Ta
płyta, to klasyk absolutny. Znajduje się pewnie na każdej z list płyt
wszechczasów, klasyfikacji gwiazdkowych, punktowych, owych „Core Collection”,
„must have”, kamieni milowych jazzu i innych tego rodzaju zestawieniach. Z
pewnością wśród tych, autorów owych list, mniej lub bardziej subiektywnie
układanych nigdy nie wyprzedzi „Kind Of Blue”, czy „Giant Steps”, ale to jest
ta sama liga, absolutny jazzowy top. Z pewnością to też jedna z dwu, może 3
najważniejszych płyt Charlesa Mingusa.
Na
tej właśnie płycie Charles Mingus po raz pierwszy pokazał światu swoją
najbardziej chyba znaną do dziś kompozycję – „Goodbye Pork Pie Hat”. A trzeba
pamiętać, że Charles Mingus był przede wszystkim jazzowym kompozytorem i
liderem zespołu, a dopiero w drugiej kolejności kontrabasistą. Już przez sam
fakt premiery jednej z najczęściej grywanych jazzowych kompozycji wszech czasów
płyta zyskała nieśmiertelność.
Na
„Mingus Ah Um” nie można jednak patrzeć tylko jak na miejsce premiery „Goodbye
Pork Pie Hat”. Tu też po raz pierwszy zostały zarejestrowane między innymi
„Fables of Faubus” i „Better Git Hit In Your Soul” i „Open Letter To Duke”.
Siłą
tej płyty są jednak nie tylko kompozycje. Można zaryzykować twierdzenie, że
lider nagrywając ten album miał najlepszy zespół z jakim grał w ciągu całej
swojej kariery. Charles Mingus potrzebował nieco większego składu. Na tej
płycie grają saksofoniści – Booker Ervin, John Handy i Shafi Hadi, a także puzoniści
– Willie Dennis i Jimmy Knepper. Skład uzupełniają Horace Parlan (fortepian) i
Dannie Richmond (perkusja).
Cechą
dzieł klasycznych powinna być ponadczasowość. Dziś takie brzmienie i taki skład
instrumentów do głównego nurtu jazzu nie należy. Dziś chyba nie ma nawet jazz
głównego nurtu. Jednak „Mingus Ah Um” mógłby powstać w każdym momencie od 1959
roku do dziś i byłby tak samo aktualny. A już samo to jest dowodem na geniusz
kompozytora i lidera, który również w dodatku wykreował magiczną sesję
korzystając, co zresztą miał w zwyczaju, z muzyków niekoniecznie pierwszej ligi…
Kompozycje
napisane na dzisiejszy album nie należą do najłatwiejszych, jednak zachowanu w
nich perfekcyjny balans pomiędzy stopniem komplikacji i zaawansowania, a
strawnością materiału dla mnie osłuchanego odbiorcy. Stąd też muzycy znajdą na „Mingus
Ah Um” nietypowe rozwiązania rytmiczne i harmonie nieznane z innych płyt końca
lat pięćdziesiątych, a słuchacze okazjonalnie sięgający po jazz wpadające w
ucho i niebanalne melodie. To również cecha muzycznego geniuszu.
W
1959 roku nikt list przebojów jazzowych albumów nie prowadził. Jednak gdy dziś
po wielu latach spróbujemy takie zestawienie sporządzić, ja nie będę potrafił
ustalić konkretnych miejsc w pierwszej trójce 1959 roku, choć z pewnością wiem,
że w tej trójce są „Kind Of Blue” Milesa Davisa, „Shape Of Jazz To Come”
Ornette Colemana i „Mingus Ah Um” Charlesa Mingusa. Miles Davis wykorzystał
wyśmienity gwiazdorski skład, podobnie jak Ornette Coleman, któremu dodatkowo pomogła
etykietka uwczesnego największego innowatora. Charles Mingus zwyczajnie nagrał
wybitną płytę, z przeciętnymi muzykami, nieco pospiesznie napisanymi
kompozycjami. To pozornie nie powinno się udać, a jednak powstało arcydzieło…
Charles Mingus
Mingus Ah Um
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: SRCS 9201
1 komentarz:
To co w Mingusie mnie uderza i nie pozwala zasnąć, to, co i u Dostojewskiego; skrajności, niemniej jednak nadzwyczaj melodyjne i zagrane z wielką miłością i sercem.
Tam to znajduje, mimo, pozornego chaosu, paliwo do życia, trudne i skomplikowane, ale zawsze wtedy gdy mam Go już dość z kakofonii dźwięków wynurza się słodka melodyjność, ale na chwilę...na moment, by popaść w zgrzyty. Te skrajności, ta miłość poprzedzona nienawiścią; te wybite zęby Kneppera dają tu jednak namiętnia znać o sobie. DOmagają się wysłuchania za wszelką ceną; owa zakompleksiona miiłośc własna tego Mingusa w którego DNA tkwi i chińczyk i szwed (?)każą przystanąć, zaniepokoić się, zamyslić, głowę przechylić w bok, ale nigdy zapomnieć....
Prześlij komentarz