Lubię takie
niespodzianki. Płyta „Burrellhouse” trafiła do mnie przypadkiem. Kiedy również
przypadkiem zauważyłem, że Jacek Niedziela-Meira gra na gitarze i że album
dedykowany jest Kenny Burrellowi, album zyskał wysoki priorytet na liście tych
nowości, które należy poznać koniecznie i natychmiast. I oto jest.
Niespodziewany, choć dla tych, którzy wiedzą o gitarowych fascynacjach autora
więcej z pewnością oczekiwany. Ja o tym nie miałem pojęcia, dlatego, jeśli nie
zauważyłbym na okładce, że lider gra na gitarze, pewnie płyta czekałaby jeszcze
sobie spokojnie na stosiku tych istotnych nowości, których wiele i które
czekają na mój wolny wieczór czasem i cały rok, albo dłużej.
Dedykacja dla
Kenny Burrella i otwierająca album kompozycja „Lyresto” nagrana wspólnie przez
Kenny Burrella i Johna Coltrane’a oznaczała, że wiedziałem czego mogę się
spodziewać. Zanim płyta nie trafiła pierwszy raz do mojego odtwarzacza, nie
wiedziałem jeszcze, że właśnie zyskaliśmy doskonałego gitarzystę, tracąc
jednocześnie fantastycznego basistę. Będę miał bowiem już zawsze dylemat -
czekać na kolejne nagrania Jacka Niedzieli - basisty, czy kibicować jego
gitarowym pasjom.
Wiem za to, że
do płyty „Burrellhouse” będę wracał często. Na moje uzależnienie od niej mam
kilka argumentów – ponadczasowa, świetna technicznie i pełna bluesowego
feelingu gra lidera, doskonałe organy Hammonda obsługiwane przez wschodzącą
gwiazdę tego instrumentu – Kajetana Galasa, a także świetna realizacja
techniczna nagrania. Dodatkowo wyśmienicie wybrany repertuar złożony z
amerykańskich standardów, kompozycji lidera i wrzuconej w ten doskonały jazzowy
miks kompozycji Seweryna Krajewskiego śpiewanej chyba kiedyś przez Marylę
Rodowicz – „Ludzkie gadanie”. Na polskich piosenkach znam się raczej słabo,
więc z historii tej kompozycji egzamin pewnie bym oblał, jednak w otoczeniu
muzycznym amerykańskich standardów odnajduje się doskonale.
Formuła grania
gitary z Hammondem jest moim zdaniem jedną z ciekawszych form pogranicza bluesa
i jazzu, szczególnie jeśli w składzie brakuje basisty. W przypadku płyty Jacka
Niedzieli kontrabas ani basowa gitara nie odzywa się nawet na chwilę. W życiu
nie myślałem, że napiszę tak o płycie jednego z naszych doskonałych
kontrabasistów… Taka formuła eksploatowana przez większość organistów
najlepszego dla tego instrumentu okresu lat sześćdziesiątych oraz gitarzystów,
którzy podobnie jak Jacek Niedziela potrafili zadbać o każda nutę z osobna.
Wśród nich były największe gwiazdy jazzowej gitary – Kenny Burrell, Wes
Montgomery, Grant Green i czasem nawet George Benson. W późniejszych latach
nowocześniejsze brzmieniowo tria gitara-Hammond-bębny tworzyli John Abercrombie
z Janem Hammerem i Jackiem DeJohnette i John McLaughlin z Larry Youngiem i Tony
Williamsem. Po rockowej stronie mocy w takim zestawieniu grali Emerson, Lake
& Palmer i Van Der Graf Generator. Dziś z nieco już inną, bardziej rockową
gitarą taką formułę kontynuują muzycy zespołu Soulive. Osobny rozdział w
kategorii gitara/Hammond/bębny należy do jednego z moich ulubionych jazzowych
gitarzystów – Pata Martino.
Gdzie w tym
wszystkim odnajduję Jacka Niedzielę? Zdecydowanie po stronie klasyków Kenny
Burrella i Wesa Montgomery z Jimmy Smithem z lat sześćdziesiątych.
„Burrellhouse” to dzieło ponadczasowe, album, który brzmiałby współcześnie
również w tamtym okresie. Nie znaczy to, że dziś jest przedmiotem muzealnym.
Choć utrzymuje jakość klasyków wspomnianych mistrzów z dawnych lat, co dla mnie
nie jest wadą, a raczej najlepszym z możliwych komplementów.
Ciekawe czy sędziwy Kenny
Burrell ciągle zajmujący się pracą naukową na UCLA i dochodzący do zdrowia po
wypadku z 2016 roku wie o nagraniu Jacka Niedzieli. Jeśli nie, albo producent
nie miał odwagi wysłać mu płyty, to sam to zrobię, bowiem „Burrellhouse” jest
hołdem doskonałym i warto, żeby sędziwy już profesor, usłyszał, co Jacek
Niedziela ma do powiedzenia w stylu, który Burrell wymyślił ponad półwieku
temu.
Jacek
Niedziela-Meira
Burrellhouse
Format: CD
Wytwórnia: SJ Records
Numer: 5912596066719
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz