich zbiorów. Dziś
wpisuję ją na coraz dłuższą listę koniecznych zakupów. Obaj mają na swoim
koncie imponującą dyskografię, choć ich płyty nie są łatwe do zdobycia.
Niepokornych eksperymentatorów nie wydają przecież światowe koncerny medialne.
Zajrzyjcie jednak do katalogu Cleen Feed, HatHut, czy FMP, albo rodzimych
oficyn – MultiKulti, Not Two, czy ForTune, a z pewnością znajdziecie kolejne
powody do dobrego wydania pieniędzy, jeśli spodoba Wam się „Day In The Life Of
A City”.
Jestem
przekonany, że ten album spodoba się każdemu, kto muzyki słucha. Przez
słuchanie rozumiem proces, który wbrew pozorom nie jest oczywisty dla
większości, co muzykę improwizowaną skazuje na niszowe uznanie tych słuchaczy,
którzy potrafią słuchać. Słuchać w skupieniu, poświęcając całą swoją uwagę
opowiadanej przez artystów historii. Czasem jest ona dla większości odbiorców
oczywista, kiedy indziej, jak abstrakcyjny obraz – dzieło będące odpowiednikiem
muzycznej improwizacji, służy stymulacji wyobraźni, która zaprowadzi każdego
odbiorcę w zupełnie inne miejsce.
„Day In The
Life Of A City” to odrobina elektronicznych eksperymentów Jacka Mazurkiewicza i
perfekcyjne opanowanie instrumentów Roba Browna i Daniela Levina. Znajdziecie
tu fragmenty genialne, w których zespół osiąga zespolenie godne najlepszych
mistrzów jazzowych zespołowych improwizacji. Są też chwile, w których każdy z
muzyków podąża swoją drogą. To nie jest wada, ani muzyczny bałagan, tylko zderzenie
trzech chętnych do eksperymentów wybitnych instrumentalistów.
Temu albumowi
trzeba dać chwilę, jak każdej nieco trudniejszej muzyce. Jacek Mazurkiewicz nie
nagrywa wiele, dlatego też dla jego fanów ten album jest szczególnie cenną
zdobyczą.
Rob Brown / Daniel Levin / Jacek Mazurkiewicz
Day In The Life Of A City
Format: CD
Wytwórnia:
MultiKulti
Numer: 5907796319545
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz