Doc Powell to nowojorski gitarzysta, oscylujący wokół czegoś, co dziś dość populistycznie nazywamy smooth jazzem, choć w jego akurat wykonaniu, z pewnością dalekim od banalności. W 2003 roku, mając za sobą już kilkanaście lat nagrań i parę niezłych płyt potrafił skompletować całkiem niezły skład muzyków. Gościnnie na płycie występują George Duke, Marcus Miller, Harvey Mason i Bennie Maupin. Styl lidera ciągle się jeszcze wtedy kształtował, ulegając wpływom wielkich jazzowych gitarzystów. Takie nazwiska, jak George Benson, Pat Martino czy Kenny Burrell z pewnością nie są naszemu bohaterowi obce.
Jego gitara brzmi interesująco, czego niestety nie można powiedzieć o pozostalych instrumentach. Lider postanowił zapewne pokazać całemu światu, że potrafi grać na wielu różnych instrumentach i może też zająć się komponowaniem. To jednak zdecydowanie za dużo jak na jego możliwości i potencjał twórczy. Z drugiej strony trudno odmówić uroku chwili melodiom komponowanym przez Doca Powella, tak samo łatwo jednak do głowy wchodzą, jak z niej ulatują. To tak zwana martwa muzyka. Nie sprawi bólu w czasie sluchania, a śladów też po sobie nie pozostawia. Całość to solidnie zaaranżowana dawka ambitnego smooth jazzu połączonego ze stylowym brzmieniem gitary. Miła i niebanalna muzyka chwili.
W czasie wydania tej płyty wszystkie jazzowe czasopisma amerykańskie były pełne reklam tego albumu. Pewnie ktoś za nas wybrał i Doc Powell miał być wielką gwiazdą, jak Norah Jones na przykład. Tak się nie stało, i chyba to dobrze, bo do dziś nagrywanym przez niego płytom brak własnego stylu i pomysłu na tożsamość artystyczną. Lider mógłby też skupić sie na gitarze, pozostawiając wszystkie inne instrumenty doświadczonym profesjonalistom. W tych utworach, gdzie miejsce basu Marcusa Millera zajmuje elektroniczne instrumentarium lidera robi się wyjątkowo nudno i banalnie.
Ciekawsze momenty to przede wszystkim Ode To Chet - mało elektroniki, ciekawie napisana ballada zagrana na gitarze akustycznej. Miło jest również wszedzie tam, gdzie słychać w tle niski bas Marcusa Millera. W jednym z ciekawszych utworów - Let's Jam zastępuje go udanie na klarnecie basowym Bennie Maupin. Tak więc, jak widać stara szkoła Milesa Davisa trzyma się nieźle i zawsze wyznacza wysoki poziom odniesienia dla młodych muzyków. Za to chórki w What's Going On w wykonaniu Luthera Vandrossa są po prostu tandetne.
Płyta trochę do windy, ale chciałoby się słyszeć taką muzykę w każdej windzie. Jeśli ktoś lubi Pat Metheny Group lub Marka Whitefielda, to spodoba mu się również ta płyta. Ja ciągle czekam na mniej elektroniczną, bardziej jazzową płytę Doca Powella.
Doc Powell
97th & Columbus
Format: CD
Wytwórnia: Heads Up
Numer: HUCD 3073
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz