27 sierpnia 2010

Marta Mus - BitterSweet

Kto nam ukradł Martę Mus?

Dzisiejsza płyta jest niezwykła, dziwna, bardzo dobra, ale jakby istniejąca w oderwaniu od rynku muzycznego. To pełna swingu i bardzo jazzowego grania z rasowym feelingiem muzyka. Kiedy zobaczyłem tę płytę w sklepie jakieś 6-7 lat temu, pomyślałem, że to musi być jakaś słowiańska dusza. Mój nos fotografa nie pomylił się, ale o tym za chwile.

Płyta wydana została w 2000 roku przez francuski oddział Sony. Dziewczyna spoglądająca kuszącym wzrokiem z okładki ma wyjątkową słowiańską, pełną elegancji urodę. Jest po prostu kobiecą kobietą. Opis do płyty, bardzo skromny, składający się wyłącznie z dużej ilości podziękowań jest w części pisany po polsku. Artystka dziękuje też za wszystko (jak zwykle) wielu osobom o polskich imionach. Część utworów na płycie zawiera cytaty z polskich kompozytorów. Utwór numer 5 - nazwany Always, opisany jest, jako Polish Traditional. Może mam chwile zaćmienia, znam melodie, ale nie wiem, co to jest i jakoś nie kojarzy mi się z niczym polskim.

Muzyka na tej płycie to kameralne, swingujące, ciekawie zaśpiewane jazzowe ballady. Nie wiem, skąd wzięła się Marta Mus. Jej strona internetowa jest bardzo enigmatyczna i mówi raczej o pracy dydaktycznej w Belgii niż o działalności muzycznej. Jej płyt właściwie nie można kupić, choć wydała niedawno kolejną we własnej wytwórni. Nie wiem też, jak dużą część życia spędziła w Polsce. Słychać jednak, że zna wiele polskiej muzyki. Pewnie wychowała się w Polsce i chodziła tu do szkoły muzycznej. Jako źródła inspiracji wymienia nad wyraz szerokie grono artystów od Chopina i Mozarta, poprzez Billie Holliday i Marvina Gaya do Madonny i Angie Stone.

Na dzisiejszej płycie śpiewa w towarzystwie równie nieznanych muzyków. Na fortepianie gra Erik Vermeulen. O jego grze można powiedzieć tyle, że jest. Istnieje gdzieś w tle. Chwilami wysuwając się na pierwszy plan nie pozostawia żadnego określonego wrażenia. To oznacza kompetentny akompaniament dla wokalistki o ciekawej barwie głosu. Grunt to nie przeszkadzać. Inaczej jest z grającym na kontrabasie Lindsayem Hornerem. Od razu można wyczuć nutę porozumienia pomiędzy nim a wokalistką. Stawiam na to, ze często grają razem. To bardzo słychać, na przykład w jednym z najbardziej dynamicznych i roztańczonych utworów - This Can't Be Love. To jeden z ciekawszych momentów płyty. Artystka pokazuje, że dobrze radzi sobie z oddechem i artykulacją w tym szybkim przecież utworze. W kolejnym utworze, trochę jak na koncertach, mamy genialne wyciszenie nastroju, Do It Again daje basiście okazję do pokazania, że kontroluje długie, trudne do zagrania nuty i ma dobrze brzmiący instrument.

Warstwa brzmieniowa płyty nie jest nadzwyczajna, a raczej można powiedzieć, że realizator nie wywiązał się najlepiej ze swojego zadania. Głos czasami jest płaski i brakuje mu mikrodetali, które na pewno w oryginale są bardzo smakowite. Fortepian jest momentami zbyt agresywny i pozbawiony oddechu dużego akustycznego instrumentu. Za to bas jest bardzo dobrze zrealizowany. To akurat właściwa proporcja, bo to lepsza cześć akompaniamentu.

Jeśli Marta Mus przyjedzie obejrzeć kraj swojego dzieciństwa to od razu zapisuję się w kolejkę po bilety na koncert. Myślę, że ciekawy byłby kameralny koncert w jakimś małym klubie, albo w takiej atmosferze, jak na przykład w Sulęczynie. Kto był, wie o czym mówię, w szczególności o późnym leniwym graniu w malej knajpce w środku wsi. Kto nie był, niech spieszy się z rezerwacja pokoi, na następny rok, bo miejsc mało. A Marta Mus, to kolejny polski wkład w jakąś daleką od Polski kulturę i edukację muzyczną...

Marta Mus
BitterSweet
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: EPC5019712

Brak komentarzy: