Ta płyta w zasadzie od początku wyglądała podejrzanie. Po co niby Jamesowi Carterowi Sinfonia Varsovia – jakby nie było w USA wystarczającej liczby dobrych studyjnych orkiestr? Po co poszukiwanie egzotycznego repertuaru klasycznego? Dlaczego muzykę z motywami karaibskimi, na co wskazuje również tytuł nagrano w Warszawie? Dlaczego część muzyki powstała bez orkiestry i została nagrana kilka miesięcy później, w zupełnie innym miejscu i z udziałem zupełnie innych muzyków?
A teraz wyrzućmy okładkę, zapomnijmy o wszystkich sławnych (lider, Regina Carter, czy Sinfonia Varsovia), tych mniej znanych fanom jazzu (Roberto Serra) i tych znanym specjalistom (Akua Dixon) nazwiskach i posłuchajmy muzyki.
A ta jest wyśmienita. Który to już raz należy porzucić stereotypy, zapomnieć o nazwiskach i stylach, a także marketingowych wstępach z okładek i wiadomości wysyłanych przez wytwórnie płytowe. „Caribbean Rhapsody” to nie jest z pewnością wydziwianie na siłę, szukanie muzycznej sensacji poprzez egzotyczne zestawienia wykonawców, czy poszerzanie rynku potencjalnych odbiorców.
To nie jest najłatwiejsza muzyka. Trzeba odrobiny skupienia i koncentracji, by odkryć fascynujący świat karaibskich inspiracji kompozytora (Roberto Serra), salsę, nieco jazzowej tradycji i finałowe boogie-woogie. James Carter to muzyk poszukujący. Próbował swoich sił w różnych muzycznych konwencjach, z różnym skutkiem. Grał już jazzowe standardy, funk, ballady, alternatywny rock ja jazzowo. Potrafił na jednej płycie zagrać z Lesterem Bowie (który wprowadził go wiele lat temu do jazzowego światka Nowego Jorku), Harry Sweet Edisona i Hamieta Bluieta. To wyczyn nie lada, a mowa oczywiście o płycie „Conversin' With The Elders”. Ale to inna historia. Tak dla urozmaicenia - James Carter a.d. 2000:
James Carter
„Caribbean Rhapsody” składa się z 4 kompozycji. Najbardziej rozbudowany jest koncert na saksofon i orkiestrę napisany w 2002 roku przez Roberto Serra z myślą o Jamesie Carterze. Tą część płyty nagrano w Warszawie z udziałem naszej rodzimej orkiestry Sinfonia Varsovia. Na okoliczność tego nagrania pofatygowali się do Warszawy: jeden z najwybitniejszych producentów – Michael Cuscuna i wybitny, legendarny wręcz inżynier dźwięku – Jim Anderson, którego nazwisko widnieje na niezliczonej ilości płyt właściwie wszystkich wielkich świata jazzu od dziesięcioleci. No… chyba się pofatygowali, bo może przy dzisiejszej technice można być inżynierem dźwięku sesji dużej orkiestry przez internet. To byłaby ciekawostka. Tak czy inaczej płyta brzmi wyśmienicie, lekko i dynamicznie zarazem. Dodatkowo dostajemy utwór tytułowy - „Caribbean Rhapsody” – również autorstwa Roberto Serra oraz dwie krótkie improwizacje na tenorze i sopranie zagrane solo przez Jamesa Cartera.
Całość mimo różnych miejsc realizacji, i składów muzyków brzmi zaskakująco spójnie i logicznie. Brzmi też pięknie, co chyba ważniejsze. James Carter to muzyk niesłychanie wszechstronny i łamiący wszelkie muzyczne reguły w wyjątkowy sposób- strawny dla każdego otwartego ucha, a nie tylko garstki krytyków. Sinfonia Varsovia to orkiestra wybitna. Akua Dixon to osobowość muzyczna równie wszechstronna. W swoich zbiorach odnalazłem jej nagrania z Lauryn Hill, Duke Ellingtonem, Dizzy Gillespiem, Rahsaan Roland Kirkiem, Rayem Charlesem i orkiestrą Clinta Eastwooda…
Jaki z tego wszystkiego morał… - nie czytajcie okładek, słuchajcie muzyki. „Caribbean Rhapsody” to wyśmienita płyta.
James Carter
Caribbean Rhapsody
Format: CD
Wytwórnia: Universal
Numer: 602527635347
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz