Generalnie
to ja tej płyty nie lubię. Jest zbyt oczywista. Wolę George’a Bensona z
początków kariery, takiego bardziej jazzowego. Może nie miał jeszcze wtedy
własnego brzmienia, ale grał absolutnie wyśmienicie. Warto wspomnieć choćby
takie płyty jak choćby „It’s Uptown”, czy „The New Boss Guitar”. Ale to inne
historie. Patrząc obiektywnie tamte płyty są wyśmienite, ale dość wtórne, a
„Breezin’” ma trwałe miejsce w historii jazzu. Czy komuś się to podoba bardzo,
czy nieco mniej. Mnie podoba się nieco mniej…
Nie
luię tej płyty, ale od czasu do czasu do niej wracam. Może właśnie po to, żeby
przekonać się, że dalej jej nie lubię, albo, że usłyszę w niej coś nowego?
„Breezin’”
to ikona smooth jazzu, który nie zawsze był muzyczną tandetą, jaką często jest
teraz. Kiedyś trzeba było się postarać. Od tej płyty właściwie ten gatunek się
zaczął na poważnie.
Płyta
powstała w 1976 roku, kiedy George Benson był już uznanym jazzowym gitarzystą.
Dzięki temu albumowi stał się światową supergwiazdą muzyki popularnej. To z pewnością
zmieniło jego życie, choć komercyjnego sukcesu związanego z tą płytą już nigdy
nie udało mu się powtórzyć.
Ta
płyta nie miała chyba być jakimś szczególnym produktem. Materiał wybrano na nią
dość przypadkowo. W dodatku nieco niespodziewanie George Benson zdecydował się
zaśpiewać „This Masquerade”. To w zupełnie nieoczekiwany sposób otworzyło mu
drogę do list przebojów muzyki popularnej, gdzie hity instrumentalne ciągle
były czymś właściwie niespotykanym.
George
Benson skomponował na tą płyte tylko jeden utwór – „So This Is Love?”, który
przeszedł w towarzystwie największych przebojów tego albumu zupełnie bez echa. Utwór
tytułowy był już w świecie jazzu znany. Grywał go choćby Gabor Szabo, a napisał
go Bobby Womack. A „Affirmation” napisał Jose Feliciano.
W
dzisiejszych wersjach cyfrowych, producenci często dodają „Down Here On The
Ground” – filmowy klasyk Lalo Schifrina i „Shark Bite” – kolejną kompozycję
lidera – obie nagrane w czasie sesji do tego albumu w zimie 1976 roku.
Dodatkowo istnieje również tzw. Radio Edit piosenki „This Masquerade” – nieco inaczej
zgraną wersję przeznaczoną do prezentacji radiowych.
Ta
płyta to nie tylko świetna gitara lidera, ale też równie dobre brzmienia mooga
Ronnie Fostera, bębny Harveya Mansona i druga gitara Phila Upchurcha. No i
łatwo rozpoznawalne aranżacje Clausa Ogermana, choć tu wyjątkowo bez całych
sekcji smyczków. To prawdę powiedziawszy jedno z najbardziej udanych nagrań
Clausa Ogermana, jakie pamiętam. Zwolennicy nieco bardziej jazzowego jazzu nie
powinni tej płyty od razu odrzucać. Część z fanów gatunku nigdy w całości tej
płyty nie słyszała, a uważa, że jeśli to był komercyjny sukces, to nie może być
nic dobrego. Nic bardziej mylnego, choć istotnie to płyta, która ma dwa oblicza.
Jedno z nich jest czysto smooth jazzowe, komercyjne. To muzyka, która może
każdemu towarzyszyć w dowolnym momencie, od kuchni do sypialni, czy samochodu,
a jednocześnie nie obrazi uszu nawet najbardziej wyczulonego na muzyczny banał
fana dobrej muzyki. Jeśli poświęcić jej więcej czasu, znajdziecie w niej dużo
dobrego jazzu, tyle, że nieco schowanego pod komercyjną otoczką, która
przyniosła George’owi Bensonowi fortunę.
Ja
i tak tej płyty nie lubię, ale to ważne nie tylko z historycznego, ale również
muzycznego punktu widzenia nagrania, które doceniam i nawet czasem po ten album
sięgam, głównie wtedy, kiedy w domu pojawiają się nieco mniej jazzowi znajomi.
George
Benson
Breezin’
Format:
CD
Wytwórnia:
Rhino / Warner
Numer:
081227671327
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz