14 marca 2012

Wynton Marsalis & Eric Clapton – Play The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center


Ta płyta ukazała się kilka miesięcy temu. Wtedy, w czasie swojej premiery odebrałem ją jako absolutnie wtórną i zupełnie bezsensowną próbę reaktywowania klimatu, który należał do czasów, które już nigdy nie wrócą. Taki rodzaj interaktywnego muzeum, którym zresztą Lincoln Center jest za sprawą Wyntona Marsalisa.

W sumie, to nic do Wyntona nie mam, za wyjątkiem żalu, że marnuje swój talent na takie produkcje. Kiedy Wynton gra na poważnie, jest wyśmienity, szkoda jedynie, że robi to niezwykle rzadko. To jednak jego osobisty wybór, być kustoszem, a nie kreatywnym muzykiem. Trzeba też przyznać, że owym kustoszem Wynton jest wyśmienitym.

„Play The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center” to trzecia płyta oparta na podobnej koncepcji. Poprzednie dwie – „Two Man With The Blues” i „Here We Go Again: Celebrating The Genius Of Ray Charles” Wynton Marsalis nagrał z Willie Nelsonem, którego gitara jest zdecydowanie bliższa stylistyce dixielandowej i staromodnego bluesa, niż ta w rękach Erica Claptona. Jednak magia nazwiska Erica Claptona znanego na całym świecie, a nie tylko w białych stanach USA, jak Willie Nelson robi swoje i z pewnością ma wpływ na sprzedaż albumu… O tych poprzednich płytach możecie przeczytać tutaj:



Czy można winić dwu wybitnych muzyków za to, że nie chcą być wybitni, a tylko dobrze się bawić? Oni już swoje zrobili. Oby każdy gitarzysta i trębacz miał na swoim koncie tyle ważnych nagrań, co twórcy tej płyty… Jak ktoś nie ma ochoty pobawić się z Wyntonem i Erickiem, to nie musi. Fani każdego z nich znajdą na płycie parę wyśmienitych solówek w najlepszym stylu.

Nie lubiłem tej płyty od początku. A nawet opowiadałem publicznie, że jest beznadziejna. Ona nie jest beznadziejna. Jest co najmniej dobra. A może nawet bardzo dobra. Żeby wiedzieć to na pewno muszę posłuchać jej jeszcze kilka razy. Z pewnością nie będzie brzmiała nigdy tak, jak mogłaby zabrzmieć 40, 50 a nawet 60 lat temu. Wtedy jednak nie mogłaby powstać. Wtedy nie było szans na muzyczną integrację czarnego jazzu tradycyjnego z białym bluesem, który dopiero powstawał za sprawą Ericka Claptona do spółki z Alexisem Kornerem i Johnem Mayalem.

Brakuje to może nieco realizmu nagrań z epoki. Z całą pewnością na równi za sprawą doskonałego warsztatu dzisiejszych muzyków, który jest momentami zbyt perfekcyjny, jak i doskonałej realizacji dźwięku.

Tradycyjnie warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się na drugim planie. Ja z tej płyty zapamiętam, oprócz obu liderów doskonale wywiązującego się ze swojej roli, wcześniej mi nieznanego klarnecistę – Victora Goinesa. Posłuchajcie choćby wstępu do „The Last Time”.

Większość dźwięków na tej płycie jest absolutnie przewidywalnych. Czy to jej wada? Zdecydowanie nie. Czy to jest dixieland? Blues? Swing? Country? Czy to ma jakieś znaczenie? To duża dawka dobrej, kompetentnie i z szacunkiem dla tradycji I historii zagranej muzyki. Odłóżmy na chwilę na bok wielką sztukę i zabawmy się. Tak miało to właśnie wyglądać i wyszło znakomicie… To też dowód na to, jak często pierwsze wrażenie potrafi nas zmylić. Dajcie tej płycie szansę…

Wynton Marsalis & Eric Clapton
Play The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center
Format: CD
Wytwórnia: Drumlin / Rhino / Warner
Numer: 081227975913

Brak komentarzy: