W przypadku
takiego albumu, jak „The Bridge” Sonny Rollinsa, zawsze zastanawiam się, czy
potrzebne jest opowiadanie po raz kolejny historii opowiedzianych już
niezliczoną ilość razy. To jednak właśnie nadrzędny cel naszego radiowego
Kanonu Jazzu. Przypominać tym, którzy może zapomnieli na chwilę i pokazywać
tym, którzy historii sprzed lat nie pamiętają zwyczajnie dlatego, że urodzili
się trochę później. To połączenie cotygodniowej lekcji historii z odkrywaniem
cudów sprzed lat przez młode pokolenia.
Dziś taka
sytuacja w zasadzie nie mogłaby się zdarzyć. Wyobraźcie sobie wielką gwiazdę,
muzyka z pierwszych stron gazet (przynajmniej tych zajmujących się muzyką),
którego błyskotliwy debiut okładkowy w 1953 roku odbywa się w towarzystwie
muzyków The Modern Jazz Quartet, a który zanim powstał album „Sonny Rollins
With The Modern Jazz Quartet” miał już za sobą ważne nagrania między innymi z
Milesem Davisem, J. J. Johnsonem, Theloniousem Monkiem, czy Budem Powellem. To
właśnie Sonny Rollins. Od swojego oficjalnego debiutu w roli współlidera w 1953
roku w ciągu kilku lat nagrywa dla wytwórni Prestige między innymi „Tenor
Madness”, „Saxophone Colossus” i „Sonny Rollins Plus 4”. O powstałych w drugiej
połowie lat pięćdziesiątych wyśmienitych płytach innych wielkich gwiazd z
udziałem Sonny Rollinsa można napisać całkiem pokaźną książkę.
Ten właśnie
będący u szczytu sławy w 1959 roku muzyk, podejmuje ważną życiową decyzję,
dochodząc do wniosku, że musi trochę popracować nad techniką gry, bo nie jest z
niej zadowolony. Oczywiście wersji tej historii jest wiele. Jedni uważają, że
przestraszył się konkurencji ze strony Johna Coltrane’a, albo wschodzącej
gwiazdy – Ornette Colemana. Sonny Rollins po latach przyznał, że zwyczajnie
uznał, że musi trochę poćwiczyć. Owo ćwiczenie, oprócz okazjonalnego wspólnych
domowych prób z Johnem Coltrane’em, polegało głównie na wielogodzinnych
solowych ćwiczeniach na jednym z chodników w bezpośredniej bliskości mostu
Williamsburg łączącego Manhattan z Brooklynem. Dlaczego w takim miejscu? Otóż
zwyczajnie sąsiedzi nie mogli znieść wielogodzinnego hałasu… Dlaczego nie
wpadli na pomysł sprzedawania biletów, nie wiem, ale z pewnością stracili sporo
grosza.
Proces
samodoskonalenia Sonny Rollinsa trwał mniej więcej trzy lata, kiedy niezależnie
od pory roku grał na wolnym powietrzu po kilkanaście godzin dziennie studiując
jednocześnie teorię muzyki.
Można również
uznać, że to była inwestycja, nie tylko we własne umiejętności, ale również w
rynkowy potencjał muzyki, która miała powstać, bowiem na krótko przed powrotem
do studia Sonny Rollins podpisał jeden z najbardziej lukratywnych w swoim
czasie kontraktów nagraniowych z RCA Victor za sprawą George’a Avakiana, który
po raz kolejny rozbił bank wytwórni płytowej za sprawą jazzowej gwiazdy,
podobnie jak w 1955 roku ściągając Milesa Davisa do Columbii. Również tym razem
wytwórnia z pewnością nie dołożyła do interesu.
„The Bridge” jest
pierwszym albumem Sonny Rollinsa nagranym dla RCA i pierwszym po trzyletniej
przerwie. Tytuł jest absolutną oczywistością dla osób, które znają całą
historię. Oznacza jednak nie tylko wspomniany Williamsburg Bridge, dziś ciągle
czynny, wpisany do nowojorskiego rejestru zabytków. Oznacza również połączenie
między be-bopem a nowym Sonny Rollinsem, który musiał zmierzyć się z
popularnością bossa novy Stana Getza, wielkością „Kind Of Blue” i free jazzem
Ornette Colemana. Dziś łatwo stwierdzić, że Sonny Rollinsowi udał się powrót na
scenę. Jednak krytycy w 1962 roku uznali album „The Bridge” za zbyt
zachowawczy. Trudno mi zrozumieć dlaczego.
Album „The
Bridge” był nowym początkiem Sonny Rollinsa, nowa wytwórnia, nowa muzyka, ale
również nowy zespół. Dopiero kilka albumów później miał się pojawić w studiu
pianista – najpierw Paul Bley, a chwilę później Herbie Hancock (znakomity
„Now’s The Time”). Miejsce pianisty zajął na kilka lat gitarzysta – Jim Hall,
znakomity partner do melodyjnych improwizacji.
Z zarzutami krytyków
wskazujących bliskość kompozycji tytułowej do „I Got Rhythm” nie ma potrzeby polemizować.
Z kompozycji George’a i Iry Gershwin pożyczali sobie fragmenty właściwie
wszyscy – Duke Ellington („Cotton Tail”), Charlie Parker w kilku swoich
kompozycjach, Dexter Gordon (na przykład „Apple Jump”), Ornette Coleman, czy
nawet Thelonious Monk („Rhythm-a-Ning”) i wielu innych.
„The Bridge” jest
częścią absolutnego Kanonu Jazzu, ważną częścią amerykańskiej kultury,
historycznym albumem ciągle aktywnego muzyka, a przede wszystkim wyśmienitą
płytą z fantastyczną, pełną pasji i inwencji muzyką, równie doskonałą w swojej
balladowej części, jak i pełnych energii kompozycjach własnych lidera.
Sonny Rollins
The Bridge
Format: CD
Wytwórnia: Bluebird / RCA
Numer: 828765247221
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz