Z
tą płytą będzie tak jak z poprzednimi płytami Bruce’a Springsteena. Ta
świadomość mnie uspokaja. To nie jest płyta, która powala na kolana. Raczej nie
ma na niej przebojów, które będziemy nucić już po pierwszym odsłuchaniu płyty.
„Wrecking Ball” nie ma tak spektakularnego otwarcia jak „Working On A Dream” w
postaci monumentalnego „Outlaw Pete”. Nie ma też melodii w rodzaju „Radio
Nowhere” , „Gypsy Biker”, czy „Girls In Their Summer Clothes” z „Magic”. Tak
możnaby o każdej płycie Bruce’a Springsteena od połowy lat siedemdziesiątych.
Właściwie jedyna płyta, która już w dniu premiery, właściwie od pierwszych
dźwięków stała się moją ulubioną była „Nebraska”, ale to było 30 lat temu. Być
może pojawi się jakieś wydanie jubileuszowe..? Kto wie. Jednak przebić sposób
uczczenia „The Darkness On The Edge Of Town” nie będzie łatwo.
Wróćmy
jednak do „Wrecking Ball”. Z tym albumem będzie tak, jak ze wszystkimi
poprzednimi albumami Bruce’a Springsteena. Z każdym dniem będzie lepszy.
Większość utworów z tej płyty usłyszymy z pewnością już niedługo na koncertach…
Wtedy dopiero dowiemy się, jak naprawdę brzmią. Każdy z nich z pewnością będzie
zamieniony na wielominutowy koncertowy przebój. I wtedy zaczniemy
niespodziewanie nucić je tak, jak te z poprzednich płyt.
Sam
utwór tytułowy pojawił się na koncertach już w 2009 roku, a na płycie EP (tylko
w wersji analogowej i w postaci cyfrowej na iTunes) wydanej z okazji dnia
sklepów płytowych w 2010 roku – o tym wydawnictwie przeczytacie tutaj:
Na
tej płycie ważne są teksty, choć one są skierowane do amerykańskiego
odbiorcy. „Wrecking Ball” to album,
którego styl mieści się gdzieś pomiędzy „Nebraską” i „The Ghost Of Tom Joad” z
jednej strony, a „We Shall Overcome: The Seeger Sessions” z drugiej. Znajdziemy
tu ballady zaśpiewane jedynie z gitarą i sporo folkowo-irlandzkich smyczków.
Nie przepadam za chórkami i żeńskim wokalem w wykonaniu Michelle Moore. Ale
wiem, że to minie. To album wybitny, tak jak wszystkie płyty Bruce’a
Springsteena. Wybitny, ale nie widowiskowy i spektakularny… Jeśli ktoś tego
dziś nie słyszy… Usłyszy na koncertach.
Jak
zwykle ostatnio na płytach studyjnych nieco na „Wrecking Ball” brakuje gitar,
jednak wiem, że Stevie i Nils na koncertach dołożą swoje… I będzie się
działo... Z pewnością zabraknie Big Mana, ale The E-Street Band to zespół
nieśmiertelny. Będzie istniał zawsze. Przetrwał stratę Danny’ego Federici,
przetrwa i stratę Big Mana. Należy mieć nadzieję, że tym razem do Europy
przyjedzie Patti Scialfa. A Steve i Nils z pewnością zastąpią Toma Morello.
Stevie Van Zandt gra na „Wrecking Ball” tylko w jednym utworze na mandolinie, a
Nilsa Lofgrena nie ma tu wcale…
Teksty
są nieco bardziej polityczne niż zwykle, ale odwołują się też jak zwykle u
Bossa do amerykańskich realiów politycznych i ekonomicznych, są skierowane do
tamtejszego odbiorcy. To jedno ze źródeł zupełnie niezrozumiałej dla Europejczyków
popularności Bruce’a Springsteena w USA.
Album,
co staje się już praktycznie regułą ma kilka wersji. Tym razem na początej
dostajemy 3. Ta najlepsza – analogowa – to 3 płyty LP – czekam na dobrą cenę.
Pozostałe dwie to CD – wersja „zwykła” i Deluxe Edition – rozszerzona o dwa
utwory w większym opakowaniu. Dla tych dwu utworów warto kupić wersję Deluxe.
Oczywiście wszyscy fani bez wahania sięgną po tą wersje. Te dwa dodatki – to premierowe „Swallowed Up (In The Belly Of The Whale)”
i „American Land”. Album w wersji podstawowej zawiera premierowy materiał, za
wyjątkiem nowej wersji znanego wcześniej utworu tytułowego i „Land Of Hope And
Dreams” grywanego na koncertach od lat i wydanego po raz pierwszy w 2001 roku
na płycie „Live In New York City”. Tekst tego utworu powinien znaleźć się na
tej płycie… To też, jeśli czegoś nie
przegapiłem pierwsze oficjalnie wydane nagranie studyjne tej kompozycji. A
zamykający album „American Land” to ostatnie dźwięki zagrane przez Clarence
Clemonsa – ten album musiał się tak kończyć…
Czy
mam na tej płycie swoje ulubione momenty? Jeszcze nie, w przypadku płyt Bruce’a
Springsteena to przychodzi z czasem. Z pewnością są tu kompozycje, które
mogłyby znaleźć się na dowolnym poprzednim albumie, nawet na tych absolutnie
najlepszych. Do moich cichych faworytów należy „Rocky Ground”. Z całym
szacunkiem do niezłego głosu Michelle Moore, na koncertach poproszę w tym
utworze wyższy i zdecydowanei ciekawszy wokal Patti. Przebojem koncertów i
popisowym numerem dla Suzie Tyrell z pewnością staną się przypominające chyba
najbardziej klimat znany z „We Shall Overcome: The Seeger Sessions” utwóry „Shackled
And Drawn” i „Death To My Hometown”. Już sobie wyobrażam uderzenie 3 gitar w
koncertowej introdukcji do otwierającego album „We Take Care Of Our Own”. Już
myślę o przygasających światłach i wykonywanym solo z akustyczną gitarą wstępie
do „We Are Alive”. To dla mnie największa zagadka. Na płycie prawie piosenka
country, na koncertach może być zarówno nastrojową balladą, jak i wielkim finałem
każdego z czekających nas spektakli. Wystarczy posłuchać choćby jak zmienił się
„Open All Night” z „Nebraski” do „Live In Dublin”. To potrafi tylko The
E-Street Band.
To
tekst dla fanów Bruce’a, więc skróty myślowe i bezpośrednie odwołania do
znanych nam wszystkim na pamięć płyt raczej czytelności tekstu pomagają… Dla
tych, którzy jeszcze fanami nie są, mam jedną radę… Wybierzcie się na koncert,
to zmieni Wasze życie… Na zawsze…
Bruce
Springsteen
Wrecking
Ball (Deluxe Edition)
Format:
CD
Wytwórnia:
Sony
Numer:
886919483628
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz