Johna
Scofielda w ostatnim dziesięcioleciu mniej więcej kupuję w ciemno. On niczego
nie musi i nie chce nikomu udowadniać. Gra to co chce i jak chce. Swobodnie
porusza się w przeróżnych, często niezwykle od siebie oddalonych muzycznych
konwencjach łącząc je i mieszając w zupełnie nie powtarzalny sposób.
Niezależnie od tego, co gra, zawsze jest rozpoznawalny. Nie oznacza to grania
jednym brzmieniem wypracowanym od lat. To nawet jeśli byłoby najwspanialsze, po
pewnym czasie znudziłoby największych fanów.
John
Scofield nie jest w zasadzie gitarzystą, to muzyki, lider, kompozytor, twórca,
kreator muzycznych sytuacji. Nie jest wirtuozem gitary, choć pewnie potrafiłby
zagrać wiele dźwięków nieosiągalnych dla innych. Nie jest kustoszem własnej
tradycji, ciągle nadąża za muzyczną rzeczywistością, a często ją tworzy. Gra
zarówno dla tych, którzy słuchali go już w końcu lat siedemdziesiątych, jak i
tych, którzy wtedy jeszcze się nie urodzili. Brzmi jednocześnie nowocześnie, jak
i z wielkim szacunkiem dla starych mistrzów, zarówno hard-bopu, jak i
elektrycznego bluesa.
Od
wydania „Uberjam” – jak wskazuje tytuł – bezpośredniego poprzednika „Uberjam
Deux” minęło już ponad 10 lat. Wtedy, w 2002 roku to była niezwykła sensacja,
oto uznany jazzowy gitarzysta zabrał się za drum’n’bass i to z jakim skutkiem…
Do dziś pamiętam moment, kiedy rewelacyjna nowość trafiła prosto z półki
londyńskiego sklepu, którego już dziś nie ma do wnętrza mojego Discmana, który
służy mi do dzisiaj. Kawiarnia, w której kupiłem kawę robi ją równie dobrze i
dziś, a ławka w Hyde Parku, na której po raz pierwszy wysłuchałem „Uberjam” też
wytrzymała próbę czasu.
Dziś
„Uberjam Deux” nie jest tak przełomową rewelacją, jak pierwsza część w 2002
roku. Nie oznacza to, że to gorszy album. Płyta jest równie dobra muzycznie,
choć w związku z czasem powstania nie tak przełomowa. Od 2002 roku wiele się w
muzyce zdarzyło. „Uberjam Deux” to niemal ten sam skład, co 11 lat temu.
John
Scofield sprawnie porusza się w wielu muzycznych konwencjach, często szuka
inspiracji w muzycznych fascynacjach członków zespołu. Avi Bortnick podrzuca
stylowy afrobeat w „Snake Dance”, John Medeski w stylu reggae w „Dub Dub”. Inne
tytuły utworów również sugerują źródła inspiracji tym, którzy mogą owych źródeł
zwyczajnie nie znać – „Scotown” to Motown, „Curtis Knew” to odniesienie do
Curtisa Mayfielda, „Al. Green Song” to oczywiście wspomnienie soulowego
wokalisty Ala Greena. Jedyny na płycie cover – „Just Don't Want to Be Lonely”
to przypomnienie grupy R&B z lat siedemdziesiątych – The Main Ingredient i
zupełnie dziś zapomnianej postaci Ronnie Dysona.
John
Scofield jest jednym z wielu muzyków namaszczonych przez Milesa Davisa. Czasem
myślę, że może w takim właśnie muzycznym klimacie, jak tworzony przez muzyków
zespołu Scofielda grałby dziś Miles, który był mistrzem w tworzeniu nowej
jakości ze znanych składników i luźnym ogrywaniu dźwięków najistotniejszych dla
struktury kompozycji. To również sposób Johna Scofielda – zagrać tylko to co
najistotniejsze, resztę zostawić kolegom z zespołu. Na całej płycie nie
znajdziecie właściwie żadnej klasycznej solówki żadnego z członków zespołu.
Oczywiście gitara lidera pozostaje najważniejsza, ale nie ma to nic wspólnego z
niepotrzebną wirtuozerią. Inni tworzą nastrój, przypominają brzmienia sprzed
lat. Tak jak choćby mistrzowski mellotron Johna Medeskiego w „Curtis Knew”, czy
wszechobecne sample wyzwalane przy użyciu gitary Avi Bortnicka.
Na
tej płycie znajdziecie wszystko - soul, R&B, funk, brzmienia z Memphis z
lat sześćdziesiątych, rock, elektryczny blues, drum’n’bass, Motown, i wiele innych, a przede wszystkim całą masę
wyśmienitej muzyki, jedynej w swoim rodzaju. Zwykle kolejne części nawet
najdoskonalszego albumu nie udają się tak wyśmienicie, podobnie jak kolejne
części filmowych hitów. Tym razem jest inaczej. „Uberjam Deux” jest równie
dobry i mam nadzieję, że na kolejny studyjny album tego składu nie trzeba
będzie czekać znowu ponad 10 lat.
John Scofield
Uberjam Deux
Format: CD
Wytwórnia: Emarcy
Numer:
602537337248
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz