Krzysztof
Komeda to postać legendarna. Gdyby wielkość muzyka mierzyć ilością napisanych o
nim książek i płyt wspominających jego kompozycje, wyprzedzić go miałby szansę
tylko Fryderyk Chopin. Krótki okres, w którym jego twórczy zapał splótł się z
zamówieniami na nowe kompozycje, w szczególności filmowe z możliwościami ich
nagrania i wykonywania na europejskich scenach sprawił, że nagrań jest całkiem
sporo, ale jeśli odrzucimy takie, które niekoniecznie powinny się ukazać, to
okazuje się, że nie zostaje zbyt wiele, a „Astigmatic” staje się najważniejszym
albumem w jego dyskografii.
Wielu uważa, że
„Astigmatic” jest najważniejszym polskim albumem jazzowym, a w kilku poważnych
i uznanych europejskich publikacjach został nawet uznany za najważniejszy album
europejskiego jazzu. Sam nie oparłem się parę razy pokusie podarowania tej
płyty amerykańskim fanom jazzu, uznając, że to jeden z najodpowiedniejszych
polskich prezentów. Nigdy się nie skarżyli, choć moim zdaniem te opinie są
nieco przesadzone i parę innych płyt jest co najmniej równie dobrych. Muzyka to
jednak nie sport i nie trzeba koniecznie ustalić zwycięzcy, wystarczy pamiętać,
że „Astigmatic” to album doskonały i powinien stanowić jeden z pierwszych
elementów każdej kolekcji jazzowych nagrań w dowolnym zakątku świata.
Moja osobista
opinia na temat tego albumu kilkakrotnie zmieniała się w czasie ostatnich
dziesięcioleci. Nigdy nie uznałem, że to album słaby, jednak często wydawało mi
się, że jak na ten najlepszy z najlepszych w dorobku Komedy – trochę w nim za
mało autorskiego fortepianu. Oczywiście Krzysztof Komeda to przede wszystkim
genialny kompozytor, ale potrafił też być doskonałym wykonawcą swoich
kompozycji, a „Astigmatic” jest przede wszystkim albumem Tomasza Stańki i
Zbigniewa Namysłowskiego. Krótko mówiąc – za mało tu Komedy – pianisty, tak
często myślałem. Dziś jestem w momencie, kiedy potrafię dostrzec genialność
kompozycji. „Astigmatic” zawiera trzy w zasadzie najważniejsze kompozycje
Krzysztofa Komedy, choć świat zna go z pewnością głownie dzięki innej –
napsianej później kołysance z filmu „Rosemary’s Lullaby” i pierwotnie śpiewanej
przez Mię Farrow. Ironią losu jest, że nawet „Astigmatic” nie został doceniony
przez Związek Kompozytorów Polskich, bowiem w jednej z kilku prób przekonania
ważnego wówczas związku twórczego przez samego Komedę do swojej twórczości,
zaszczytne grono wielkich kompozytorów, których nazwisk nie warto w tym
kontekście wymieniać, uznało, że to chyba muzyka raczej rozrywkowa… Może nie
potrafili wtedy zauważyć trzeciego nurtu, wpływów impresjonistycznych i
niezwykłej oryginalności dzieł Komedy. Albo znowu sprawa była polityczna.
Nieważne, grunt, że udało się „Astigmatic” w genialnym składzie nagrać, krótko
po tym, jak nieco zmniejszonym i zmienionym składzie Krzysztof Komeda zagrał
swoje kompozycje na Jazz Jamboree w Sali Kongresowej w 1965 roku. Nagranie z
tego koncertu też zresztą jest dostępne.
O takich
albumach jak „Astigmatic” nie trzeba w zasadzie nic pisać. Warto jednak je
przypominać młodszym słuchaczom, którzy niestety w szkole nie dowiedzą się o
tym, że w Polsce powstawały takie nagrania. W szkolnym programie lepiej podobno
próbować uczyć gry na flecie i porządkować chronologicznie kompozytorów, w tym
tych, którzy uznali kiedyś, że Komeda kompozytorem nie jest…
Krzysztof
Komeda Quintet
Astigmatic
Format: CD
Wytwórnia: Muza
/ Polskie Nagrania
Numer: PNCD 536
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz