14 stycznia 2017

Joachim Kuhn New Trio – Beauty & Truth

Joachim Kuhn ma nowy zespół. Po latach współpracy z Danielem Humairem i Jean-Francois Jenny-Clarkiem postanowił postawić na świeżą krew i nieco młodsze pokolenie muzyków. Jego nowe trio tworzą Chris Jennings i Eric Schaefer. Tych muzyków trudno nazwać nowicjuszami, jednak w porównaniu z muzycznym doświadczeniem lidera ich dorobek jest jeszcze niewielki. Z pewnością współpraca z Joachimem Kuhnem, jedną z największych żyjących legend europejskiego jazzu będzie dla nich niezwykłym doświadczeniem.

Eric Schaefer to muzyk aktywnie działający w przeróżnych składach nagrywających dla wytwórni ACT Music od kilku lat, między innymi obsługując bębny w zespole innego wyśmienitego pianisty – Michaela Wollnego. Chris Jennings pochodzi z Kanady i choć od lat mieszka w Europie, wspólne nagrania z Joachimem Kuhnem są jego debiutem w wytwórni ACT Music. Od niedawna współpracuje z Nguyenem Le, więc prawdopodobnie już niedługo będzie się częściej pojawiał w wydawnictwach tej niemieckiej oficyny.

Joachim Kuhn zafundował swojemu nowemu zespołowi niezłą wycieczkę w muzyczną przeszłość. Zestawienie kompozycji wybranej na debiutancki album nowego zespołu jest jednym z najbardziej intrygujących, jakie usłyszałem w ostatnich latach. Oprócz garści kompozycji własnych, lider sięga bowiem zarówno do katalogu jazzowych klasyków, rockowych standardów, jak i stosunkowo nową w tym zestawieniu kompozycję mało znanego francuskiego zespołu reggae – Stand High Patrol.

Większość owych jazzowych i rockowych klasyków powstawała w czasie, kiedy pozostałych muzyków zespołu nie było jeszcze na świecie. To właśnie pokoleniowa różnica. Na liście utworów znalazły się dwie kompozycje Krzysztofa Komedy – „Kattorna” i „Sleep Safe And Warm”. Pierwszą z nich Joachim Kuhn pamięta z najlepszego możliwego źródła – obserwował bowiem jej nagranie w 1965 roku osobiście, przysłuchując się pracy zespołu Komedy. Rok wcześniej grał na Jazz Jamboree. Te nagrania wydane zostały niedawno w archiwalnym cyklu Polskiego Radia.

Joachim Kuhn sięga również po dwa klasyczne utwory z repertuaru The Doors – „The End” i „Riders On The Storm”. Ich dekonstrukcja może wydawać się wielu zbyt daleka od oryginału, to jednak właśnie te utwory sprawią, że będę o ten płycie pamiętał. Nieco sztampowa interpretacja „Summertime” wydaje się być zbyt oczywista, jednak na temat tej kompozycji powiedziano już w zasadzie wszystko. Trudno znaleźć jakąś nieznaną wcześniej drogę do „Summertime”.

Album otwiera solowy cytat z Ornette Colemana, z którym wiele muzyki zagrał i nagrał Joachim Kuhn – tytułowa kompozycja „Beauty And Truth”, a zamyka zdecydowanie najdłuższy w całym zestawie przepięknie zagrany „Blues For Pablo” Gila Evansa, kompozycja napisana dla Milesa Davisa, która po raz pierwszy pojawiała się na płycie „Miles Ahead” w 1957 roku.

Jak można zagrać The Doors, Ornette Colemana, Gila Evansa i George’a Gershwina i Krzysztofa Komedę wraz z garścią swoich kompozycji i piosenką reggae na jednym krążku korzystając z kameralnej formuły fortepianowego tria? To wie chyba tylko Joachim Kuhn. Koniecznie musicie sprawdzić jak mu to wyszło, według mnie to jeden z jego najlepszych albumów. Młodzieńcza energia i wynikający z doświadczenia dystans i twórcze spojrzenie na ograne tematy utworzyło wyśmienitą twórczą mieszankę. Utworzenie tego zespołu jest strzałem w dziesiątkę. Mam nadzieję, że uda mi się usłyszeć ten skład na żywo, czego i Wam życzę, polecając jednocześnie „Beauty & Truth”, ich pierwsze wspólne nagranie.

Joachim Kuhn New Trio
Beauty & Truth
Format: CD
Wytwórnia: ACT Music
Numer: ACT 9816-2

12 stycznia 2017

Joe Henderson - Page One

Kariera muzyczna Joe Hendersona trwała niemal 40 lat, a rozpoczęła się w 1963 roku nagraniem jego własnego debiutu – albumu „Page One” i udziałem w sesji nagraniowej Kenny Dorhama, z której powstał album „Una Mas”. Z Dorhamem, wtedy już muzykiem ze sporym nagraniowym doświadczeniem, debiutującego Joe Hendersona łączyło wiele, bowiem zaprosił go nie tylko do udziału w nagraniu swojego debiutu, ale również kolejnych dwu albumów – „Our Thing” i „In ‘n Out”. Po krótkiej przerwie i nagraniu „Inner Urge” bez trąbki, miejsce Kenny Dorhama w zespole Joe Hendersona zajął Lee Morgan. W tym samym czasie muzyk dołączył do zespołu Horace Silvera, nagrywając z nim między innymi „Song For My Father”. Całkiem niezły początek kariery.

Wielu twierdzi, że muzyka Joe Hendersona z czasem doroślała i doskonaliła się, co mogłoby prowadzić do konkluzji, że jego o wiele późniejsze albumy, chociażby te wydane pod koniec jego kariery przez Verve, jak na przykład „Lush Life: The Music Of Billy Strayhorn”, czy „So Near, So Far (Musings for Miles)” są produktami doskonalszymi i zdecydowanie bardziej wartymi przypomnienia. Z pewnością są doskonalsze, jednak debiut zawsze ma swoją magię i utrwaloną na płycie energię muzyka, który daje z siebie wszystko co potrafi, chcąc oznajmić światu swoje przybycie.

Muzyka Joe Hendersona zmieniała się na przestrzeni czasu, nie stronił od funku i otaczania się syntetycznymi brzmieniami, pod koniec życia powracając do swoich post-hard-bopowych korzeni. Jego nagrania z lat sześćdziesiątych pozostają zawsze aktualne, niosąc za sobą pokłady młodzieńczej energii i w każdym przypadku prezentując doskonałych muzyków grających zdumiewająco dojrzałe kompozycje lidera, z których część grywana jest do dzisiaj.

Bossa nova, samba, przebojowe kompozycje, to był jeden z najmodniejszych jazzowych trendów początku lat sześćdziesiątych. Niespełna rok wcześniej ukazał się przecież albumy „Jazz Samba” i „Big Band Bossa Nova” Stana Getza, a niemal równolegle z premierą „Page One” na rynek trafił album „Getz/Gilberto”. W tych klimatach dobrze odnajdowali się Butch Warren i Pete La Roca. Z perspektywy lat może trochę dziwić udział w sesji McCoy Tynera, który pozostawał raczej wierny nieco bardziej postępowym jazzowym improwizacjom. W tym czasie grał już przecież z Johnem Coltrane’em. Okazuje się jednak, że potrafił odnaleźć się również w zdecydowanie bardziej rozrywkowych klimatach. Jego nazwiska zabrakło na okładce albumu wcale nie dlatego, że jest w tym zestawieniu nieistotny. Jak zwykle zadecydowały względy kontraktowe, bowiem pianista podpisał właśnie wtedy kontrakt z Impulse!, a część jego nagrań z Johnem Coltrane’em wydawał Atlantic.

W słowie wstępnym do albumu Kenny Dorham wróżył Joe Hendersonowi wielką karierę, co okazało się proroczą przepowiednią. Ta świetlana przyszłość miała nadejść właściwie natychmiast, bowiem przebojowy debiut – „Page One” sprawił, że tylko w następnym – 1964 roku Joe Henderson nagrał kolejny wyśmienity album – „Our Thing” oraz wziął udział w nagraniu trzech wybitnych płyt  - wspomnianego już albumu Horace Silvera „Song For My Father”, genialnego „The Sidewider” Lee Morgana i „Point Of Departure” Andrew Hilla. Całkiem niezły początek kariery. Później bywało różnie, a trudna dla wielu muzyków jazzowych dekada lat siedemdziesiątych nie była łatwa również dla Joe Hendersona. Potrafił jednak z powodzeniem wrócić do swoich muzycznych korzeni i większość jego późniejszych nagrań z pewnością z czasem znajdzie swoje miejsce w Kanonie Jazzu.

Joe Henderson
Page One
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 724349879522

10 stycznia 2017

Alexander von Schlippenbach Trio - Warsaw Concert

To nie pierwsza sytuacja, kiedy światowy materiał wielkiej gwiazdy formatu międzynarodowego powstaje właśnie w Polsce. Przyczyny takiego stanu rzeczy w przypadku albumu “Warsaw Concert” firmowanego przez Alexandra von Schlippenbacha nie są mi znane, ale pewnie jak zwykle to splot sprzyjających okoliczności. Do tych należy sprzyjająca publiczność, dobry dzień artystów, dobra sala i fortepian, realizacja dźwięku, czasem jakieś sprawy finansowe i sympatia do promotora wydarzenia koncertowego, dla którego to zawsze honor i reklama, jeśli to właśnie organizowane przez niego koncerty utrwalane są na płytach. Wielu światowych artystów chwali polską publiczność i już dawno pozbyłem się przekonania, że robią tak w każdym kraju, żeby lokalnym przedstawicielom mediów, promotorom i fanom było miło. Polacy na jazzie się znają, reagują spontanicznie, choć swoje uwielbienie okazują w sensownych momentach i bez zbędnej egzaltacji. Jeśli kiedykolwiek trafiliście na jazzowe wydarzenie we wschodniej Azji, wiecie co mam na myśli… Jednak nie w tym rzecz, znowu się udało i mamy koncert wielkiego muzyka zagrany w Warszawie, wydany przez szwajcarską wytwórnię Intakt i sprzedawany na całym świecie. Oczywiście w przypadku muzyki Alexandra von Schlippenbacha, złotej płyty z tego nie będzie, ale kilka tysięcy egzemplarzy „Warsaw Concert” z pewnością znajdzie nabywców na całym świecie, po raz kolejny stanowiąc niezbity dowód na to, że Polska publiczność sprzyja wielkiej sztuce.

Alexander von Schlippenbach to jedna z legend europejskiej muzyki improwizowanej, zbliżający się do osiemdziesiątych urodzin muzyk, legendarny założyciel, twórca i animator istniejącej już grubo ponad 40 lat, choć ze sporymi przerwami, Globe Unity Orchestra, najważniejszej dużej free jazzowej formacji w Europie. To również niezwykły interpretator muzycznych idei Theloniousa Monka, uczestnik niezliczonych sesji nagraniowych z udziałem muzyków europejskich, ale również sław amerykańskich. Od lat grywa również w trio, w przeróżnych konfiguracjach, ostatnio w towarzystwie saksofonisty Evana Parkera i perkusisty Paula Lovensa. To właśnie w takim składzie muzycy zagrali w październiku 2015 roku koncert w Warszawie, który rok później ukazał się nakładem wytwórni Intakt. Przy tej samej okazji festiwalu Ad Libitum, kolejne wcielenie Globe Unity zagrało w towarzystwie Tomasza Stańki, ale ten koncert z pewnością ze względów kontraktowych raczej nigdy nie znajdzie się na płycie, choć od tych, co go wysłuchali, wiem, że powstałby z pewnością świetny album. To wydarzenie nieco przyćmiło występ tria Alexandra von Schlippenbacha, ale w tym akurat przypadku za sprawą szwajcarskiego wydawnictwa możemy do zagranych wtedy dźwięków powrócić.

Skład Schlippenbach / Parker / Lovens nie jest przypadkowy, cała trójka muzyków zna się od początku lat siedemdziesiątych i nagrywała razem wiele razy. Muzycy należą do tego samego pokolenia, rozpoczynającego swoją muzyczną przygodę w latach wynalezienia amerykańskiego free jazzu.

Zbiorowa improwizacja polega na wspólnym muzykowaniu, w takim przypadku potrzebna jest oczywiście niezwykła muzyczna wyobraźnia i opanowanie instrumentów, ale nade wszystko przydaje się ogrom wspólnych doświadczeń i występów, a tego z pewnością trójce muzyków odpowiedzialnych za „Warsaw Concert” nie brakuje. Taka muzyka nie jest moim ulubionym jazzowym gatunkiem, jednak jest w tych dźwiękach szczególny rodzaj magnetyzmu, przykuwającego niemal każdego słuchacza do głośników na niemal godzinę w oczekiwaniu na dalszy rozwój muzycznej akcji. W związku z tym moja rekomendacja w tym przypadku jest prosta, nie wiem dlaczego, ale to album, do którego mnie osobiście chce się wracać i żałuję, że nie miałem okazji posłuchać tego koncertu na żywo. Następnym razem postaram się nie przegapić okazji, bo wiem, że mimo faktu, że muzycy improwizują razem już od ponad 40 lat, to ciągle mają nowe i twórcze pomysły.

Alexander von Schlippenbach Trio
Warsaw Concert
Format: CD
Wytwórnia: Intakt

Numer: CD 275 / 2016

08 stycznia 2017

Quincy Jones – Big Band Bossa Nova

„Big Band Bossa Nova” należy do najważniejszych produkcji Quincy Jonesa, choć w jego wypadku lista owych legendarnych dokonań jest niezwykle obszerna. Nawet jeśli odrzucić albumy nie związane w żaden sposób z muzyką jazzową, pozostaje jedną z najdłuższych i zawierających dziesiątki przebojowych produkcji listą osiągnięć prawdopodobnie najsłynniejszego i najbardziej zasłużonego producenta, aranżera, dyrygenta i kompozytora w świecie muzyki improwizowanej. A redukując listę dokonań Quincy Jonesa do tych stricte jazzowych odrzucić trzeba takie pozycje, jak „Thriller” – czyli najlepiej sprzedającą się płytę wszechczasów, która drugi na tej liście album wyprzedza o 100%. Odrzucić trzeba również kolejny album Michaela Jacksona – „Bad”, nagrania supergwiazdy funku – zespołu The Brothers Johnson, albumy zupełnie u nas nieznanej, a uwielbianej w USA Lesley Gore, Donny Hathawaya, Little Richarda i Franka Sinatry. Na listę jazzowych dokonań Quincy Jonesa nie trafią też dziesiątki albumów z muzyką filmową, w tym obsypane nagrodami produkcje w rodzaju „E.T.”, „The Wiz” i „Kolor Purpury”. Dla tego ostatniego filmu Quincy Jones odkrył zupełnie nieznaną prezenterkę lokalnej telewizji – Ophrah Winfrey. Wyprodukował też „We Are The World” i tysiące innych mniej znanych płyt, za każdym razem pozostawiając na ich brzmieniu swój osobisty znak geniuszu.

Dziś Quincy Jones ma już 83 lata i wielu twierdzi, że powinien wycofać się z muzycznego życia. Z pewnością najbardziej twórcze lata ma już za sobą, jednak nawet jeśli dziś zaczniecie poszukiwać wszystkich materiałów muzycznych, które noszą jego nazwisko, pracy starczy Wam na wiele lat.

Historycznie pierwszym albumem, na którym widnieje nazwisko Quincy Jonesa w roli producenta jest płyta „Jazz Abroad” wydana w 1955 roku i zawierająca na stronie pierwszej nagrania zespołu dowodzonego przez Quincy Jonesa (który w tym czasie sięgał jeszcze od czasu do czasu osobiście po trąbkę), z udziałem między innymi Arta Farmera i Jimmy Clevelanda. Pierwszy przebój przyniósł mu album „The Birth Of A Band!” z 1959 roku, jednak wtedy trudno było przebić się na jazzowe listy przebojów. 1959 rok, jest przecież najwspanialszym rokiem w historii gatunku, o czym pisałem już wielokrotnie wspominając inne albumy wydane właśnie w tym magicznym okresie.

W roku 1962, kiedy powstawał album „Big Band Bossa Nova” też nie było łatwo. Wtedy na rynek trafiły takie albumy, jak „Go” Dextera Gordona, „The Bridge” Sonny Rollinsa, „Night Train” Oscara Petersona i „Undercurrent” Billa Evansa i Jima Halla. To był również okres popularności jazzowej bossa novy. Tylko w 1962 roku ukazały się 3 inne albumy o niemal identycznym tytule firmowane przez Stana Getza, Oscara Castro-Nevesa i mniej znanego Enocha Lighta. Z tych wszystkich produkcji dziś warto sięgnąć jedynie po album Quincy Jonesa. Albumu Stana Getza nie można uznać za bezwartościowy, jednak w tym samym roku ukazał się jego inny album – „Jazz Samba” nagrany wspólnie z Charlie Byrdem, który stał się światowym przebojem.

Album Quincy Jonesa „Big Band Bossa Nova” jest ważnym elementem historii światowej muzyki. Płytę otwiera zupełnie niezauważona w 1962 roku kompozycja Quincy Jonesa „Soul Bossa Nova”. Ten napisany w 20 minut w czasie przerwy w nagraniach utwór po latach dostawał kolejne życia. Niedawno sam Quincy Jones przypomniał go nagrywając nowoczesną wersję na płycie „Soul Bossa Nostra” w wykonaniu najlepszych amerykańskich raperów. Dwa lata po premierze przebój tytułowy stał się elementem ścieżki dźwiękowej filmu Sydneya Lumeta „The Pawnbroker”, później trafił do jednego z filmów Woody Allena, a nowe życie dostał jako superprzebój kanadyjskiej grupy hip-hopowej Dream Warriors.

Pozostałe nagrania z tego albumu to genialnie zorkiestrowane przeboje bossa novy – Antonio Carlos Jobina, Newtona Ferreira De Mendonca’i, Luiza Bonfy i Viniciusa De Moraesa, uzupełnione kompozycją Lalo Schifrina i przebojowym boogie woogie napisanym przez Charlesa Mingusa.

Drugim historycznie ważnym elementem tego albumu jest pierwsze użycie na taką skalę wracającego dziś do łask zupełnie niezwykłego urządzenia dźwiękowego – płyty pogłosowej niemieckiej firmy EMT. W czasach nagrań analogowych kontrolowanie pogłosu w studiu było w zasadzie niemożliwe i mogło odbywać się jedynie poprzez przeniesienie nagrań do mniejszego lub większego studia. Mało wówczas znana niemiecka firma EMT wymyśliła proste, choć spore urządzenie, którego najważniejszym elementem była kilkusetkilogramowa metalowa płyta zawieszona na sprężynach na solidnej ramie. W płytę wbudowano specjalne mikrofony. Urządzenie ustawiało się pionowo w studiu i nagrywało dźwięk odbity od wibrującej płyty. W ten sposób można było w małym pomieszczeniu kontrolować pogłos. Mistrzem niełatwego strojenia tego urządzenia, które już za kilka lat miało być ważnym elementem każdego bogatego studia (w tym choćby Abbey Road) byli Quincy Jones i jego inżynier – Phil Ramone. To właśnie pierwszemu zastosowaniu EMT Reverb Plate i zupełnie niezwykłemu pomysłowi nagrania fletu i trąbki w odstępie jednej oktawy „Big Band Bossa Nova” zawdzięcza swój unikalny charakter. To właśnie dlatego, kiedy producenci serii filmów o Austinie Powersie chcieli użyć melodii „Soul Bossa Nova” jako tematu przewodniego, nie dali rady nagrać wersji lepszej niż oryginał, mimo, że dysponowali doskonałymi komputerami i cyfrowymi efektami. Dziś działające egzemplarze urządzenia EMT są na wagę złota i to dosłownie, a ich unikalne właściwości dźwiękowe pomogły George’owi Martinowi stworzyć brzmienie The Beatles, dały światu najwybitniejsze dźwięki Pink Floyd i Radiohead. Trochę się rozgadałem o technice, ale w tym wypadku muzyka broni się sama…

Quincy Jones
Big Band Bossa Nova
Format: CD
Wytwórnia: Mercury / Verve / Polygram

Numer: 731455791327