13 sierpnia 2013

Regi Wooten, Krzysztof Ścierański, Przemysław Bęben Kuczyński – Jazzarium, Warszawa, 10 sierpnia 2013

Muzyka prawdziwa, oprócz zachwytów odrobina refleksji. Jakże mało takich okazji. Warszawa to teoretycznie jedna z ważnych europejskich metropolii, ale ciągle nie ma tu jazzowego klubu z prawdziwego zdarzenia, takiego, który istniałby więcej niż jeden letni sezon i miał prawdziwie jazzową ofertę, nie od święta, ale na co dzień. Wszystko oczywiście rozbija się o pieniądze.

Krzysztof Ścierański, Regi Wooten

Jazzarium to za małe i pozbawione niezbędnego w takim wypadku klimatu, choć istnieje już w porównaniu z innymi jazzowymi miejscami stosunkowo długo. Nie ma co jednak narzekać, bowiem jeśli się dzieje, to nie ważne gdzie, ważne jaka muzyka gra. A ta była w upalną, choć wilgotną sobotę 10 sierpnia 2013 roku najwyższej światowej próby. Nie mam pojęcia, w jaki sposób powstał taki skład, być może jak to często bywa, w takim składzie muzycy zagrali tylko ten jeden jedyny raz. Ci, którzy zdecydowali się przyjść do Jazzarium byli więc świadkami niecodziennego, być może jedynego w swoim rodzaju koncertu. Na malutkiej scenie zmieścili się cudem ze swoim sprzętem Regi Wooten, Krzysztof Ścierański i Przemysław Bęben Kuczyński.

Przemysław Bęben Kuczyński

Spontaniczny charakter spotkania ustalił repertuar, złożony z rockowych i jazzowych standardów, z pozoru tak odległych od siebie, jak „Footprints” Wayne Shortera i „Little Wing” Jimi Hendrixa. Krzysztof Ścierański sięgał czasem po klasycznego Stratocastera, Regi Wooten grał w swoim stylu, pozornie gdzieś bardzo daleko od podstawowego tematu, jednak zawsze czujnie i niezwykle stylowo. Przemek Kuczyński rozkręcał się powoli. Cały występ, jak za starych dobrych czasów składał się z dwu długich setów, z przerwą przeznaczoną na wspomożenie wysokości barowego utargu. Kameralny charakter koncertu pozwolił w zasadzie wszystkim słuchaczom zamienić słowo z muzykami, a Regi Wooten obiecał, że do Polski wróci już niebawem.

Krzysztof Ścierański

Regi Wooten

Być może malkontenci będą narzekać na wokal Regi Wootena, albo wypominać niekoniecznie do końca uzgodnione aranżacje, kolejność solówek, czy brak artystycznej spójności przedstawionego materiału, w którym rockowe klasyki mieszały się z jazzowymi standardami i elektronicznymi improwizacjami Krzysztofa Ścierańskiego znanymi dobrze bywalcom jego koncertów. To jednak była żywa, fantastyczna muzyka, tak powinno się grać w paru miejscach w Warszawie codziennie. Ale to tylko marzenia. Warto wypatrywać takich okazji i nie czekać na kolejną, niezależnie od pogody. Niektóre wydarzenia już nigdy się nie powtórzą. To prawdziwa muzyka, a nie starannie wyreżyserowane objazdowe show, jakie serwują nam każdego lata wielkie gwiazdy i wielkie festiwale…


Krzysztof Ścierański

Regi Wooten

Brak komentarzy: