Gary Peacock należy do artystów, których kupuję w
ciemno. Całe lata trochę się marnował, skupiając wysiłki twórcze na kolejnych
nagraniach z Keithem Jarrettem i Jackiem DeJohnette’m. Nie oznacza to, że owe
nagrania nie są warte uwagi, ale ich swoista jednostajność może sporą część
słuchaczy znudzić. Eksplorowanie kolejnych standardów i selekcjonowanie tych
najlepszych koncertów i wydawanie ich systematycznie na płytach to nie jest
coś, czego oczekiwałbym po jednym z najlepszych od lat kontrabasistów.
Oczywiście Gary Peacock nie ograniczał się, na
szczęście, do współpracy z zespołem Keitha Jarretta, która trwa już niemal 30
lat. W tym czasie nagrał sporo pod własnym nazwiskiem i całkiem dużo w różnych
składach okazjonalnych, nie tylko w ECM. Ja szczególnie cenię jego nagrania z
Marc’kiem Coplandem – „Insight”. O tej płycie przeczytacie tutaj:
Warto podkreślić, że grając w różnym towarzystwie,
Gary Peacock w zasadzie nigdy nie był typowym basistą – członkiem sekcji
rytmicznej. Jego pomysły na zaistnienie w tych mniejszych i całkiem dużych
składach wykraczają zawsze daleko poza standardowe trzymanie rytmu na spółkę z
perkusistą. To zupełnie inna liga.
Z Marylin Crispell spotkali się co najmniej dwa
razy – w 1997 roku nagrywając „ Nothing Ever Was, Anyway: Music Of Annette Peacock" i w roku 2000 przy okazji albumu
„Amaryllis”. Tego pierwszego nigdy nie miałem okazji posłuchać, ten drugi, choć
poprawny nie pozostał jakoś na dłużej w mojej pamięci. Zanotowałem jedyny raz,
kiedy słuchałem tego albumu, że Gary Peacock i Paul Motian zmarnowali okazję
łącząc swoje siły z jedynie poprawną pianistką. Od 2000 roku po ten album nigdy
nie sięgnąłem, w sumie to nie wiem, czy dziś nie odebrałbym go inaczej.
Istotnie – z mojej perspektywy Marilyn Crispell nie
jest muzykiem tak kreatywnym jak Gary Peacock. Jednak album „Azure” uważam za
dzieło jak najbardziej udane i to za sprawą obu firmujących go muzyków. Na tej
płycie, która jest nowością w katalogu ECM nie odnajdziecie perkusji Paula
Motiana. Materiał powstał na początku 2011 roku, więc Paul Motian jeszcze żył i
mógł wziąć udział, przynajmniej teoretycznie w nagraniu. Czy brak perkusji, był
decyzją artystyczną, czy Paul Motian nie miał czasu, lub siły przyłączyć się do
sesji – nie wiadomo. Faktem jednak jest, że w porównaniu z „Amaryllis” muzyka
zyskała potrzebną w tym wypadku przestrzeń., niezwykle szeroki słownik
muzycznej
Oboje współautorzy podzielili się niemal równo
pracą kompozytorską, tworząc materiał napisany specjalnie na ten album. Oboje
też umieścili, sprawiedliwie dzieląc się dostępną na płycie przestrzenią, po
jednym utworze zagranym solo. W efekcie powstała muzyka łącząca z pozoru trudne
do połączenia światy free-jazzowych improwizacji we wspólnych, prawdopodobnie w
całości wyimprowizowanych w studiu kompozycjach, z pięknymi melodiami
napisanymi pewnie wcześniej…
Wspomniane improwizacje, to próba połączenia dość
odległych światów Anthony Braxtona (z którym współpracowała Marylin Crispell) i
Keitha Jarretta (muzycznego partnera Gary Peacocka od ponad 30 lat). Udało się
znakomicie, a w dodatku powstała wyrafinowana płyta dla wszystkich. Można w
niej poszukiwać kompozycyjnych ciekawostek, albo zamknąć oczy i dać się ponieść
wyobraźni pobudzonej przez pięknie napisane melodie. Można ten album podarować
tym, którzy jazzu na co dzień nie słuchają i może na początek poprosić o
pominięcie kompozycji wspólnych obu artystów… Tak dla bezpieczeństwa… Pewnie i
tak obdarowani z ciekawości po nie sięgną.
Nawet w momentach spiętrzenia muzycznej akcji
najbliższym trafnego opisania tego co słychać z głośników jest relaks. Swoboda
w kreowaniu dźwiękowych obrazów i muzyczna wyobraźnia to coś, co sprawi, że
zapamiętacie ten album na długo i będziecie do niego chętnie wracać.
Gary Peacock / Marilyn Crispell
Azure
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Numer: 602537088690
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz