18 sierpnia 2013

Adam Bałdych Damage Control – Damage Control

Od nagrania tego albumu minęły zaledwie 4 lata. Nie słuchałem go jakiś czas. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zła płyta. Jednak jeśli porównać ją z absolutną muzyczną stratosferę, w jaką zawędrował przez te cztery lata Adam Bałdych, „Damage Control” wypada dość blado. W 2009 roku to było objawienie. Teraz to tylko bardzo dobra płyta światowej sławy muzyka, nagrana w towarzystwie świetnych instrumentalistów. Tomasz Żaczek, Paweł Tomaszewski i Cezary Konrad to artyści światowej sławy. Może nie mają takich nazwisk na świecie, jak muzycy z ACT Music, z którymi gra teraz Adam, jednak o tym raczej decyduje marketing, niż umiejętności muzyczne.

Z dzisiejszej perspektywy trochę muszę na ten album ponarzekać. A to na fakt, że trochę za mało skrzypiec a za dużo klawiszy, a to na nieco zmarnowany potencjał znakomitej sekcji rytmicznej. Z zespołem Damage Control Adam Bałdych grał wyśmienite koncerty, widziałem kilka z nich, czasem w nieco innym składzie. Przypominał mi się wtedy trochę klimat najlepszych czasów String Connection. Niekończące się energetyczne solówki lidera, świetny bas, czasem dodatkowa gitara. Niestety na płycie nie udało się uchwycić niezwykłej atmosfery tych koncertów, tłumnie nawiedzanych przez fanów Adama Bałdycha.

Dziś Adam Bałdych jest już zupełnie w innym miejscu swojej kariery. Mam nadzieję, że kiedyś w cudowny sposób odnajdzie się taśma, a raczej twardy dysk z nagraniem któregoś z fantastycznych koncertów Damage Control. Ja taką płytę kupuję w ciemno.

Adam Bałdych jeszcze całkiem niedawno posługiwał się często mocno zmodyfikowanym brzmieniem skrzypiec. Dziś gra niemal wyłącznie prostym, akustycznym tonem, skupiając się na komponowaniu i liderowaniu składom złożonym ze światowych gwiazd jazzu.

„Damage Control” to muzyka poza jakimikolwiek klasyfikacjami. Bagaż muzycznych doświadczeń członków zespołu jest olbrzymi. Cezary Kontrad i Piotr Żaczek grali w swoim życiu już w zasadzie wszystko. Tu też znajdziemy ich wszelkie możliwe inspiracje, oczywiście uzupełnione o myśl przewodnią najmłodszego chyba ze wszystkich członków zespołu lidera. Ta płyta to fusion w najlepszym wydaniu, w jazz-rockowej kategorii pewnie bliższa rockowym inspiracjom, choć z oczywistych względów najbliższym porównaniem są najlepsze nagrania Mahavishnu Orchestra.

W składach elektrycznych filarem koncertów Adama Bałdycha przez kilka sezonów był „Diabeł Boruta”, często grywany na bis, jednak najbardziej przebojową kompozycją jest otwierający album utwór „Abrakadabra”. W czasach świetności fusion to byłby światowy przebój.

Adam Bałdych nagrywa dziś o wiele ciekawszą muzykę, na półce z jego nagraniami „Damage Control” wypada dziś blado, jednak to kwestia poziomu odniesienia. Ta płyta jest zwyczajnie genialna, nieprzenikniona, za każdym razem nieco inna. To muzyka, w której za każdym razem znajdziecie jakąś nową ciekawostkę.

Adam Bałdych Damage Control
Damage Control
Format: CD
Wytwórnia: Studio Virus Productions

Numer: - 

Brak komentarzy: