Ta
płyta ukazała się kilka miesięcy temu. Wtedy, w czasie swojej premiery
odebrałem ją jako absolutnie wtórną i zupełnie bezsensowną próbę reaktywowania
klimatu, który należał do czasów, które już nigdy nie wrócą. Taki rodzaj
interaktywnego muzeum, którym zresztą Lincoln Center jest za sprawą Wyntona
Marsalisa.
W
sumie, to nic do Wyntona nie mam, za wyjątkiem żalu, że marnuje swój talent na
takie produkcje. Kiedy Wynton gra na poważnie, jest wyśmienity, szkoda jedynie,
że robi to niezwykle rzadko. To jednak jego osobisty wybór, być kustoszem, a
nie kreatywnym muzykiem. Trzeba też przyznać, że owym kustoszem Wynton jest
wyśmienitym.
„Play
The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center” to trzecia płyta oparta na
podobnej koncepcji. Poprzednie dwie – „Two Man With The Blues” i „Here We Go
Again: Celebrating The Genius Of Ray Charles” Wynton Marsalis nagrał z Willie
Nelsonem, którego gitara jest zdecydowanie bliższa stylistyce dixielandowej i
staromodnego bluesa, niż ta w rękach Erica Claptona. Jednak magia nazwiska
Erica Claptona znanego na całym świecie, a nie tylko w białych stanach USA, jak
Willie Nelson robi swoje i z pewnością ma wpływ na sprzedaż albumu… O tych poprzednich płytach możecie przeczytać tutaj:
Czy
można winić dwu wybitnych muzyków za to, że nie chcą być wybitni, a tylko
dobrze się bawić? Oni już swoje zrobili. Oby każdy gitarzysta i trębacz miał na
swoim koncie tyle ważnych nagrań, co twórcy tej płyty… Jak ktoś nie ma ochoty
pobawić się z Wyntonem i Erickiem, to nie musi. Fani każdego z nich znajdą na
płycie parę wyśmienitych solówek w najlepszym stylu.
Nie
lubiłem tej płyty od początku. A nawet opowiadałem publicznie, że jest
beznadziejna. Ona nie jest beznadziejna. Jest co najmniej dobra. A może nawet
bardzo dobra. Żeby wiedzieć to na pewno muszę posłuchać jej jeszcze kilka razy.
Z pewnością nie będzie brzmiała nigdy tak, jak mogłaby zabrzmieć 40, 50 a nawet
60 lat temu. Wtedy jednak nie mogłaby powstać. Wtedy nie było szans na muzyczną
integrację czarnego jazzu tradycyjnego z białym bluesem, który dopiero
powstawał za sprawą Ericka Claptona do spółki z Alexisem Kornerem i Johnem
Mayalem.
Brakuje
to może nieco realizmu nagrań z epoki. Z całą pewnością na równi za sprawą
doskonałego warsztatu dzisiejszych muzyków, który jest momentami zbyt
perfekcyjny, jak i doskonałej realizacji dźwięku.
Tradycyjnie
warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się na drugim planie. Ja z tej płyty
zapamiętam, oprócz obu liderów doskonale wywiązującego się ze swojej roli,
wcześniej mi nieznanego klarnecistę – Victora Goinesa. Posłuchajcie choćby
wstępu do „The Last Time”.
Większość
dźwięków na tej płycie jest absolutnie przewidywalnych. Czy to jej wada?
Zdecydowanie nie. Czy to jest dixieland? Blues? Swing?
Country? Czy to
ma jakieś znaczenie? To duża dawka dobrej, kompetentnie i z szacunkiem dla
tradycji I historii zagranej muzyki. Odłóżmy na chwilę na bok wielką sztukę i
zabawmy się. Tak miało to właśnie wyglądać i wyszło znakomicie… To też dowód na
to, jak często pierwsze wrażenie potrafi nas zmylić. Dajcie tej płycie szansę…
Wynton
Marsalis & Eric Clapton
Play
The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center
Format:
CD
Wytwórnia: Drumlin /
Rhino / Warner
Numer:
081227975913
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz