To był całkiem przyjemny wieczór, choć tego rodzaju koncerty nie są zwykle wydarzeniem artystycznym, a raczej towarzyskim. Tak też było tym razem, choć udało się zebrać pełną salę słuchaczy pragnących oprócz zobaczenia tych zapowiadanych i jak to zwykle w takich okolicznościach bywa, również tych mniej zaplanowanych muzycznych prezentacji. Pochwalić należy sprawność techniczną organizacji i krótkie przerwy między występami. W przerwach przeznaczonych dla technicznej obsługi sceny słuchaczom czas umilał, czytając w większości wcześniej przygotowane przez samych wykonawców teksty, Zbigniew Zamachowski. Czasem była to konferansjerka całkiem zgrabna, kiedy indziej zdradzając niezbyt dogłębną wiedzę muzyczną zapowiadającego pozostawała wypełniaczem czasu, na tyle jednak udanym, że widzowie widowni nie opuszczali przez prawie 4 godziny.
Przyjęta formuła kilkunastominutowych prezentacji nie pozwoliła na rozwinięcie skrzydeł większości wykonawcom. Po tych lepszych prezentacjach pozostał zatem niedosyt, a te nieco gorsze były na tyle krótkie, że nie irytowały ponad miarę.
Koncert rozpoczęła Maria Pomianowska z zespołem łączącym odrobinę japońskiej egzotyki muzycznej z polskim folklorem. Ta z pozoru skazana na niepowodzenie mieszanka sprawdziła się na tyle, że z pewnością poszukam nagrań jej zespołu.
Maria Pomianowska z zespołem
Anna Kostrzewska
Projekt Agnieszki Szczepaniak – Ale Szopka! z gościnnym udziałem Justyny Steczkowskiej został zaprezentowany w krótkim secie, który zdominowała swoimi niezwykłymi możliwościami głosowymi Justyna Steczkowska. To również temat wart większego zainteresowania, bowim mam wrażenie, że cały pomysł, to nie tylko wykorzystanie głosu gwiazdy, ale również ciekawa muzyka, której niestety z racji ograniczeń czasowych nie udało się tego wieczora pokazać.
Agnieszka Szczepaniak
Justyna Steczkowska
Na bis zespół Agnieszki Szczepaniak zagrał popowy przebój Justyny Steczkowskiej – Dziewczyna Szamana. Duet wokalny Justyny Steczkowskiej i Anny Kostrzewskiej należy uznać za całkiem udany, a z pewnością również widowiskowy i mający ten oczekiwany przez publiczność tego rodzaju koncertów smaczek jednorazowego, niepowtarzalnego wydarzenia.
Anna Kostrzewska i Justyna Steczkowska
Mieczysław Szcześniak i w towarzystwie Wendy Waldman – to był poprawny i tylko poprawny występ, oboje artystów potrafi więcej, jednak to taki rodzaj muzyki, który potrzebuje nieco więcej czasu na wciągnięcie słuchaczy w nastrój. Tego wieczora w Palladium było za krótko i za mało, a to w sumie oznacza, że nie było najgorzej.
Mieczysław Szcześniak i Wendy Waldman
Zespół Raz Dwa Trzy – za taką muzyka nie przepadam. Mam jednak wrażenie, że zespół zagrał swoje najważniejsze piosenki nieco bez zaangażowania, tak jakby to był kolejny koncert, jakich zapewne wiele zagrali w ostatnich latach w tych większych salach wielkomiejskich i mniejszych domach kultury i strażackich remizach oraz ludowych festynach jakich wiele każdego lata odbywa się w całej Polsce.
Adam Nowak (Raz Dwa Trzy)
Występ Agi Zaryan był nieco nie dla mnie. Nie przepadam za wyciąganiem ambitnych wierszy i dorabianiem do nich na siłę muzyki, tak, żeby płytę sprzedać jako ambitny projekt artystyczny doczepianąc jej etykietkę znanego poety. Wolę Agę Zaryan śpiewającą jazzowe standardy, jednak do tego potrzeba większego rozmachu instrumentalnego, czego na estradzie Nocy Żurawi vol. 2 zabrakło. Było więc muzycznie poprawnie w stylu, za którym nie przepadam. To też muzyka, która potrzebuje nieco bliższego kontaktu z publicznością, chwili oddechu i refleksji, osobistej relacji, przynajmniej z pierwszym rzędem publiczności. Po dynamicznym występie Adama Nowaka nie było to łatwe... Do tego, że nie jest to projekt jedynie czysto komercyjny i wiersze Miłosza są dla Agi Zaryan ważne, muszę przekonać się na osobnym koncercie dedykowanym temu projektowi...
Aga Zaryan
Gwiazdą zamykającą całość był Tomasz Stańko w towarzystkie swojego dawnego zespołu – dziś już nagrywającego samodzielnie – tria Marcina Wasilewskiego. To był niewątpliwie najlepszy set wieczoru. Tomasz Stańko urzeka każdym dźwiękiem, szczególnie w czasie koncertów. Ma w sobie coś z Milesa Davisa. Gra oszczędnie, całkowicie kontroluje muzyczną akcję i jakby od niechcenia zupełnie niespodziewanie wydaje ze swojej trąbki dźwięki, których się nie spodziewamy, a które są tak bardzo na miejscu.
Tomasz Stańko
Tomasz Stańko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz