Ciągle
myślę, że Bobby McFerrin nagra fantastyczną, niezapomnianą płytę. Z nadzieją
biorę do ręki prawie każdą, którą nagrywa. I tak już od ponad 20 lat. Być może
właśnie w tej chwili obrażą się na mnie tysiące bywalców Sali Kongresowej, ale
co tam… Od albumu „Play” nagranego z Chickiem Corea, w zasadzie Bobby McFerrin
nie nagrał niczego równie wartościowego, a od nagrania tej płyty minie przecież
niedługo 25 lat…
Wiem,
że mógłby nagrywać płyty wybitne. Człowiek obdarzony tak wybitną muzykalnością,
z tak nieprawdopodobnym instrumentem w gardle i niezwykle obszerną wiedzą
muzyczną i obejmującym cały świat muzyczny nieprzebranym źródłem inspiracji i
wiedzy mógłby… Artysta z tak nieprawdopodobnie pozytywnym podejściem do życia,
tak pogodny i jednocześnie szczery i otwarty w zasadzie powinien sypać jak z
rękawa albumami wybitnymi. Czemu tego nie robi? Nie wiem. Może ciekawość świata
i chęć sprawdzenia się w różnych przedziwnych muzycznych projektach sprawia, że
każdy kolejny album to jakiś muzyczny eksperyment.
Tym
razem jest nieco inaczej. Dlatego też „Spirityouall” to album wyśmienity. Być
może najlepszy album Bobby McFerrina od czasów wspomnianego już „Play”. Mam
jednak wrażenie, że został zaśpiewany na pół gwizdka. Są różne rodzaje luzu –
muzyczna swoboda może być urocza albo niedbała. Najnowszy album Bobby McFerrina
to niezwykle osobista, intymna wypowiedź, wspomnienie melodii z dzieciństwa,
przypomnienie postaci wybitnego ojca – postaci równie ważnej dla historii amerykańskiej
sceny – Roberta McFerrina. To album dobry, ale ciągle nie wybitny. A miał
szanse takim być.
Na
tej płycie jest wszystko, co powinno być na genialnym albumie – genialnie
muzykalny Bobby McFerrin, świetnie wybrany repertuar, pomysł i prawdziwe emocje.
Jest też kilka duetów wokalnych z Esperanzą Spalding – to dobry pomysł. Są
muzycy sesyjni z najwyższej półki - jak choćby Gil Goldstein i Larry Grenadier.
Jest równie niedościgniona w chórkach, jak Bobby McFerrin w beztekstowych
improwizacjach, Lisa Fischer.
Do
monumentalnego, szczególnie z punktu widzenia amerykańskiego słuchacza
repertuaru lider podszedł na luzie, choć z należytym szacunkiem. W efekcie
powstała przemiła płyta z piosenkami. Trochę jednak zabrakło zespołu – magii
chwili, która pozwala grupie wybitnych muzyków nagrać nie tylko perfekcyjny
album, ale dzieło, które zapamiętamy na zawsze. To dobra płyta, może nawet
wyśmienita, ale mam wrażenie, że na mojej półce może zaginąć wśród gromady
równie dobrych albumów. Choć na półce z tymi ozdobionymi nazwiskiem Bobby
McFerrina zajmie drugie miejsce, zaraz za „Play”.
Gdybym
miał wybrać singla z tej płyty – nie wahałbym się ani chwili – „I Shall Be
Released” Boba Dylana jest moim faworytem. Nie tylko przez sentyment do
pięknego tekstu, ale też przez wyśmienicie zagrany przez muzyków towarzyszących
podkład. Który to już raz okazuje się, że Bob Dylan nie tylko pisze wielkie
teksty, ale też komponuje świetne jazzowe standardy.
Zupełnie
nie rozumiem, czemu niektóre tytuły są skrócone, mimo zachowania oryginalnej
melodii i tekstu, a na płycie trudno odnaleźć nazwiska kompozytorów i autorów
tekstów. Podsumowując – to najlepszy album Bobby McFerrina od lat, ale ja ciągle
czekam na coś dużo lepszego…
Bobby
McFerrin
Spirityouall
Format:
CD
Wytwórnia:
Sony
Numer:
887654568625
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz