Dr.
Lonnie Smith to jeden z kilku wielkich mistrzów organów Hammonda. Po ponad 45
latach powrócił w wielkim stylu do Blue Note. Jego ostatnie nagrania dla tej
wytwórni pochodzą z roku 1970 – to studyjny album „Drives” i wydany w latach
dziewięćdziesiątych koncertowy – „Live At Club Mozambique!”.
Przez
całą w zasadzie karierę, jeśli nie liczyć początków i współpracy z Blue Note
oraz debiutu nagranego dla Columbii Dr. Lonnie Smith nie mógł znaleźć wytwórni,
która właściwie zajęłaby się jego niezwykłą muzyką. Ostatnio w akcie desperacji
w 2013 roku zebrał fundusze na nagranie wyśmienitej płyty „In The Beginning:
Volumes 1 &2” na portalu Kickstarter. Tą płytę, prezentowaną w rubryce
Płyta Tygodnia, uznałem za jedną z najważniejszych jazzowych płyt 2013 roku.
Nie tylko mnie się podobała, wyszła tak dobrze, że Dr. Lonnie Smithem na powrót
zainteresował się wielki przemysł muzyczny w postaci przeżywającej dziś trudne
chwile wytwórni Blue Note.
Dziś
słynna firma nie jest już jazzową potęgą, jednak należy do koncernu Universal,
który jedną decyzją managera średniego szczebla jest w stanie zapewnić światową
dystrybucję i marketing nieporównywalny z tym, co mogły zaoferować artyście
wytwórnie w rodzaju Pilgrimage, Palmetto, Lester Radio Corporation, czy
Charoscuro – te niewiele mówiące nawet wytrawnym kolekcjonerom wytwórnie przez
wiele lat wydawały kolejne wyśmienite albumy Dr. Lonnie Smitha.
Kiedy
zobaczyłem na okładce „Evolution” nazwisko producenta – Dona Wasa, nie byłem
najlepszej myśli. Ot, komercja do kwadratu, próba zbicia kasy przy pomocy
wielkiego muzyka, który chce powrócić na salony. Don Was produkował przecież
znane albumy The Rolling Stones, Vana Morrisona, Eltona Johna, Boba Dylana i
całej masy muzyków country, a jego własny zespół Was (Not Was), delikatnie
rzecz ujmując z ambitną muzyką nie miał wiele wspólnego. Czyżby więc to kolejna
próba nagrania jazzowych przebojów dla mas słuchaczy? Soulowy groove to
przecież coś, co Dr. Lonnie Smith może nagrać przy okazji porannej gimnastyki palców
nie wstając z łóżka, z pewnością bowiem ma w domu jakieś stare i wyśmienicie
grające organy Hammonda.
Zestaw
utworów obejmujący „My Favourite Things” i „Straight No Chaser” oraz gości
specjalnych w postaci saksofonisty Joe Lovano i pianisty Roberta Glaspera
wyglądał jednak dużo bardziej obiecująco.
Nie
wiem co zamierzał Don Was i jakie były oczekiwania managerów Blue Note, którzy
nie stronią od popowo – jazzowych produkcji. Wiem jednak, że wyszła z tego
płyta wybitna, jeden z najbardziej nowoczesnych albumów zagranych na organach
Hammonda, jakie usłyszałem od czasu „Unity” Larry Younga – tak przy okazji to
też Blue Note, ale czasy zupełnie inne – rok 1965.
„Evolution”
nie nie ewolucją, jest rewolucją w spojrzeniu na organy Hammonda. Dr. Lonnie
Smith potrafił pokazać, że można nagrać wyborną jazzową płytę grając na
Hammondzie, który niekoniecznie musi zdominować swoją obecnością i brzmieniem
muzyczny przekaz. Potrafił zagrać duet z akustycznym fortepianem (Robert
Glasper). Potrafił tchnąć nowe życie w „My Favourite Things” i „Straight No
Chaser”. Potrafił pogodzić organy Hammonda z elektronicznymi klawiatorami (w
„African Suite”). Wielki mistrz, tylko słuchać i podziwiać.
Dr. Lonnie Smith
Evolution
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 602547618986
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz