Ten rodzaj odnajdywania trudnych do odnalezienia
muzycznym perełek uwielbiam ponad wszystko. Na całym świecie prawdopodobnie
tysiące artystów nagrywa niemal codziennie wybitną muzykę, o której wie jedynie
garstka wybrańców. Większość z nich skupia się na muzyce, nie poświęcając zbyt
wiele czasu i energii na robienie kariery. Tym większa przyjemność opisania
jednego z takich właśnie albumów.
Roba Clearfielda znałem dotychczas z występów i
nagrań solowych, oraz współpracy z Grażyną Auguścik. Rozmawiałem z nim kilka
razy i zawsze myślałem, że to wrażliwy artysta, nieco zamknięty w świecie
własnej wyobraźni, myślami zawieszony gdzieś pośrodku Atlantyku. Pianista,
który czerpie muzyczne pomysły zarówno korzystając z jazzowej tradycji muzyki
amerykańskiej, niekoniecznie jedynie ultraortodoksyjnych bluesowych nagrań
improwizowanych, ale również całej armii europejskich pianistów tak gdzieś od
Fryderyka Chopina zaczynając, a na twórcach awangardowych XX wieku kończąc.
Nagranie bluesowego, a momentami nawet funkowego kwintetu, w którym Rob jest
liderem i kompozytorem to ostatnia rzecz jakiej bym po nim oczekiwał.
Tak więc kiedy kilka dni temu z jak zwykle
tajemniczym uśmiechem Rob wręczył mi swoją ostatnią płytę wspominając jedynie
mimochodem, że to kwintet, zapytałem jedynie o tajemniczy obraz na okładce, pozbawionej
nie wiedzieć czemu nazwiska lidera i tytułu albumu. O muzyce nie rozmawialiśmy.
W związku z tym zaplanowałem sobie pierwsze spotkanie z nową muzyką Roba
Clearfielda w pewien bardzo późny i deszczowy wieczór, wyobrażając sobie raczej
obszernie namalowane impresjonistyczne dźwięki pełne europejskiej tradycji z
gitarą i grającym możliwie na okrągło saksofonem w tle.
Spodziewałem się dobrego albumu, a usłyszałem album
wyśmienity, a w dodatku zupełnie inny, niż to, czego się po znajomym pianiście
spodziewałem. Być liderem zespołu to dużo większa sztuka, niż być dobrym pianistą.
A Rob Clearfield z pewnością nie tylko potrafi sam zagrać, ale też tak
pokierować zespołem, żeby wyszło coś więcej niż suma dobrych zagrywek
wszystkich jego członków.
Prawdziwy lider daje pograć innym. Często w związku
z tym jego gwiazda nie świeci tak jasno, jak pozostałych. On ma inne zadania. Gwiazdą albumu „The Long
And Short Of It” jest gitarzysta - John Kregor. Zapamiętajcie
to nazwisko. To nie znaczy wcale, że mamy do czynienia z jakimiś gitarowymi
popisami bez celu. Inni też dostają swoją szansę, którą wyśmienicie
wykorzystuje basista - Patrick Mulcahy.
Sam lider w tym zestawieniu wypada bardziej
przekonująco, kiedy gra na fortepianie elektrycznym. Jest jednak przede
wszystkim liderem i kompozytorem. Niektóre z melodii, jak choćby kompozycja
tytułowa, gdyby dostały się w ręce zręcznego producenta muzyki pop i jakiejś
młodej niekoniecznie całkiem ubranej pseudowokalistki, mogłyby zostać światowymi
przebojami. Nie zostaną, bo pewnie pozostaną na zawsze jedynie pięknymi
kompozycjami Roba Clearfielda. I myślę, że to nawet lepiej…
Muzyki Roba Clearfielda nie uda się wpisać w żaden
muzyczny styl, co może utrudnić działania promocyjne, słuchacze często
wybierają bowiem to co już znają, sięgając po muzykę w stylu, który lubią. Do
szerszego spojrzenia trzeba sporo odwagi. W muzyce kwintetu Roba Clearfielda
znajdziecie wiele post-bopowych skojarzeń, ale też nutę progresywnego rocka,
energetycznego fusion i wszechobecnego na amerykańskiej scenie R&B, od
którego Amerykanie nie potrafią uciec, kiedy spotyka się gitarzysta i pianista
sięgający po elektryczny fortepian.
Kwintet Roba Clearfielda przypomina mi wczesne
nagrania Joe Zawinula, jest w tej muzyce równie wiele energii, niezliczone
pokłady dźwiękowych pomysłów, inspiracje z całego świata i pięknie napisane
melodie. To z pewnością album wart każdej wydanej na niego złotówki…
Rob Clearfield Quintet
The Long And Short Of It
Format: CD
Wytwórnia: Rob Clearfield /
CD Baby
Numer: ??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz