W
zeszłym roku w wakacje pisałem o płycie Willie Nelsona i Wyntona Marsalisa –
„Two Man With The Blues”. Tekst znajdziecie tutaj:
Ta
płyta podobała mi się wtedy i podoba mi się teraz, od czasu do czasu sięgam po
nią w radiu, słuchałem jej też kilka razy w domu w ciągu ostatniego roku. To
dużo jak na taką płytę. Od czasu jej wydania Wynton Marsalis wyprodukował już
dwie inne. Na obie sam się nie zdecydowałem, obie dostałem w prezencie.
Dzisiejszy album czekał trochę na półce z nowościmi na swoje pierwsze słuchanie.
Kiedy po raz kolejny chciałem sięgnąć po „Two Man With The Blues”… Postanowiłem
sięgnąć po „Here We Go Again: Celebrating The Music Of Ray Charles”. W kolejce
czeka jeszcze całkiem świeży album „Wynton Marsalis And Eric Clapton Plays The
Blues”. No cóż, jak Wynton Marsalis się za coś weźmie, to z pewnością pieniędzy
na nagrania i na reklamę mu nie zabraknie. Chętni na koncerty też się znajdą,
bo większość wydarzeń w Lincoln Center to też wydarzenia
kulturalno-towarzyskie, a nie tylko muzycznej.
„Here
We Go Again: Celebrating The Music Of Ray Charles” – no cóż, chciałoby się
powiedzieć: Dlaczego nam to zrobiliście. Here We Go Again… Why??? Pierwszy
pomysł na współpracę z Willie Nelsonem był dla Wyntona Marsalisa udany. Tym
razem wyszło łaskawie mówiąc nie bardzo…
Ideą
albumu było przypomnienie repertuaru Raya Charlesa. Może to jeszcze ciągle moda
na takie albumy po śmierci Raya Charlesa, a może rzeczywista fascynacja… Chyba
jednak Wyntona, bo Willie Nelsona o to nie podejrzewam. Tak zmasakrowanego Raya
Charlesa nie słyszałem już dawno. Albumów wspominkowych ukazało się przecież co
najmniej kilka ważnych, z których najbardziej oryginalny i ciekawy muzycznie
nagrał John Scofield: "That's What I Say: John Scofield Plays The Music of Ray Charles"
Niezależnie
jednak od konkurencji, która podnosi wysoko poprzeczkę, to ten album jest
zwyczajnie słaby i nierówny. Brak w nim bluesowej energii i pulsu znanego z
oryginalnych nagrań Raya Charlesa. Willie Nelson to muzyk z zupełnie innego
świata, a sam Wynton Marsalis też mistrzem bluesa nie jest…
No
i się nie udało. Z albumu wieje nudą i banałem. Każdy z utworów, a wybrano same
wielkie przeboje, ma wiele ciekawszych wersji w innych wykonaniach, w
szczególności oczywiście oryginały Raya Charlesa. Na fortepianie niemrawo gra Dan Nimmer (muzyk
zupełnie mi nieznany). To właściwie on rozkłada cały album na
łopatki. Czy może powstać ciekawa wersja „Unchain My Heart”, czy „Hit The Road,
Jack” bez solidnego fortepianu? Te melodie w wykonaniu zespołu Wyntona Marsalisa są martwe, ani
razu noga nie zaczęła wystukiwać rytmu. Śpiewać próbują Willie Nelson, Wynton
Marsalis i Norah Jones…
Poszukajmy
zatem jakiś lepszych fragmentów na słabej płycie… Prawdopodobnie rację miał
ten, kto decydował o kolejności utworów na płycie. Jej otwarcie w postaci
„Hallelujah I Love Her So” w którym gitara Willie Nelsona broni się, choć i tak
to cień dobrych wykonań, brak tu muzycznej energii, ale to jeden z lepszych
utworów na płycie. Dopisanie do utworu w nawiasie, że to Gospel, albo Swing nie
sprawi w żaden magiczny sposób, że ten swing pojawi się pomiędzy nutami… To
trzeba zagrać, a nie tylko napisać. Bronią się nieźle duety Willie Nelsona i
Norah Jones w „Cryin’ Time” i „Here We Go Again”.
„Come
Rain Or Come Shine” – tu w roli wokalistki występuje również Norah Jones. Ona
jest jak zwykle ciekawsza na tej płycie w roli gościa, niż na wszystkich swoich
własnych. I to jej głos jest najlepszym elementem całego albumu. Aranżacja i
solówka Wyntona Marsalisa pasują do kasyna w Las Vegas… Glos Norah Jones też by
się tam odnalazł, jednak w jej wypadku to zmysłowy i intymny styl, który jej
pasuje. Wyntona szkoda na takie granie, a dla Willie Nelsona to wstyd.
„Unchain My Heart” śpiewa Willie Nelson… I to wystarcza za recenzję.
To nie jest jego styl. Mętne riffy instrumentów dętych i beznamiętny wokal. „Hit
The Road Jack” – szkoda słów, choć to najlepsza solówka Wyntona Marsalisa na
całej płycie, jednak zupełnie nie w klimacie tej kompozycji.
Boję
się dotknąć „Wynton Marsalis And Eric Clapton Plays The Blues”. Nie chałbym być
złym prorokiem, ale nie spodziewam się po tej płycie wiele, szczególnie po tym,
jak Eric Clapton zagrał „Autumn Leaves” na płycie „Clapton”. Tam też gdzieś w
tle, zupełnie bezbarwny pojawiał się Wynton Marsalis. O płycie przeczytacie
tutaj:
A
już tak na koniec. Proponuję wymienić skład. Zamiast Wyntona Marsalisa niech
zagra na przykład Nicholas Payton. Na gitarze John
Scofield. Zaśpiewać mógłby Robert Plant. Na fortepianie każdy dobry muzyk zagrałby lepiej niż Dan Nummer. Ale ja proponuję Larry Goldingsa, albo Joeya DeFrancesco. Na fortepianie,
albo na Hammondzie… Basowy puls pomoże. Norah Jones może zostać. Ona jest na tej płycie najlepsza… A
reszcie chyba się nie chciało.
Willie Nelson And Wynton Marsalis
featuring Norah Jones
Here We Go Again: Celebrating The Music Of
Ray Charles
Wytwórnia: Blue Note
Format: CD
Numer:5099909638822
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz