Sun Ra to jedna z najbardziej kolorowych postaci w
całej historii muzyki improwizowanej. Jedni uważali go za dziwaka, inni za szarlatana,
choć byli i tacy, którzy przestrzegali, że być może jest tym, który wyprzedza
znacznie swoją wyobraźnią czas, w którym przyszło mu działać. Znam tez osoby,
które uważają Sun Ra za muzycznego geniusza porównywalnego z największymi
powszechnie uznawanymi sławami, a być może nawet przewyższającego muzyczną
wyobraźnią i inteligencją artystów pokroju Milesa Davisa, Johna Coltrane’a, czy
Duke Ellingtona. Niezależnie od tego, które spojrzenie uważacie za prawdziwe, z
pewnością historia muzyki improwizowanej bez wspomnienia o Sun Ra nie jest
kompletna.
Swoją muzyczną karierę Sun Ra, wtedy jeszcze jako
Herman Poole Blount rozpoczął w Chicago w końcówce lat czterdziestych ubiegłego
wieku. Dość szybko zrezygnował jednak ze swojego prawdziwego nazwiska na rzecz
dość niedorzecznego imienia Sun Ra, które można tłumaczyć jako Słońce Słońce,
bowiem jak sam wielokrotnie podkreślał, Ra pochodzi od imienia egipskiego boga
słońca. Z czasem nie tylko imię stało się ekstrawaganckie, doszła wykreowana w
części przez samego artystę filozofia nazywana dziś afrofuturyzmem i jego
wielokrotne oświadczenia, że jest kosmitą przybyłym z Saturna w celu nauczania
Ziemian zasad zachowania pokoju na świecie. O Afrofuturyźmie napisano wiele
książek. Występu jego Arkestry (orkiestra byłoby zbyt banalne) o zmieniającym
się nieustannie składzie i równie zmiennych i doniosłych nazwach były
niezwykle kolorowym połączeniem muzyki, tańca i awangardowego teatru. Kto
widział ten wie. Nie spotkałem się niestety z rejestracją filmową oddająca energię,
która płynęła ze sceny do publiczności. Być może nasza ziemska telewizja nie
potrafiła zarejestrować energii z Saturna.
Nie zrozumcie mnie źle. Moim zdaniem wszystko to, co
wokół Sun Ra działo się w warstwie pozamuzycznej raczej nie pomagało mu za
życia znaleźć uznanie należne jego muzycznym talentom. Łatwo było uznać go za
dziwaka i performera chcącego samą odmiennością zasłużyć sobie na uwagę
słuchaczy. Sun Ra był jednak doskonałym pianistą, kompozytorem, liderem
orkiestry i jednym z pionierów wykorzystania instrumentów elektronicznych w
jazzie. W jego biografiach przeczytacie o podróży na Saturn, przynależności do
czarnej Loży Masońskiej, stworzeniu własnej religii, karze więzienia za odmowę
służby wojskowej, przeróżnych miejscach i datach urodzenia, ekscesach
seksualnych, chorobach psychicznych i genialnej pamięci muzycznej. Z tych
wszystkich historii tylko ostatnia jest istotna. Sun Ra nagrał ponad 100
autorskich albumów, z których wiele jest dziś już niedostępne i ciągle czeka na
wznowienie. W pierwszych latach działalności Arkestry prowadził własną
wytwórnię, a kolejne albumy wydawał w nakładach liczonych jedynie w setkach
egzemplarzy dostępnych w sprzedaży wysyłkowej i na koncertach.
Przez jego zespoły od połowy lat pięćdziesiątych do
jego śmierci w 1993 roku przewinęło się wielu zupełnie anonimowych artystów.
Byli również tacy, którzy znaleźli swoją muzyczną tożsamość poza rozlicznymi
składami Arkestry. Wśród najbardziej znanych muzyków, którzy przez lata uczestniczyli
w spektaklach Arkestry znajdziemy doskonałych saksofonistów - Johna Gilmore’a,
Marshalla Allena i basistę Johna Ore. Do grona współpracowników Sun Ra i
Arkestry należeli też Pharoah Sanders i Don Cherry. Marshall Allen prowadzi
chyba do dziś muzyczny projekt Sun Ra Arkestra. Sam Sun Ra uczestniczył też w
wielu projektach innych muzyków, często zupełnie zapominając o swojej
awangardowej filozofii. Do moich ulubionych projektów tego rodzaju należą „A
Tribute To Stuff Smith” Billy Banga i „Impressions Of A Patch Of Blue” Walta
Dickersona. Wspomnienie Stuffa Smitha jest w tym przypadku dość logiczną
konsekwencją tego, że swoją karierę Sun Ra zaczynał w Chicago jako aranżer w
orkiestrze Fletchera Hendersona i pianista w zespołach Stuffa Smitha i Colemana
Hawkinsa.
Trudno wskazać jeden, ten najlepszy i najważniejszy
album Sun Ra. Wybór „Space Is The Place” nie jest jednak przypadkowy. Album
powstał w 1972 roku i jest doskonałym wstępem do świata Arkestry i jej
awangardowego lidera. Zawiera wszystko co dla jego działalności
charakterystyczne. Odrobinę brzmień elektrycznych klawiatur, transowe wokalizy,
afrykańskie rytmy, twórczy chaos i spontaniczność znaną z występów zespołu w
każdym okresie jego działalności, freejazzowe frazy saksofonu Johna Gilmore’a.
Jest też doskonała partia fortepianu lidera w „Images” pokazującą, że był
świetnym pianistą umieszczona obok awangardowego i wymagającego wiele skupienia
„Sea Of Sounds”. „Space Is The Place” to doskonały początek przygody z Sun Ra.
Nie regulujcie odbiorników, wybrałem jedną z najbardziej ziemskich płyt
przybysza z Saturna.
Sun Ra
Space Is The Place
Format: CD
Wytwórnia: MCA / Impulse! / Universal
Numer: 011105124928
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz