Krótka
dyskusja w gronie redakcyjnym na temat wyższości „Giant Steps” nad „A Love
Supreme”, albo odwrotnie nie doprowadziła nas do żadnych rzeczowych wniosków. Wybór
„Giant Steps” podyktowany nie jest więc wcale moim przekonaniem o wyższości tej
płyty. Ona nie jest ani ważniejsza, ani lepsza, czy ciekawsza od „A Love
Supreme” i paru innych płyt Johna Coltrane’a. Jest za to łatwiejsza do
muzycznej prezentacji w naszych pasmach przedpołudniowych. „A Love Supreme” jest niezwykle wciągająca,
jednak wymaga nieco skupienia i lepiej się jej słucha w całości i jednorazowo.
Tak
więc zostałem z potrzebą napisania tekstu o „Giant Steps”. No i pierwszym
odkryciem było to, że w zasadzie nie udało mi się odnaleźć w moich zbiorach tej
płyty… No może niezupełnie. Mój jedyny egzemplarz, to kupiony wiele lat temu
jako używany longplay w stanie raczej świadczącym o uwielbieniu, jakim Johna
Coltrane’a darzył jego poprzedni właściciel. No może to niezupełnie racja.
Jeśli płyty jeszcze nie macie, to jej nie kupujcie. Poszukajcie, może uda się
Wam znaleźć od razu wyśmienicie wydany i opatrzony świetnym opisem każdej z
seji box: „The HeavyWeight Champion; John Coltrane – The Complete Atlantic
Recordings”. Ten box zawiera cały muzyczny materiał z „Giant Steps” i wiele
więcej, w tym sporo nagrań dostępnych po raz pierwszy i tylko w tym zestawie.
Jedyną wadą tego wydawnictwa z punktu widzenia „Giant Steps” jest jego
chronologiczna organizacja, co sprawiło, że muzyka z tego albumu jest
umieszczona na dwu płytach CD, a jej kolejność wynika z historycznej kolejności
powstania nagrań, a nie z tego, jak później producenci podzielili sesje na
płyty wydawane w latach sześćdziesiątych.
Z
perspektywy ponad 50 lat, wydaje się, że rok 1959 był jednym z najważniejszych
w historii muzyki jazzowej. Powstały wtedy 4 płyty, które do dziś należą do
absolutnej ekstraklasy. Prawdopodobnie żaden inny rok nie był tak obfity. Wtedy Dave Brubeck I Paul Desmond nagrali „Time Out”, Miles Davis „Kind
Of Blue”, Charles Mingus „Mingus Ah Um” no i John Coltrane „Giant Steps”.
Ta
płyta, to jedna z najbardziej osobistych płyt Johna Coltrane’a. To słychać.
Większość kompozycji powstała w czasie samotnych saksofonowych ćwiczeń w domu
lidera. „Naima” to dedykacja dla żony, „Cousin Mary” dla jednej z kuzynek, z
którą młody John Coltrane wychowywał się gdzieś w Północnej Karolinie. Wreszcie
„Syeeda’s Song Flute” to utwór napisany dla córki.
Nagrania
powstały zaledwie kilka tygodni po zakończeniu ostatniej sesji do „Kind Of
Blue” Milesa Davisa. W nagraniu albumu wzięli udział muzycy, którzy grali również
na tamtych słynnych sesjach – Paul Chambers i w jednym utworze Jimmy Cobb.
Saksofon
Johna Coltrane’a jest jak zwykle hipnotyzujący. Po dłuższym zastanowieniu to
jedyny sensowny przymiotnik jakim potrafię jego brzmienie opisać. Dla tych,
którym jazz jest zupełnie obcy, dźwięki saksofonu lidera, nawet w tej nieco
łatwiejszej w jego dyskografii wersji, będą z pozoru wydawać się przypadkowe.
Jednak to wciągająca przypadkowość i dobry dla laików wstęp do dobrego jazzu.
Słuchacze
bardziej osłuchani dostrzegą nie tylko wirtuozerię muzycznej myśli lidera, ale
też wyśmienitych pianistów – Tommy Flanagana, Wyntona Kelly i Cedara Waltona.
Jak każda wybitna płyta, również i ta nie jest przygodą na jeden wieczór.
Zostanie z Wami na dłużej.
Tekst przygotowany dla RadioJAZZ.FM
John
Coltrane
Giant
Steps
The HeavyWeight Champion; John Coltrane –
The Complete Atlantic Recordings
Wytwórnia: Rhino / Atlantic / Warner
Format: 7CD
Numer: 081227198428
3 komentarze:
Box, o którym piszesz jest doskonały i godny polecenia kazdemu. Mam go od wielu lat i często do niego wracam. Płyta "Giant Steps" nie jest moja ulubiona płytą Coltranea ( a mam ich ok 70) co nie umniejsza jaj znaczenia dla historii jazzu.
To też nie jest moja ulubiona płyta Johna Coltrane'a. Jednak jest w czołówce, a formuła prezentacji płyty tygodnia na antenie sprawiła, że właśnie ta płyta trafiła w tym tygodniu do naszej radiowej ramówki i została płytą tygodnia. Jakoś tak trudno słuchałoby się "A Love Supreme", czy choćby "The Olatunji Concert" przy przedpołudniowej kawie....
Wiem coś o tym, kiedyś jako gość prezentowałem jazz w Radiu Łódź. Najważniejsze było, żeby utwór nie miał więcej niż 5 minut, najlepiej 3, a wiemy jak trudno znaleźć krótkie utwory jazzowe.
Prześlij komentarz