Odkrycie nieznanego wcześniej koncertu Theloniousa Monka jest kolejnym jazzowym świętym Graalem. W zeszłym roku odkrywaliśmy nieznane nagrania Johna Coltrane’a, ciągle kontynuowana jest seria koncertowych nagrań Milesa Davisa, a innych dawno zmarłych, choć z pewnością dalekich od zapomnienia jazzowych sław również dotyka od czasu do czasu plaga przypadkiem odkrytych nowych nagrań.
Wśród takich albumów w zasadzie mamy do czynienia z dwoma rodzajami produkcji. Do pierwszej z nich należy album „Palo Alto” Theloniousa Monka – to płyty równie dobre jak podobne z tego samego okresu działalności artysty. Druga kategoria, do której zdecydowanie album Monka nie należy, gromadzi wszystko to, co ukazać się nie powinno, żeby kategorii nie mnożyć, głównie albo z powodu nieudanej lub niezaakceptowanej przez artystę za życia jakości artystycznej nagrania, albo w przypadku nagrań koncertowych – pirackiego, czasem nielegalnego i zawsze technicznie przeszkadzającego w dobrym odbiorze muzyki nagrania.
Najnowszy album Monka mógłby ukazać się w jego podstawowej dyskografii w momencie, kiedy został w 1968 zarejestrowany. Koncert w szkole w Palo Alto nie był jakąś specjalną okazją ani wyjątkowym wydarzeniem. Nie miał też wyjątkowego programu. Koncert jakich w trasie wiele, choć akurat Monk z różnych niekoniecznie artystycznych przyczyn miewał ze znalezieniem pracy właściwie przez całą swoją karierę problemy. Albo nikt jego sztuki nie rozumiał, albo przez kłopoty z prawem nie miał umożliwiającej występy Cabaret Card, albo koncerty były, ale za daleko, a Monk raczej za podróżami nie przepadał.
Pod koniec kontraktu z Columbią, na przełomie 1967 i 1968 roku Monk wydał trzy albumy – „Straight, No Chaser”, „Underground” i „Monk's Blues”. Wszystkie z udziałem dokładnie tych samych muzyków, którzy wystąpili z nim na koncercie w Palo Alto. Na „Monk’s Blues” oprócz kwartetu usłyszycie też orkiestrę dowodzoną przez Olivera Nelsona. Tak więc „Palo Alto” to znany repertuar, w latach sześćdziesiątych Monk nie komponował zbyt wiele, znany skład i repertuar złożony z klasyków. Istotnie, ten album to tylko i aż kolejne nagranie Theloniousa Monka. Może fortepian nie był najlepszy – to przecież szkolna świetlica. Może Monk miał już najlepsze lata za sobą i fakt, że za koncert dostał tylko 500 dolarów na cały zespół sprawił, że nie przywiązywał do tego wieczoru jakieś specjalnej uwagi? Być może tak było, jednak to wszystko złożyło się na wyjątkowy obraz dojrzałego artysty, który swoje już w jazzie osiągnął i całkowicie na luzie, z doskonale zgranym zespołem zagrał swoje największe hity, a że czasu nikt nie ograniczał, to melodie rozbudowały się do wielominutowych utworów dających szansę wykazać się nie tylko liderowi, ale też pozostałym muzykom.
Monk ma w swoim dorobku świetne płyty koncertowe, niektóre ciekawsze ot „Palo Alto”, ale ja i tak biorę w ciemno. Monk to Monk i tyle.
Thelonious Monk
Palo Alto
Format: CD
Wytwórnia: Impulse!
/ Universal
Data pierwszego
wydania: 2020
Numer: 602507112851
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz