01 sierpnia 2018

Dawid Lubowicz – Inside

Gwiazdorski skład, wszechstronnie utalentowany lider i żadnych ograniczeń artystycznych – to musiała być bomba. Aż trudno uwierzyć, ale „Inside” jest solowym debiutem Dawida Lubowicza. Ilość płyt na których zagrał, tych firmowanych przez Atom String Quartet i Bester Quartet, a także występów gościnnych sprawiła, że wydawało się oczywiste, że album solowy musi się pojawić.


Fani Dawida Lubowicza musieli sporo poczekać, jednak „Inside” okazuje się doskonałym debiutem, choć w przypadku tak doświadczonego artysty z obszerną dyskografią, debiut jest słowem najzupełniej umownym. „Inside” to po prostu pierwsza okazja na zagranie w dokładnie takiej muzyki, jakiej pragnął sam lider.

Rozpoczynający album przebojowy „Highlander On The Trip” w pierwszym momencie nie zabrzmiał w moim odtwarzaczu obiecująco. Trudno uznać kopiowanie najlepszych pomysłów Pat Metheny Group sprzed wielu lat za coś odkrywczego i wartego większej uwagi. To jednak jedynie przebojowy początek, być może skierowany do tych, którzy zechcą na próbę posłuchać początku albumu. Dalej jest znacznie ciekawiej. Błyskotliwa improwizacja lidera w kolejnej kompozycji – „Jazz Babariba” nie pozostawia wątpliwości, że to płyta jednego z najlepszych polskich jazzowych skrzypków, a to oznacza, że również jednego z najlepszych skrzypków na świecie. Porywająco odpowiada jak zwykle zaskakujący Krzysztof Herdzin, a dalej jest już tylko bardzo dobrze.

„Memento” to romantyczna słowiańska ballada, ubarwiona – tu zgaduję, że przez Krzysztofa Herdzina, kilkoma nutami na flecie, „Pieśń Roksany” to popis gry zespołowej – introdukcja na kontrabasie (jak zawsze punktualny Robert Kubiszyn) i solo na perkusji w wykonaniu Łukasza Żyty. W inspirowanym folklorem „Obercology” Krzysztof Herdzin sięga po akordeon. On potrafi zagrać na wszystkim, gdyby miał wystarczająco dużo czasu, którego nigdy nie będzie miał, mógłby nagrywać w studio solowe płyty big-bandowe.

Mieszanka jazzu ze słowiańską kulturą sprawdza się znakomicie od czasów Krzysztofa Komedy, a skrzypce, szczególnie w dobrych rękach są do tego rodzaju grania znakomitym instrumentem. Debiut Dawida Lubowicza w roli lidera, skrzypka i kompozytora wypada doskonale. Gdyby ten album pojawił się niezapowiedziany i jego autorem byłby muzyk rzeczywiście debiutujący w studiu nagraniowym, byłby objawieniem. Dawid Lubowicz sam sobie wysoko zawiesił poprzeczkę. Od jego pierwszego albumu oczekiwałem więcej ciekawych kompozycji. Piękne ballady, parę genialnych momentów Krzysztofa Herdzina i doskonałe sola na skrzypcach, to dużo, jednak dla mnie trochę za mało. Spodziewałem się działa genialnego, a wyszło bardzo dobrze. Ekonomiści nazywają to efektem bazy, a ja zwyczajnie oczekiwałem jakiegoś przełomu. A powstała tylko piękna płyta z doskonałą muzyką. A może nie tylko, ale aż tyle?

„Inside” pewnie zgarnie kilka jazzowych nagród za rok 2018, ja jednak czekam na więcej. Mam też nadzieję, że doskonale wypadająca współpraca Lubowicza z Herdzinem nie skończy się na tym jednym nagraniu.

Dawid Lubowicz
Inside
Format: CD
Wytwórnia: Zbigniew Seifert Foundation
Numer: 5907222048054

31 lipca 2018

The Thin White Ukes – Bowie Refashioned

Takie rzeczy czasem zdarzają się w najmniej oczekiwanym momencie. Muzykę z albumu „Bowie Refashioned” usłyszałem po raz pierwszy z głośników w jednym z ciekawszych niezależnych sklepów płytowych w Melbourne, miejscu dla wielu kultowym – The Basement Discs. Znalazłem się tam w poszukiwaniu australijskiej muzyki inspirowanej lokalnym folklorem. Niestety ciągle jeszcze nie znalazłem prawdziwego australijskiego brzmienia, choć muzycznie dzieje się w Australii sporo, to jednak większość lokalnych produkcji kopiuje amerykańskie wzorce, a kopie – jak wiadomo zawsze pozostaną kopiami.


Muzyka zupełnie nieznanego, nawet na lokalnym rynku zespołu The Thin White Ukes zauroczyła mnie, choć słuchając jej w sklepie nie od razu dotarło do mnie, że wszystkie piosenki, które słyszę pochodzą z repertuaru Davida Bowie.

Oczywiście można uznać, że to skok na kasę, bowiem nigdy za życia Davida Bowie nie można było kupić w zasadzie w każdym sklepie z płytami w każdym zakątku świata większości jego albumów. To kolejny przykład, jak śmierć pomaga artystom. Nawet jeśli zespół The Thin White Ukes powstał z myślą o wykorzystaniu okazji i jego kariera zakończy się na tym jednym, poświęconym piosenkom Davida Bowie projekcie, to i tak było warto.

Troje muzyków – Betty France, Michael Dwyer i Robert Stephens grają na popularnym w Australii instrumencie – ukelele i tworzą niezwykłe harmonie wokalne. Mają doskonałe wyczucie istoty kompozycji Davida Bowie. W ich wykonaniu, niemal akustycznym i niezwykle kameralnym piosenki wybrane trafnie z całej dyskografii Bowiego będziecie odkrywać na nowo. Wiele ważnych rockowych kompozycji kojarzonych jest z konkretnymi wykonaniami. „Let’s Dance” z charakterystyczną linią basu i solówką Stevie Ray Vaughana, „Heroes” z syntetycznym zespołem i gitarą Roberta Frippa, „Sound And Vision” to nie tylko sam Bowie, ale też syntetyczne podkłady Briana Eno.

„Ashes To Ashes” w zasadzie nie istnieje bez niezwykłego teledysku i syntezatorów. Wiele kompozycji Davida Bowie związanych jest z polityka, komentuje sprawy obyczajowe, ale również stanowi kreację artystyczną wraz z jego scenicznym wizerunkiem. W związku z tym inni artyście nawet jeśli śpiewają jego piosenki, to wybierają jedną, pasującą do ich własnej artystycznej wizji.

Zespół The Thin White Ukes powstał w 2014 roku i od zawsze zajmuje się wyłącznie piosenkami Davida Bowie. Jednak w żadnym razie ich działalności nie można porównać do klasycznych, popularnych w Australii cover bandów będących atrakcją małych miasteczek, które nigdy nie będą gościć światowych gwiazd. Muzycy The Thin White Ukes potrafią zaśpiewać kompozycje Davida Bowie często ciekawiej niż ich twórca, upraszczają melodie wydobywając z nich niezwykłe piękno. Udowadniają, że David Bowie był niezwykłym muzykiem, pokazują, że jego kompozycje doskonale sprawdzają się bez kontekstu politycznego, obyczajowego i scenicznych kreacji, których Bowie był mistrzem. Dzięki The Thin White Ukes wielu słuchaczy dostrzeże w nim genialnego muzyka. Ich album „Bowie Refashioned” jest zwyczajnie fantastyczny, mam nadzieję, że nie pozostanie lokalną ciekawostką podziemia muzycznego w Melbourne.

The Thin White Ukes
Bowie Refashioned
Format: CD
Wytwórnia: The Thin White Ukes
Numer: brak

30 lipca 2018

Tomasz Stańko


Od 2010 roku niemal codziennie otwierając mój blog patrzę na tytułowe zdjęcie pozostawionej na chwilę na scenicznym odsłuchu trąbki. To nie jest przypadkowy instrument. To trąbka, na której w 1998 roku grał Tomasz Stańko. Zdjęcie powstało w czasie próby do koncertu poświęconego muzyce Krzysztofa Komedy, krótko po wydaniu płyty „Litania” w składzie z muzykami skandynawskimi, którzy uczestniczyli w nagraniu tego albumu. Przypadkowy kadr z tego dnia znalazł się na czołówce mojego bloga ponad 8 lat temu, a dziś opuszczona trąbka Mistrza Tomasza nabrała szczególnego znaczenia. Nie będzie już nowych nagrań, Tomasz Stańko nie zagra już żadnego koncertu, nam pozostaną płyty i wspomnienia koncertów i rozmów z mistrzem.

W tym miejscu mogłyby się pojawić wspomnienia o najciekawszych płytach, czy najlepszych koncertach, ja wolę jednak powspominać samotnie przy niezwykłych dźwiękach trąbki Mistrza Tomasza.

27 lipca 2018

Stepanka Balcarova - Life And Happiness Of Julian Tuwim

Jazzowa trąbka, tak jak wiele innych instrumentów zdominowana jest przez mężczyzn. Być może jednak nawet bardziej niż inne instrumenty. Każdy z fanów jazzu wymieni raczej bez trudu przynajmniej jedną znaną saksofonistkę, gitarzystkę, pianistkę, czy nawet perkusistkę. Z trębaczkami byłoby jakoś trudniej, choć całkiem niedano na naszej antenie płytą tygodnia był album Liny Allemano. Do czasu, kiedy do kieszeni mojego odtwarzacza nie trafiła najnowsza płyta Stepanki Balcarovej, Lina Allemano była moim dyżurnym przykładem, że kobiety na trąbce grać mogą wyśmienicie, tylko być może z jakiś nieustalonych przyczyn wolą fortepian i mikrofon.

Przygotowując tekst o Linie Allemano poszukiwałem w internetowych zasobach wiadomości o trębaczkach i we wszystkich zestawieniach pojawiały się zupełnie mi nieznane nazwiska skandynawskie. Zapamiętałem więc, że kobieca trąbka to specjalność skandynawska i pomyślałem, że prawdopodobnie jest gdzieś na północy ktoś, kto uczy kobiety grać na tym instrumencie. Teraz wiem, że to będzie niedługo polska specjalność, bowiem Stepanka Balcarova skończyła Katowicką Akademię Muzyczną. Tam zapewne poznała polskie środowisko jazzowe, stąd udział polskich muzyków w jej najnowszym albumie.

Projekt nagrania wierszy Juliana Tuwima, zaśpiewanych przez niezwykle obiecującą polską wokalistkę Małgorzatę Hutek wraz z zespołem prowadzonym przez Stepankę Balcarovą, w którego skład wchodzą muzycy z Polski i Czech wydawał mi się kompletnie surrealistyczny. Jednak to dzieje się w realnym świecie, na płytę trafiłem przypadkiem w jednym z dobrze zaopatrzonych sklepów muzycznych w Pradze. To jeden z tych spontanicznych zakupów, gdzie przeczucie mnie nie zawiodło.

Dziwię się jednak, dlaczego czeskie media i miasto Praga mogą taki projekt wspierać, a z polskiej strony pomocy w realizacji projektu udzielił jedynie Instytut Polski w Pradze? Co byłoby, gdyby jakiś polski muzyk przeszedł do polskiego Ministerstwa Kultury i poprosił o wsparcie w nagraniu z węgierskimi muzykami wierszy jakiegoś poety znad Dunaju, odznaczonego najważniejszymi państwowymi medalami przez komunistów? Nawet muzyka nie jest wolna od polityki niestety…

Zostawmy jednak nasze krajowe podwórko, bowiem „Life And Happiness Of Julian Tuwim” to produkcja międzynarodowa klasy światowej, nie tylko w związku z polsko-czeską kooperacją, ale przede wszystkim w związku z jakością muzyki. Teksty Tuwima (na temat trafności ich wyboru nie będę się wypowiadał, bo to nie moja działka) w książeczce przetłumaczone są na angielski i czeski, trafią więc do rąk czytelników zagranicznych, więc w najlepszy możliwy sposób będą pokazywać dorobek naszego poety na całym świecie. Małgorzata Hutek śpiewa po polsku, więc płyta znalazłaby w Polsce nabywców, jednak u nas kupić jej chyba nie można, ja przynajmniej nie zauważyłem jej w żadnym sklepie, a bywam w nich często. Tu znowu należałby się polityczny komentarz, ale tego będę unikał. Może już tak ma być, że to czeska trębaczka będzie docierać do ludzi z wierszami naszego poety przez wielu uważanego za wybitną postać polskiej literatury?

Spotkania poezji i jazzu mają w Polsce przecież długą tradycję zapoczątkowaną przez Krzysztofa Komedę i Wojciecha Siemiona w czasach przedpotopowych. Dlaczego więc ten album nie jest wydawniczą sensacją w Polsce?

Pozostawiając na chwilę wątek polityczno – literacji warto skupić się na zawartości muzycznej albumu, a ta jest niezwykle udanym debiutem czeskiej trębaczki w roli liderki zespołu i kompozytorki. To Stepanka Balcarova wymyśliła wszystkie melodie. Oprócz jej kompozycji mocnymi punktami albumu są grający na saksofonie Marcel Barta i dobrze znany z naszego krajowego podwórka pianista Nikola Kołodziejczyk. Do doskonałych technicznie popisów wokalnych Małgorzaty Hutek miałbym kilka uwag, momentami są zbyt egzaltowane, ale może to moje subiektywne spojrzenie – za piosenką aktorską nie przepadam.

Doskonały album, zaskakujący skład i kilka naprawdę doskonałych kompozycji. Szkoda, że trzeba go szukać w zagranicznych sklepach. Animal Music powinien mieć dobrego polskiego dystrybutora.

Stepanka Balcarova
Life And Happiness Of Julian Tuwim
Format: CD
Wytwórnia: Animal Music
Numer: 8594155991709

26 lipca 2018

Mumford & Sons with Baaba Maal, The Very Best & Beatenberg - Johannesburg

Brytyjski folkowy zespół, grający w zasadzie amerykańską muzykę, współpracujący przy nagraniu swojego najnowszego albumu z senegalską gwiazdą Baaba Maalem, wokalistą z Malawi - Esau Mwamwaya i z grupą białych muzyków pop z RPA znaną tam jako Beatenberg to wydaje się za dużo, jak na jedną krótką płytę.

W istocie trochę tak jest, choć odrobina egzotycznych brzmień nigdy muzyce nie przeszkadza, a raczej dodaje kolorytu. Maala wolę solo, najlepiej kiedy śpiewa tylko ze swoją akustyczną gitarą. Afrykański pop w wykonaniu białych nie jest czymś fascynującym, a o grupie The Very Best, którą tworzy Esau Mwamwaya i jeden z licznych londyńskich producentów znany jako Radioclit do dziś nie słyszałem.

Krótki album „The Very Best & Beatenberg: Johannesburg” przez sam zespół nazywany jest w analogowy sposób – EP, taki po nowemu maksisingiel. Jako dodatek – dokument trasy koncertowej, egzotycznego spotkania wielu muzycznych światów sprawdziłby się doskonale. W roli samodzielnego wydawnictwa niekoniecznie.

Zespół Marcusa Mumforda obserwuje z dużą uwagą. Ich poprzednie albumy często wracają do mojego odtwarzacza. „The Very Best & Beatenberg: Johannesburg” raczej pozostanie muzyczną ciekawostką. Wiele komentarzy sugeruje, że to raczej Baaba Maal, który jest większą gwiazdą w wielu krajach w Afryce i w wirtualnej przestrzeni Apple Music niż Mumford & Sons zaprosił zespół do współpracy. Dlaczego więc album znajdziecie najczęściej na półce z innymi nagraniami zespołu (co wynika z tego, że jego nazwa jest pierwsza na okładce)? Być może Baaba Maal chciałby podbić rynek brytyjski? Ich współpraca rozpoczęła się w 2015 roku, kiedy na płycie Maala „The Traveller” – przy okazji to bardzo dobry i wart polecenie album – pojawił się Winston Marshall, jeden z filarów Mumford & Sons.

Na płycie nie usłyszycie jednego z najważniejszych instrumentów dla brzmienia folkowego Mumford & Sons – banjo. We przydługim nieco wstępie do „There Will Be Mine” pojawia się fortepian. Całość sprawia wrażenie projektu multikulturowego wykreowanego nieco na siłę. Oczywiście rozumiem fascynację muzyków zespołu nowymi rytmami i afrykańskimi podróżami, ale uczucie niedosytu towarzysz mi za każdym razem, kiedy sięgam po ten album. Za każdym razem również, kiedy zbliżam się do jego końca w postaci właściwie solowego utworu Baaba Maala – „Si Tu Vieux” mam jeden wniosek – tu angielski zespół towarzyszy senegalskiemu artyście, a nie odwrotnie.

Mumford & Sons with Baaba Maal, The Very Best & Beatenberg
Johannesburg
Format: CD
Wytwórnia: DEW Process
Numer: 0602547939081