To
nowość nieco już nienowa… Jednak z całą
pewnością warta prezentacji. Płyta ukazała się w zeszłym roku. Dostępna jest w
formacie płyty analogowej i plików cyfrowych. Do mnie dotarła w formie płyty CD
przeznaczonej dla prasy. Lepiej późno niż wcale. W dobie internetu jeśli komuś
zależy, płytę analogową z pewnością sobie gdzieś w sieci odnajdzie i do swojej
kolekcji sprowadzi. Zapewniam Was, że warto. Zresztą pojęcie nowości jest
wieloznaczne. Nowością dla mnie jest to, czego wcześniej nie słyszałem. W
przypadku dobrej muzyki, jeśli artysta ma coś do powiedzenia, jego przekaz
pozostaje aktualny przez wiele lat. Tak więc „Flora. Fauna. Fervor.” to nowość,
przynajmniej dla mnie. Tym z Was, którzy wyłowili te płytę z gąszczu często
zupełnie bezwartościowych produkcji małych amerykańskich wydawców gratuluję
refleksu i muzycznego smaku.
Matt
Ulery to muzyk działający w Chicago. Jest przede wszystkim kompozytorem,
niezwykle płodnym, a jednocześnie oryginalnym. Jego kompozycje, to nie tylko
piękne harmonie, ale również, a być może przede wszystkim świetne aranżacje.
Autor maluje filmowe niemal obrazy wykorzystując trafnie brzmienia
instrumentów, mieszając brzmienia naturalne z syntetycznymi. Te syntetyczne, co
warto podkreślić są najwyższej próby, to Wurlitzer i jakieś inne stare
analogowe syntezatory. Jego kompozycje pozostają w ścisłym związku z brzmieniem
instrumentów, z pewnością nie mają wielkich szans zostać jazzowymi standardami,
jednak nie to jest celem lidera.
Nie
mam wątpliwości, że to muzyka przemyślana, choć z pewnością muzycy
uczestniczący w nagraniu dołożyli coś od siebie. Zespół zatrudniony przez
kompozytora, który gra na płycie również na kontrabasie składa się w dużej
części z muzyków jazzowej sceny Chicago. Muzycy często uczestniczą wzajemnie w
swoich projektach, wspomagają się i rozumieją bez słów. Nie znam kulisów
powstania płyty, ale mam wrażenie, że ta grupa muzyków razem może więcej, niż
każdy z nich osobno. Umiejętność wykorzystania potencjału zgromadzonego w
studio, to cecha dobrego lidera. Matt Ulery to potrafi. Tworzy wyśmienity zespół
z dobrych muzyków, sprawia, że u niego grają swoje najlepsze partie. To
przypomina mi wiele sesji Charlesa Mingusa…
W
kompozycjach lidera słychać, że nie jest mu obca nie tylko amerykańska tradycja
muzyczna, ale również wie wiele o muzyce europejskiej, zarówno tej nowej, jak i
nieco starszej. Gdzieś z tle słychać echa bałkańskie. W „When I Think Of You”
brzmienie trąbki (Thad Franklin) i aranżacja przypomina mi Chucka Mangione i
jego „Children Of Sanchez”. Skrzypce w rękach Zacha Brocka brzmią jak najlepszy
jazzowy europejski instrument („A Winds A Blowin’”). Akordeon Roba Clearfielda w
„When I Think Of You” i saksofon Tima Haldermana w „Shadow Ballerina” też
dostają od lidera chwilę dla siebie.
Sam
lider nie chce być postrzegany (przynajmniej na tej płycie) jako wirtuoz
kontrabasu. Jazzowi kontrabasiści niezbyt często nagrywają płyty, które nie są
tylko popisem ich możliwości technicznych. Być wirtuozem jest dużo łatwiej, niż
liderem i kompozytorem. Żeby być liderem trzeba umieć dowodzić, a przede
wszystkim mieć własną historię do opowiedzenia. Matt Ulery z pewnością wie,
czego chce. Jego kompozycje pobudzają wyobraźnie, skłaniają do myślenia, nie są
oczywiste i przewidywalne, są inspirujące i wciągające. I znowu przychodzi mi
na myśl porównanie z Charlesem Mingusem. On nagrywał zupełnie inną muzykę, ale
też potrafił stworzyć wyśmienity zespół z mało znanych muzyków i miał
oryginalne pomysły. Wiele z nich doceniami dopiero teraz. Chciałbym, żeby Matt
Ulery nie musiał czekać tak wiele lat na należne jego muzyce uznanie…
Matt
Ulery’s Loom
Flora.
Fauna. Fervor.
Format:
CD
Wytwórnia:
482 Music
Numer:
482-Pro-1072
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz