07 lutego 2012

The Intuition Orchestra – Legendarne Ząbki


Nie jest łatwo przebrnąć przez ten album. To z pewnością nie jest muzyka, którą będziecie sobie umilać poranną kawę.. Nie jest łatwo, ale z pewnością warto.

Już sam pomysł wydania dziś, po prawie 30 latach tych archiwalnych, zarejestrowanych garażową metodą nagrań wydaje się zwariowany i skazany na kopercyjną klapę… Biegnijcie zatem do sklepu, bo z pewnością warto, a pozostało do kupienia jedynie 299 egzemplarzy tego niezwykłego wydawnictwa, bowiem ukazało się 300 sztuk, a ja swojego z pewnością nikomu nie oddam. Przy okazji gratulacje należą się wszystkim, którzy ten intrygujący i inspirujący materiał przechowywali przez wiele lat, pewnie po drodze konwertując go nie raz na nowszy nośnik…

Zespół, którego muzykę wydano w formie albumu „Legendarne Ząbki” istnieje do dziś i działa pod nazwą The Intuition Orchestra. Więcej o jego prehistorii przeczytacie we wkładce do albumu, a także na blogu prowadzonym od niedawna przez jednego z członków zespołu wtedy – w połowie lat osiemdziesiątych, jak i dzisiaj – saksofonistę Ryszarda Wojciula tutaj:


Skoro historię i legendę zespołu mamy już z głowy, skupmy się na muzyce. „Legendarne Ząbki” to podręcznikowy wręcz przykład tego, że grając muzykę trzeba mieć coś do powiedzenia. Słuchacz może oczywiście z przedstawioną historią się nie zgadzać, lub nie podzielać poglądów zespołu, jednak jeśli owa myśl przewodnia jest wystarczająco silna, niedoskonałości warsztatu przestają być przeszkodą. Owych warsztatowych wpadek trochę na płycie jest, ale to oryginalny muzyczny pomysł i spontaniczność jest zdecydowanie ważniejsza.

Inspiracje i zapożyczenia można oczywiście odnajdować i wyliczać bez końca. Żaden muzyk nie tworzy w oderwaniu od dźwięków, które go otaczają. Faktem jest też, że w latach osiemdziesiątych dużo więcej polskich zespołów kopiowało najlepsze zagraniczne wzorce. Zdecydowanie mniej było takich, które chciały owe inspiracje przetworzyć i które potrafiły ze znanych składników przyrządzić nowe danie.

Muzycy The Intuition Orchestra nie kopiowali. Inspirowali się oczywiście, to słychać na płycie, potrafili jednak twórczo przetworzyć owe muzyczne i literackie inspiracje tworząc coś nowego i intrygującego. Eksperymentując przy użyciu różnych przedziwnych brzmień, technik nagraniowych i zaproszonych gości. Tak też poszukują do dziś, stanowiąc jedną z najciekawszych formacji awangardowych na polskiej scenie muzycznej.

Potrafili stworzyć muzykę oryginalną, a jednocześnie zanurzoną w muzycznej tradycji. Granica między oryginalnością dla samej oryginalności i zaskakiwania słuchacza, a awangardą i twórczymi poszukiwaniami jest cienka i rozmyta. Nie mam jednak wątpliwości, że The Intuition Orchestra nigdy nie znalazła się po złej stronie tej granicy.

Bardziej przekonująco brzmi fragment płyty zatytułowany „Ząbkowska”, głównie dzięki partiom zagranym na klarnecie przez Ryszarda Wojciula. The Intuition Orchestra a.d. 1985 nie miała jednak lidera. Teraz też nie ma, ale to już temat na zupełnie inną opowieść. Rolę centrum muzycznej akcji równie często jak saksofon przyjmuje wiolonczela Bolesława Błaszczyka, muzyka znanego dziś bardziej z Grupy MoCarta. Tu jednak traktuje on swój instrument nieco mniej ortodoksyjnie…

Trzeba mieć sporo dystansu do swojej własnej muzyki, żeby nazwać jeden z utworów „Straszna Fryta”… Nie traktujcie jednak muzyki zespołu The Intuition Orchestra jak kolejnego free jazzowego projektu. Istotnie to muzyka pewnie w całości, a z całą pewnością w dużej części improwizowana.  To jednak projekt totalny, czerpiący inspirację nie tylko z klasyki free jazzu, ale także zauważający, że free jazz nie powstał z niczego, odwołujący się do najlepszych swingowych tradycji, ale także do minimalu, dźwięków ulicy, muzycznego akstraktu i wszystkiego innego, co sami tam usłyszycie.

To nie jest płyta łatwa w odbiorze, jednak z pewnością jeszcze do niej wrócę, a to w natłoku nowych albumów jest dla mnie dowodem wysokiej jakości muzyki. Mam nadzieję, że dla wielu również okaże się dobrą rekomendacją, na pewno warto spróbować. Osób, które zespół pamiętają z czasów jego prapoczątków, nie trzeba będzie z pewnością namawiać do zakupu, dla nich to będzie niezwykła pamiątka czasów, które już nie wrócą.

„Legendarne Ząbki” to nie jest muzyka dla każdego. Mnie się jednak podoba. Po tylu latach brzmi niezwykle świeżo. Mimo prymitywnego sposobu rejestracji i niekoniecznie najwyższej jakości dźwięku do doskonała propozycja dla wszystkich, którzy poszukują dźwięków nowych, których jeszcze nie słyszeli. Techniki zarejestrowania części dźwięków wypełniających album nie sposób dziś odgadnąć, co czyni muzykę jeszcze bardziej intrygującą.

Do tego dochodzi staranna i nietypowa szata edytorska, która z pewnością ucieszy każdego posiadacza płyty, a utrudni życie sprzedawcom, którym płyta nie zmieści się do standardowych zabezpieczonych przed kradzieżą pudełek.

Tak to już bywa, że każdy album musi być dzisiaj jakiś… Jazzowy, mainstreamowy (czyli często nijaki), neo-jakiś, jeśli muzyce brak formy, można przykleić etykietkę free jazzu. Może być też soul, R&B, nu-coś tam, albo dowolna kombinacja powyższych. Specjaliści od marketingu mnożą też nowe nazwy, kreując mody i tworząc nowe rynki. Często nawet ułatwiają życie sprzedawcom porządkującym sklepowe półki, dodając dopiski, które nieustannie wprawiają mnie we w sumie dość przygnębiające osłupienie. Czy nie jest bowiem namacalnym dowodem ostatecznego upadku sklepów z płytami umieszczenie dopisku „File Under: Jazz” na płytach największych sław gatunku? Przecież i tak większość sprzedawców i tak nie słucha tego co sprzedaje….

Do albumu „Legendarne Ząbki” nie przyczepicie żadnej etykietki. To zwyczajnie dobra, choć niełatwa muzyka.

The Intuition Orchestra
Legendarne Ząbki
Format: CD
Wydawnictwo: Requiem / Serpent
Numer: 44/2011

Brak komentarzy: