Kariera
muzyczna Joe Hendersona trwała niemal 40 lat, a rozpoczęła się w 1963 roku
nagraniem jego własnego debiutu – albumu „Page One” i udziałem w sesji
nagraniowej Kenny Dorhama, z której powstał album „Una Mas”. Z Dorhamem, wtedy
już muzykiem ze sporym nagraniowym doświadczeniem, debiutującego Joe Hendersona
łączyło wiele, bowiem zaprosił go nie tylko do udziału w nagraniu swojego
debiutu, ale również kolejnych dwu albumów – „Our Thing” i „In ‘n Out”. Po krótkiej
przerwie i nagraniu „Inner Urge” bez trąbki, miejsce Kenny Dorhama w zespole
Joe Hendersona zajął Lee Morgan. W tym samym czasie muzyk dołączył do zespołu
Horace Silvera, nagrywając z nim między innymi „Song For My Father”. Całkiem
niezły początek kariery.
Wielu twierdzi,
że muzyka Joe Hendersona z czasem doroślała i doskonaliła się, co mogłoby
prowadzić do konkluzji, że jego o wiele późniejsze albumy, chociażby te wydane
pod koniec jego kariery przez Verve, jak na przykład „Lush Life: The Music Of
Billy Strayhorn”, czy „So Near, So Far (Musings for Miles)” są produktami
doskonalszymi i zdecydowanie bardziej wartymi przypomnienia. Z pewnością są
doskonalsze, jednak debiut zawsze ma swoją magię i utrwaloną na płycie energię
muzyka, który daje z siebie wszystko co potrafi, chcąc oznajmić światu swoje
przybycie.
Muzyka Joe
Hendersona zmieniała się na przestrzeni czasu, nie stronił od funku i otaczania
się syntetycznymi brzmieniami, pod koniec życia powracając do swoich
post-hard-bopowych korzeni. Jego nagrania z lat sześćdziesiątych pozostają
zawsze aktualne, niosąc za sobą pokłady młodzieńczej energii i w każdym
przypadku prezentując doskonałych muzyków grających zdumiewająco dojrzałe
kompozycje lidera, z których część grywana jest do dzisiaj.
Bossa nova,
samba, przebojowe kompozycje, to był jeden z najmodniejszych jazzowych trendów
początku lat sześćdziesiątych. Niespełna rok wcześniej ukazał się przecież
albumy „Jazz Samba” i „Big Band Bossa Nova” Stana Getza, a niemal równolegle z
premierą „Page One” na rynek trafił album „Getz/Gilberto”. W tych klimatach
dobrze odnajdowali się Butch Warren i Pete La Roca. Z perspektywy lat może
trochę dziwić udział w sesji McCoy Tynera, który pozostawał raczej wierny nieco
bardziej postępowym jazzowym improwizacjom. W tym czasie grał już przecież z
Johnem Coltrane’em. Okazuje się jednak, że potrafił odnaleźć się również w
zdecydowanie bardziej rozrywkowych klimatach. Jego nazwiska zabrakło na okładce
albumu wcale nie dlatego, że jest w tym zestawieniu nieistotny. Jak zwykle
zadecydowały względy kontraktowe, bowiem pianista podpisał właśnie wtedy
kontrakt z Impulse!, a część jego nagrań z Johnem Coltrane’em wydawał Atlantic.
W słowie
wstępnym do albumu Kenny Dorham wróżył Joe Hendersonowi wielką karierę, co
okazało się proroczą przepowiednią. Ta świetlana przyszłość miała nadejść
właściwie natychmiast, bowiem przebojowy debiut – „Page One” sprawił, że tylko
w następnym – 1964 roku Joe Henderson nagrał kolejny wyśmienity album – „Our
Thing” oraz wziął udział w nagraniu trzech wybitnych płyt - wspomnianego już albumu Horace Silvera
„Song For My Father”, genialnego „The Sidewider” Lee Morgana i „Point Of
Departure” Andrew Hilla. Całkiem niezły początek kariery. Później bywało
różnie, a trudna dla wielu muzyków jazzowych dekada lat siedemdziesiątych nie
była łatwa również dla Joe Hendersona. Potrafił jednak z powodzeniem wrócić do
swoich muzycznych korzeni i większość jego późniejszych nagrań z pewnością z
czasem znajdzie swoje miejsce w Kanonie Jazzu.
Joe Henderson
Page One
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 724349879522
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz