Nie jestem jakimś szczególnym specjalistą od twórczości, a tym bardziej biografii Talking Heads. Oczywiście trudno pominąć wpłyt takich postaci jak David Byrne, czy Brian Eno na muzykę w całości, i tą punk-rockową, i jazzową pop, funk, i wreszcie szeroko pojętą awangardę. Talking Heads wielokrotnie zmieniał składy, a także koncertował z wieloma muzykami. Talking Heads to także nie mająca chyba precedensu w dziejach muzyki kariera wybitnych osobowości potrafiących jednocześnie, czasem na tej samej płycie grać kompozycje bardzo awangardowe i jednocześnie komercyjne hity w rodzaju „Psycho Killer”, „Once In A Lifetime”, czy cover Ala Greena „Take Me To The River”.
Dzisiejsza płyta to niezwykły dokument unikalnego momentu w historii zespołu. Album zarejestrowano w grudniu 1980 roku, w kilka zaledwie tygodni od wydania ważnej w dyskografii zespołu płyty „Remain In Light” wyprodukowanego przez będącego wtedy u szczytu sławy Briana Eno.
„Rome Concert 1980” nie jest oficjalną pozycją w dyskografii zespołu, jednak ma w niej znaczącą pozycję, będąc koncertową kontynuacją fascynacji afrykańskim rytmami, które w wydaniu muzyków zespołu (świetna perkusja Chrisa Frantza wspomaganego przez Stevena Scalesa). Zespół pozostawał wtedy pod dużym wpływem muzyków z kręgu Fela Kuti’ego, ale to temat na inną opowieść.
Tak więc pomimo dość nędznej jakości technicznej nagrania to wartościowa płyta, jedna z ciekawszych w bogatej dyskografii zespołu. Odmiennie od wczesnych płyt studyjnych, tutaj więcej miejsca w dłuższych wersjach znanych w większości z wcześniejszych płyt kompozycji pozostawiono instrumentalistom. Tak więc znajdziemy tu awangardowe jak na swoje czasy brzmienia gitary Adriana Belew i Davida Byrne’a. Tak tak… Koncerty z Talking Heads były jednym z pierwszych poważnych angaży Adriana Belew (wcześniej grał chwilę z Frankiem Zappą i Davidem Bowie). W kilka miesięcy po nagraniu dzisiejszej płyty Adrian Belew dołączył do King Krimson, z którym to zespołem gra bodaj do dziś…
W muzycznym świecie Talking Heads „Rome Concert 1980” to muzyka środka, nie są to jeszcze awangardowe eksperymenty jakie uprawiali później Brian Eno z Davidem Byrnem (już nie jako Talking Heads). Nie jest to już z pewnością punkt rock…
Być może więc „Psycho Killer” pozbawiony jest nieco punkowego buntu, który ustąpił miejsca gitarowym eksperymentom… Może to sentyment do czasu i miejsca, ale dla mnie i tak najlepszym wykonawcą tej kompozycji pozostanie Tomek Lipiński. Kto pamięta „Letnią Zadymę W Środku Zimy” ten wie co mam na myśli… Być może „Take Me To The River” brzmi lepiej na studyjnej płycie „More Songs About Buildings And Food”, jednak to I tak jest soulowy numer, który najlepiej brzmi w Staxowej stylistyce Ala Greena (czyli wykonaniu autorskim), no i jako temat pojawiający się w „Tenth Avenue Freeze-Out” Bruce’a Springsteena. Być może jest tu jeszcze za mało afrykańskiej awangardy. Posłuchajcie jednak na przykład kończącego pierwszą płytę utworu” Crosseyed And Painless”. To jeden z najmocniejszych punktów całego koncertu. Posłuchajcie jak gra Adrian Belew w „Life During Wartime”. To zapowiedź tego, co stanie się za lat kilka w King Krimson. I nie jest w stanie zepsuć tego podła jakość techniczna rejestracji… Taka jest dramaturgia tego koncertu., który rozpoczyna się od największego przeboju zespołu – „Psycho Killer”, zagranego trochę dlatego, że publiczność tego oczekiwała, a później z każdą minutą gęstnieją rytmiczne faktury i gitary z punkowych (tych grzecznych w tym kontekście) podążają w rejony znane wtedy chyba tylko Frankowi Zappie i Talking Heads.
Ten album to dla fanów Talking Heads i Adriana Belew pozycja absolutnie obowiązkowa. Dla wszystkich innych ważny element muzycznej edukacji historycznej i cenny dokument chwili, która już nie powróci…
Talking Heads
Rome Concert 1980
Format: 2LP
Wytwórnia: BCD / DMM Cutting
Numer: 8712177058136
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz