Ten album
jest nietypową, zasługującą na uwagę pozycją w dyskografii Clarka Terry i
Theloniousa Monka. Dla tego drugiego – jest jednym z nielicznych nagrań, w
których uczestniczył jako klasyczny sideman. Tym samym „In Orbit” można
wymienić jednym tchem z takimi albumami, jak „Bags Groove” Milesa Davisa, „Art
Blakey’s Jazz Messengers with Thelonuious Monk”, czy „Moving Out” Sonny
Rollinsa. Thelonious Monk nigdy nie ukrywał, że jest fanem Clarka Terry. Jako
sideman nagrywał niezbyt często, a jeśli nie liczyć jednego z koncertowych
albumów Arta Blakey’a z 1971 roku, to właśnie sesja „In Orbit” była ostatnim
nagraniem Theloniousa Monka w roli gościa.
Najważniejszym
wyróżnikiem tej płyty, który sprawia, że jest wyjątkowa jest fakt, że Clark
Terry zagrał ten album w całości na fluegelhornie, instrumencie zarówno przed
1958 rokiem, jak i po nagraniu „In Orbit” nieczęsto używanym jako podstawowy
dla brzmienia całego albumu. Dziś oczywiście takich eksperymentów jest więcej,
jednak w 1958 roku to z pewnością było coś niespotykanego.
Za pomocą
tego albumu, a w szczególności takich kompozycji, jak „Pea-Eye”, czy „Buck’s
Business” Clark Terry udowodnił, że odpowiednio potraktowany fluegelhorn to nie
tylko łagodnie brzmiąca, balladowa wersja trąbki używana przez mistrzów tego
instrumentu od czasu do czasu do zagrania jakiejś ballady, ale instrument,
który żyje własnym życiem również w szybszych tempach.
„In Orbit” to
również spełnienie wielkiego marzenia Philly Joe Jonesa o nagraniu płyty z
Theloniousem Monkiem. Obaj muzycy zagrali razem chyba tylko ten jeden jedyny
raz. Współpraca Monka z Clarkiem Terry również miała w zasadzie charakter
okazjonalny i raczej koncertowy, a rozpoczęła się w niemal dwa lata przed
nagraniem „In Orbit” przy okazji albumu „Brilliant Corners” Monka, na którym
Clark Terry zagrał solo na trąbce w „Bemsha Swing”.
Oczywiście na
„In Orbit” można spojrzeć jak na muzyczną ciekawostkę. Można skrytykować fakt,
że udział Theloniousa Monka ogranicza się w zasadzie do jednej, wyśmienitej
solówki w „One Foot In The Gutter” i odświeżenia jego jedynej kompozycji na
płycie – „Let’s Cool One”. Można uznać, że w zasadzie dla żadnego z muzyków nie
była to najbardziej udana sesja. Niektórzy uważają, że Clark Terry swoje
najlepsze lata spędził pod opieką Duke’a Ellingtona. Z pewnością Sam Jones i
Philly Joe Jones mają w swoich dyskografiach wiele ważniejszych nagrań (jeśli
pominąć fakt, że dla Philly Joe nagranie z Monkiem było spełnieniem wielkiego
marzenia).
„In Orbit” jest
jednak ważnym w dyskografii całej czwórki muzyków, którzy nigdy przedtem, ani
później nie spotkali się w takim składzie. Być może dla każdego z nich z innego
powodu, ale jednak ważnym. Dla nas dziś to nagranie ważne historycznie, ale
przede wszystkim ciągle niezwykle intrygujące.
Clark Terry with Thelonious Monk
In Orbit
Format: CD
Wytwórnia: Riverside / Fantasy / OJC
Numer: 02521863022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz