Po nieudanym doświadczeniu koncertowym (Ivan Lins i Concha Buika) trzeba było sięgnąć po jakiegoś pewniaka. Dziś o pozycji klasycznej, jednej z tych płyt, które należą do absolutnego kanonu nagrań jazzowych. Ta genialna płyta ma w zasadzie tylko jedną wadę. Jest nią, co paradoksalne, tytułowa kompozycja otwierająca płytę. Bez tego utworu, płyta byłaby wypełniona świetną muzyką, a tak jest tłem dla tytułowej kompozycji. A ta może bez wątpienia zostać porównana do najlepszych, przebojowych kompozycji Herbie Hancocka, Milesa Davisa, czy Dave Brubecka.
Tak więc jeśli ktoś tej płyty jeszcze nie zna, co wydaje się w sumie dość nieprawdopodobne, proponuję przy pierwszym słuchaniu pominąć utwór tytułowy i posłuchać go na koniec. Taka strategia powinna pomóc docenić pozostałe napisane przez młodego Lee Morgana kompozycje.
Tej płyty nie powinno zabraknąć na półce kogokolwiek, kto lubi dobrą muzykę. To pozycja absolutnie obowiązkowa.
Jeśli pominąć fakt, że autorem wszystkich kompozycji jest Lee Morgan, to z muzycznego punktu widzenia gra na płycie równie dużo, co Joe Henderson. I choć zwykle to trąbka gra pierwsze solo, które definiuje kształt utworu, to te w wykonaniu Hendersona wcale nie są gorsze, czy mniej ważne dla brzmienia całości. Właściwie jedyną słabszą stroną tej płyty jest moim zdaniem gra Billy Higginsa na perkusji. Jest zbyt twarda. Nie pomaga temu realizacja nagrania, jednak oparcie rytmu chwilami prawie wyłącznie na na metalicznym brzmieniu talerzy jest zbyt męczące dla słuchacza. Dodatkowo gra Barry Harrisa na fortepianie nawiązującego mocno do stylu McCoy Tynera, często w okresie nagrania The Sidewinder grającego z Joe Hendersonem, potęguje efekt ostrości rytmu pozostający w dysonansie do miękkiej gry, choć rytmicznej i na pewno nie rozlazłej gry lidera.
Na wydanej w 1989 roku cyfrowej reedycji, oprócz niczym niewyróżniającego się remasteringu pierwotnych nagrań dodano alternatywną wersje utworu Totem Pole. To wcześniej nie publikowane nigdzie oficjalnie nagranie jest ciekawsze od wersji pierwotnej umieszczonej na płycie analogowej. To nie jest częstym zjawiskiem. Zwykle w procesie selekcji producent do spółki z muzykami wybiera najlepszą wersję. Ta dodatkowa, dodana po latach, zawiera ciekawe otwarcie fortepianu Barry Harrisa, a solówki Lee Morgana i Joe Hendersona są jakby żywsze i bardziej spontaniczne. To tylko spekulacja, ale być może zwyczajnie nie pasowały do bardziej wyważonego charakteru pozostałych utworów na płycie. W każdym razie te dodatkowe 10 minut muzyki warte jest akurat w tym przypadku uwagi i uzasadnia zakup tego wydania. Choć, jak zwykle, dobrze zachowany analog z pierwszej edycji płyty chętnie widziałbym w swoich zbiorach..
Warty osobnego wspomnienia jest utwór Gary’s Notebook – to idealny przykład wspólnej gry trąbki i saksofonu. Tu każda nuta pasuje do poprzedniej i następnej, może jest neico zbyt przewidywalna, jednak kompetentna, świetnie zagrana i umieszczona dokładnie tam, gdzie trzeba. Znając historie wielu sesji w studiu Rudy Van Geldera organizowanych zwykle bez większych przygotowań, często późną nocą po klubowych występach, zwykle w składach dyktowanych dostępnością muzyków, a nie preferencjami stylistycznymi lidera, to wzajemne porozumienie Morgana i Hendersona, którzy oprócz The Sidewinder nagrali jedną płytę firmowaną nazwiskiem saksofonisty jest doprawdy niewiarygodne.
Tak więc podsumowując – to pozycja wybitna i obowiązkowa dla każdego.
Lee Morgan
The Sidewinder
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 077778415725
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz