UWAGA: Patrz komentarz pod postem...
Od tego wypada więc zacząć, żeby
później było tylko coraz lepiej. Niewątpliwie aranżacje smyczków wykonane na
oba albumy przez Krzysztofa Herdzina są na światowym poziomie. Nie tylko
sprawne technicznie, ale również zachowujące sygnaturę dźwiękową pozwalającą
dość łatwo bez czytania małych literek na okładce usłyszeć, że to gra Krzysztof
Herdzin… No, może tym razem nie gra, tylko aranżuje, ale własne brzmienie dla
aranżera jest czymś równie istotnym, a może nawet istotniejszym niż dla muzyka.
Tak więc Krzysztof Herdzin aranżuje świetnie, ale mnie na obu płytach podobają
się najbardziej te fragmenty, w których miejsce smyczków zajmuje gitara Larry’ego
Koonse i kontrabas Dariusza Oleszkiewicza. Nie zapomniałem oczywiście o
fortepianie obsługiwanym przez Michała Tokaja, ten jednak obecny jest prawie
zawsze, więc nie jest wyróżnikiem tych bardziej kameralnych utworów.
Dlatego też dla mnie przebojem
tych albumów jest kompozycja „A Parable Of The Poppy” / „Przypowieść o maku” i
kolejne dwa utwory. Może dlatego, że najbardziej przypominają dobre jazzowe
śpiewanie w klasycznym kwartecie akompaniującym wokalistce? Może dlatego, że
pozwalają słuchaczowi nieco bardziej skupić się na wokalu? Jeśli bazą do
repertuaru są ważne dla Agi Zaryan teksty, to ich prezentacja nie powinna
konkurować z instrumentacją…
Nie zrozumcie mnie źle, to są
wyśmienite płyty.. Może trzeba więc chwalić, a nie tylko opowiadać o tym, co
mogło być lepsze…. Nie szukajmy więc dziury w całym… Z dwu wyśmienitych płyt
częściej jednak sięgam po wersję angielską. Wcale nie dlatego, że to światowa
produkcja. Również nie dlatego, że pragnę zagłębić się w zakamarki łamigłówki
tłumaczeń niełatwych tekstów… Niektóre były tłumaczone z polskiego na
angielski, inne odwrotnie… Do jazzowej frazy język angielski pasuje zwyczajnie
lepiej, a barwa głosu i bogactwo mikrodetali, które zawdzięczamy nie tylko
wyśmienitej formie wokalnej Agi Zaryan, ale również dobrej realizacji akustycznej
rejestrującej wiele mikrodetali i atmosfery nagrania też bardziej podoba mi się
w wersji angielskiej…
Na obu albumach niepodzielnie
rządzi głos Agi Zaryan i dlatego też… Im mniej instrumentów tym lepiej… Może
nawet cały album z odrobiną gitary, albo fortepianu byłby najlepszą edycją…
Muzyka skupia uwagę, mimo że nie
obfituje w nagłe zwroty akcji, łatwo skłania słuchacza do pozostania przy
głośnikach na dłużej. To w stosunkowo prostej i ogranej na wiele sposobów
formule fortepian / gitara plus sekcja i jazzowa wokalistka nie jest łatwe… Aga
Zaryan to potrafi, a do tego ma głos, którego nie sposób pomylić z nikim innym…
Czego więcej trzeba do światowego sukcesu? Trochę szczęścia w doborze
repertuaru, ciężkiej pracy, determinacji, pogody ducha i wiary w sukces… To
wszystko akurat brzmi jak opis artystycznej sylwetki i charakteru Agi Zaryan.
Niestety trzeba też wielkiej promocji i machiny dużej wytwórni, która nie tylko
weźmie do katalogu, ale jeszcze priorytetowo potraktuje… Tego na razie brak,
ale z punktu widzenia słuchacza to nawet się cieszę, bowiem można Agę usłyszeć
w kameralnych okolicznościach, a żeby zrobić wywiad nie trzeba przedostawać się
przez tabun managerów a potem ochroniarzy… Wywiad przeczytacie w czerwcowym
wydaniu Jazzpressu.. Dziś to ciągle jest wydanie najnowsze…
Aga Zaryan
A
Book Of Luminous Things
Format:
CD
Wytwórnia:
Blue Note / EMI
Numer:
5099908449825
Aga
Zaryan
Księga Olśnień
Format: CD
Wytwórnia: EMI
Numer: 5099908449627
1 komentarz:
No tak... Dotarł do mnie konmentarz następujący:
Rafale!! Gdzie rzetelnosć dziennikarska!? Dziękuję za poświęcony mi czas, ale ja tylko dyrygowałem orkiestrą. Wszystko wymyślił i napisał Michał Tokaj, mój wybitny kolega. Stoi w książeczce jak wół. Bardzo lubię Twoje komentarze, niemniej to dość poważna wpadka-nie sądzisz? Bezwzględnie pozdrawiam Krzysztof Herdzin
Tak to jest, jeśli się słucha i czasem niekoniecznie czyta. Usłyszałem w smyczkach "Herdzin Sound" i tego będę bronił, bo to brzmienie charakterystyczne i na światowym poziomie... Tak jak napisałem, niezależnie od tego, czy aranżował Michał Tokaj, czy Krzysztof Herdzin, to smyczki są światowe, tylko moim zdaniem akurat tu niezbyt potrzebne, choć to zupełnie subiektywne zdanie subiektywnego recenzenta.. Obiecuję wczytywać się bardziej w to co w książeczkach małymi literkami...
Prześlij komentarz