Samo
połączenie wydawało się być dziwne, ale nie tak dziwne połączenia sprawiały, że
trudna do zapełnienia Sala Kongresowa w Warszawie zapełniała się prawie w
całości. Tym razem kompletu nie było, choć biorąc pod uwagę obfity program
koncertowy w październiku i listopadzie frekwencję można uznać za zadowalającą.
Trudno określić, na którą z części koncertu przyszła publiczność, bowiem obyło
się bez zwyczajowych kuluarowych migracji w części nieco mniej interesującej.
John Scofield
Dla
mnie bohaterem wieczoru miał być John Scofield z projektem nazywanym Jazz And
Soul Gala. Trzeba przyznać, że zamiast zaproszonych do zespołu muzyków –
Nigella Halla grającego na elektrycznym fortepianie Fendera i śpiewającego,
basisty Andreasa Hessa i bębniarza Terrence’a Higginsa wolałbym zobaczyć skład
i repertuar z ostatniej płyty Johna Scofielda – „A Moment’s Peace”, której recenzję
przeczytacie tutaj:
Nie
oznacza to jednak skreślenia od razu nieznanego składu i repertuaru bardziej w
stylu albumu „Piety Street”. Sekcja miała być bardziej bluesowa i rockowa. Była
niestety nijaka. Zabrakło charyzmy i scenicznej energii. Sama gitara Johna
Scofielda nie wystarczała. Zresztą wybrana formuła muzyczna spowodowała, że
lider raczej uzupełniał pracę sekcji barwą swojego instrumentu, nie pozwalając
sobie na dłuższe solowe improwizacje.
Nigel Hall
Całość
zabrzmiała tak, jakby nikt na scenie nie wierzył w sukces tego programu. Ot,
zagrali, zainkasowali honorarium i pojechali na następny koncert. Z pewnością
nie była to katastrofa. Jeśli ktoś jest fanem Johna Scofielda i zna jego płyty,
a także widział go wiele razy w lepszych koncertowych wydaniach, to na swojego
idola się nie obrazi. Szczególnie, że niedawno dostaliśmy znakomity studyjny
album „A Moment’s Peace”. Z pewnością jednak nowych zwolenników taki koncert
artyście nie zapewni.
John Scofield
Ja
od Johna Scofielda oczekuję więcej, szczególnie w tak dużej sali. Taki koncert
w klubie byłby dobrym codziennym muzycznym wydarzeniem.
W
drugiej części wystąpił zespół afrykańskich artystów z Mali – Amadou & Mariam. Dla mnie Mali to przede wszystkim Ali Farka Toure. O tym wydarzeniu
mogę tylko napisać, że koncert się odbył. Jego zawartość muzyczna to był
klasyczny afrykański pop, o tyle dobry, że z małą dawką psujących taką muzykę
brzmień elektronicznych. Ja wolę nieco bardziej rdzenną i prawdziwą afrykańską
muzykę. Choć z pewnością Amadou & Mariam mają na świecie wielu fanów… Mnie
nie przekonali…
Amadou & Mariam
Amadou & Mariam
Mariam Doumbia
Chórek też był...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz