Po
raz kolejny w ramach porządków na nieczęsto odwiedzanych półkach obejrzałem
„Celebration Day”. Celowo wspominam o obejrzeniu. Album audio do najciekawszych
dzieł Led Zeppelin z pewnością nie należy, nawet w opinni najzagorzalszych
fanów zespołu. Teoretycznie można próbować ratować się nadzieją, że dobra
realizacja obrazu i otoczka ekskluzywności wydarzenia doda nieco dynamiki do
pozbawionego jej zapisu audio, który w warstwie muzycznej jest identyczny i
zajmuje dwie płyty CD.
Niestety
niemal dwie godziny spędzone z dokumentalnym zapisem próby powrotu Led Zeppelin
do dawnej przeszłości nie należały do najciekawszych. Oglądałem ten koncert już
kilka razy i ciągle mam nadzieję, że zobaczę lub usłyszę na tej płycie coś, co
sprawi, że zmienię zdanie. Znowu się nie udało.
Zaliczam
się do grona całkiem oddanych i zaawansowanych w muzycznej wiedzy fanów zespołu
Led Zeppelin. Dawnego Led Zeppelin. Byłem jednym z rekordowych 20 milionów tych,
którzy mieli nadzieję wylosować bilet na koncert w Londynie, którego zapis
umieszczony jest na krążku „Celebration Day”. Perspektywą powrotu zespołu po
latach byłem całkiem poważnie zachwycony i podekscytowany. Wszyscy muzycy coś
muzycznego przez te wszystkie lata robili, pozostają do dziś zresztą w całkiem
dobrej muzycznej formie. Robert Plant robi nawet muzykę zwyczajnie
fantastyczną, choć mocno odbiegającą od tego, co proponował Led Zeppelin.
Kiedy
po raz pierwszy usłyszałem zapis koncertu z płyty w wersji audio, ucieszyłem
się, że nie wylosowałem biletu. Muzycy nie zaproponowali niczego, czego nie
znałem z ich dawnych płyt. Zabrakło pasji, odrobiny szaleństwa i chęci do
wykorzystania nabytych przez lata umiejętności i doświadczeń. No i oczywiście
zabrakło Johna Bonhama, bo Jason jest jedynie poprawnie trzymającym rytm
rockowym perkusistą, a jego ojciec był geniuszem. Ktoś kiedyś powiedział, że
był Jaco Pastoriusem perkusji i ja się z tym nawet potrafię zgodzić..
Wtedy
w O2 Arenie muzycy zagrali zestaw swoich najbardziej znanych utworów, w zasadzie
w żadnym z nich nie zaskakując. Gdyby to był jeden z licznych koncertów,
kolejny objazd wokół globu organizowany co 2 albo 3 lata, uznałbym, że
pojechali na wakacje, na które zrzucają się fani. To byłoby w porządku, ale
taki wielki powrót, który wcale nie był wielkim – oznacza porażkę. Wiem, że
było ich stać na więcej.
Realizacji
telewizyjnej można zarzucić brak pomysłu i powtarzanie w kółko tych samych
sekwencji ujęć. Rejstracji audio brak życia i nawet duże poziomy głośności
odsłuchu, niezależnie od tego, czy z płyty CD, czy BD jej nie ratują. Led
Zeppelin zawsze przecież należało głośno słuchać…
W ten
sposób powrót Led Zeppelin po niemal 30 latach milczenia stał się dla mnie
jednym z największych muzycznych rozczarowań XXI wieku. Zaraz obok Reunion Tour
zespołu The Police. Na The Police nawet wybrałem się specjalnie do Londynu,
licząc na najlepszy koncert z całej trasy, zagrany dla fanów znających na
pamięć teksty i pamiętających dawną sławę Stewarda Copelanda, Andy Summersa no
i Stinga. Liczyłem na chóralne odśpiewanie hitów razem z zespołem i jakąś
specjalną celebrę. Nic takiego się nie wydarzyło, zagrali, zaśpiewali, ludzie
wysłuchali i poszli do domu, ot kolejny dobry rockowy koncert i tylko tyle.
Wracając
do „Celebration Day” – nie dziwię się, że kilka lat zespół zastanawiał się, czy
warto wydać ten album. Mimo tego, że jest słabszy od wszystkich bez wyjątku
albumów zespołu sprzed lat, uważam, że powinien się ukazać, przynajmniej dla
tych, którzy nie wylosowali biletów, gdyby wszyscy go kupili, byłby światowy
bestseller, Albumu z pewnością nie kupiło 20 milionów fanów, ale sprzedawał się
całkiem nieźle.
Mam
jeszcze kilka uwag – w mojej wersji wydawnictwa jest dodatkowa płyta DVD z
zapisem próby – to jest zwyczajne oszustwo. Materiał nakręcony jedną kamerą
umieszczoną daleko od sceny, dokumentuje zapis jednej z ostatnich prób, w
czasie której testowano również oświetlenie i wszystkie inne efekty sceniczne.
Obejrzałem kiedyś i tą płytę, dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że
żadnej spontaniczności w powrocie Led Zellepin nie było. Zespół zagrał niemal
dokładnie to co kilka dni później w czasie koncertu. Czemu miała służyć taka
płyta – widać i słychać gorzej niż w wersji koncertowej, a w muzyce nie ma
niczego unikalnego.
To
wszystko mocne słowa. W dodatku dowolny archiwalny koncert zespołu jest tysiące
razy ciekawszy, choćby pierwszy z brzegu z Madison Square Garden z 1973 roku,
albo ten z 1970 z Royal Albert Hall, albo każdy inny.
Dzięki
maggi czasów które już nigdy nie wrócą i wspomnieniach sprzed lat, wytrzymałem
jednak dzielnie dwie godziny i wcale tego czasu nie żałuję. Jednak kupcie sobie
lepiej „The Song Remains The Same”, albo wydawnictwo nazwane enigmatycznie „Led
Zeppelin” zawierające wspomniane powyżej dwa koncerty i sporo bonusów (obszerne
fragmenty z Earls Court i Knebworth) na dwóch płytach DVD. Dostaniecie wtedy
większość repertuaru „Celebration Day”, więcej gitarowego szaleństwa i najlepszego
rockowego perkusistę wszechczasów na dokładkę.
O „The Song Remains The Same” przeczytacie tutaj:
Led Zeppelin - The Song Remains The Same
O „The Song Remains The Same” przeczytacie tutaj:
Led Zeppelin - The Song Remains The Same
Led
Zeppelin
Celebration Day
Format: 2CD + BD + DVD
Wytwórnia: Swan Song / Atlantic / Warner
Numer: 081227968816
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz