„Live In Montreal” to jedno z nielicznych nagrań koncertowych zespołu Jaco Pastoriusa, które można zaliczyć do jego zupełnie oficjalnej dyskografii. Koncert zarejestrowano w 1982 roku w czasie legendarnego festiwalu jazzowego w Montrealu, z którego kolejnych edycji pochodzi wiele unikalnych nagrań zarówno w wersji audio, jak i wydanych na DVD, czy wcześniej na kasetach VHS.
Program dzisiejszej płyty zawiera koncert zespołu w wyśmienitym składzie i co w wypadku koncertów Jaco Pastoriusa nie zdarza się znowu tak często, to w większości dobre zespołowe muzykowanie, zawierające oczywiście wyśmienite partie solowe, ale z pewnością nie jest to jedenz tych koncertów, które stamowią niekończący się popis możliwości technicznych lidera. Na tej płycie znajdziemy dobre solówki wszystkich członków zespołu.
Po krótkim wstępie w postaci utworu „Chicken” dostajemy więc swoiste przedstawienie wszystkich muzyków w postaci często grywanej przez Jaco Pastoriusa kompozycji Charlie Parkera „Donna Lee”. Ten utwór często na koncertach lidera bywał jego solowym popisem. Na dzisiejszej płycie utwór rozpoczyna grając solo bez zespołu na klarnecie basowym Bob Mintzer. Krótką szansę na przedstawienie swoich umiejętności dostaje Randy Brecker ubrany w uroczy ortalionowy dresik w barwach naszej narodowej flagi (nie mogłem sobie tego darować…). Może stroje muzyków nie są jakoś szczególnie wyszukane, za to muzyka jest najwyższej próby. Swoją chwilę przy okazji „Donny Lee” ma też grający cały koncert prawie wyłącznie na kongach Don Alias. Sam lider zaś gra swoje solo na tle perkusji Petera Erskine’a. Na scenie jest też, akurat w tym utworze mniej eksponowany, długoletni towarzysz Jaco Pastoriusa i jeden z nielicznych (oprócz Andy Narella z zespołu Bella Flecka) wirtuozów stalowego bębna – Othello Molineaux.
Kolejny utwór, to sześcio minutowe solo na gitarze basowej lidera, używającego w tym okresie obficie na scenie techniki wielośladowej. Osobiście wolę Jaco Pastoriusa bez elektroniki, ale ten krótki utwór jest dobrym urozmaiceniem całego koncertu, a jego długość zachowuje właściwe proporcje w stosunku do całego prawie godzinnego setu (w wydaniu DVD). Jaco Pastorius zagrał niewątpliwie lepsze koncerty, choć ten z Montrealu jest całkiem przyzwoity w jego wykonaniu, za to wyśmienity w wykonaniu pozostałych członków zespołu.
Pierwsze kilka minut kolejnego utworu – „Mr. Phone Bone” lider spędza z elektroniczną klawiaturą generując dźwięki ginące gdzieś w muzycznym tle, pod świetną grą saksofonu Boba Mintzera. Wtedy właśnie można przekonać się, jak wiele znaczyła dla zespołu gitara basowa lidera. Już od pierwszego taktu, kiedy lider wraca do swojego instrumentu, muzyka budzi się do życia, zyskując nie tylko rytmiczny fundament, ale też magię związaną z każdym dźwiękiem zagranym na gitarze basowej przez Jaco Pastoriusa. Ten utwór, to też dobre solo na trąbce Randy Breckera, dla którego dopiero w tej kompozycji znalazło się więcej muzycznej przestrzeni.
Jeszcze tylko „Fannie Mae” z wokalnym popisem lidera i to już koniec…
W archiwach telewizji polskiej (tej państwowej) jest wiele równie dobrych nagrań archiwalnych (choć akurat Jaco Pastoriusa tam nie znajdziemy). Teraz już kamer na jazzowych festiwalach raczej nie ma. Być może to, że na całym świecie nie można kupić oficjalnych nagrań telewizyjnych z Jazz Jamboree to kwestia ówczesnych kontraktów z muzykami? W Polsce przy odrobinie cierpliwości (czasem wieloletniej), każdy może sobie nagrać wiele ciekawych jazzowych wydarzeń korzystając z przekazów telewizyjnych ciągle istniejącego kanału TVP Kultura. Szkoda, że te materiały nie są dostępne dla fanów jazzu na całym świecie. Jeszcze większą stratą jest to, że za kolejne 30 lat nie obejrzymy w żadnej postaci wydarzeń nam współczesnych. Teraz telewizje wolą utrwalać za duże pieniądze tych co śpiewać jeszcze nie potrafią…
A wracając do dzisiejszej płyty, to na pewno warta jest ona uwagi i polecenia.
Jaco Pastorius
Live In Montreal
Format: DVD
Wytwórnia: Emarcy / Universal
Numer: 602517078963
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz